Kejti's Factory - Powieść w odcinkach
"Riauk"




To czego nie widać


Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska

Truggen leżał w łóżku twarzą do ściany. Nie wstał z niego od sześciu dni, chociaż mógł. Z jego ciałem było już wszystko w porządku. Nie potrafił jednak sobie wyobrazić, że mógłby wyjść na dwór, coś zrobić, z kimś porozmawiać, tak jakby to, co przeżył, nigdy się nie zdarzyło.
Usłyszał pukanie do drzwi. Nie zareagował. Nic go nie obchodziło, kto przyszedł, ani czy ktoś mu otworzy. Bo jakie to mogło mieć znaczenie? Zabił, chociaż nie musiał, ani nawet nie chciał.
Kiedy Kit nauczył go zmieniać kształt, wydawało mu się to po prostu fajne. Dobrze czuł się w ciele gigantycznego kota. Mógł biec niewyobrażalnie szybko, nie dostając zadyszki i nie bojąc się, że zemdleje, czy choćby położyć się na trawie i grzać w słońcu, doświadczając łaskotania przez źdźbła trawy znacznie mocniej, niż gdyby pozostał w ludzkiej postaci.
Matka była w domu. Chyba też, tak jak on, nie wychodziła, od kiedy jej syn okazał się zbrodniarzem. Otworzyła drzwi. Powiedziała coś stanowczo. Ktoś, kto przyszedł, też jednak był stanowczy, choć mówił cicho i spokojnie. Spierali się tylko przez chwilę. Potem przybysz wszedł do środka. Podłoga skrzypiała pod nim.
Truggen wiele razy słyszał, że dziadek za młodu po pijaku zabił kogoś niewinnego. Widać był potworem, albo głupcem, skoro potrafił się po tym pozbierać. Chłopak tak to czuł. Wydawało mu się, że nie tylko nigdy już nie zdoła zachowywać się normalnie, ale też, że nie ma do tego prawa.
Niedaleko niego szurnęło przesuwane krzesło. Potem ktoś na nim ciężko usiadł.
- Słyszałem, że znowu miałeś kłopoty. – Truggen od razu rozpoznał głos Netta. – Ale już ponoć wszystko z tobą w porządku.
- Nic nigdy nie będzie w porządku. Już nie – jęknął. Nie odwrócić się.
- Dlaczego?
- Ja ją zabiłem.
- Babkę, która cię porwała – sprecyzował Nett. – To chyba dobrze.
Truggen gwałtownie usiadł. Spojrzał na przyjaciela. To miało być gniewne spojrzenie, ale w oczach chłopaka lśniły łzy, a wargi drżały.
- Jak to dobrze?!
Nett pozostał zupełnie spokojny. Siedział pochylając się lekko w przód, rozsunięte szeroko kolana robiły miejsce dla jego dużego brzucha.
- Jesteś facetem - stwierdził. – Masz w rodzinie myśliwych i najemników. Twój dziadek odstawiał takie rzeczy, że stał się legendą. To chyba dobrze, że jesteś do nich podobny, że potrafisz się obronić. Właśnie po to uczyłeś się szermierki i strzelać z łuku, nie? Może źle wyszło, ale one nie musiały was porywać i więzić, mogły pogadać.
- Ja ją zabiłem rękami. – To, jakimi drogami wędrował umysł Netta bardzo zaskoczyło Truggena.
- Co za różnica? Potrafisz przemieniać palce w noże i szpony, to z tego skorzystałeś.
Truggen spojrzał na swoje wąskie, jasne dłoni. Choć zaciskały się na kocu, drżały coraz bardziej.
- Ona musiała być w ciąży.
- Ale nie przestała być przez to porywaczką. Wiem, że oberwałeś w głowę – mówił Nett dalej. – Słyszałem o ludziach, którzy od takiego ciosu już zawsze się ślinili i patrzyli w przestrzeń. Zresztą, od czegoś takiego różne rzeczy mogą się stać. Można umrzeć, stracić wzrok, albo mieć omamy. My tu mamy władających mocą. Poskładali cię. Ponoć wszystko będzie z tobą dobrze. Ale rozumiem, że teraz jeszcze nie myślisz jasno. W każdym razie... Nic złego nie zrobiłeś. Nie powinieneś się zamartwiać.
Truggen uniósł wzrok. Na jego twarzy malował się wyraz zaskoczenia.
- Wpadnę jutro – oznajmił Nett i dźwignął się z krzesła. – Może dasz się wyciągnąć do lasu.

Jak to w ogóle się stało, że Truggen i Nett zostali przyjaciółmi? I czy faktycznie nimi byli? Truggen nie był tego pewny. Kiedy kuzyni zaczęli zajmować się dorosłymi sprawami, on po prostu musiał z kimś spędzać czas, a grubas sam szukał jego towarzystwa.
- Masz. – Nett podszedł do Truggena i wyciągnął w jego stronę glinianą butelkę. – Podprowadziłem starym.
- Znowu chcesz mnie upić i porzucić w krzakach? – burknął młody demon.
Na poprzedniej potańcówce starszy chłopak zapoznał go z działaniem napoi wyskokowych. Oczywiście żaden z nich nie wyszedł na parkiet. Jak wielu innych młodzieńców patrzyli tylko na dziewczyny i pili w cieniu stodoły.
Dla czternastoletniego wówczas Truggena skończyło się to w krzakach, do których dotarł na czworakach. Pewnie umazany wymiocinami przeleżałby tam całą noc, gdyby przypadkiem nie trafił na niego dziadek i nie zataszczył do domu. To znaczy, chyba taszczyła go babcia. Kiedy Truggen wytrzeźwiał, Morel urządziła mu połajankę, a dziadek uraczył ich wszystkich opowieściami o swoich pijaństwach z młodych lat. Ojciec próbował ich uciszyć i mówił, że przesadzają, matka w strofowaniu chłopaka, a dziadek w malowaniu pijaństwa w tak czarnych barwach. Szybko jednak się poddał. Do tamtych dwojga czasem nic nie docierało.
- Nie – powiedział grubas z wyraźną skruchą w głosie. – Przepraszam za tamto. Wystraszyłem się. Nie pomyślałem, że masz taką słabą głowę. Teraz będę cię pilnował.
Truggen przyjął od Netta glinianą butelkę.
- Dzięki. – Chłopak wziął solidny łyk. Płyn był przerażająco niesmaczny, ale przyjemnie rozgrzewał i wypełniał ciało poczuciem nieznanej mu dotąd mocy.
Oparli się plecami o ścianę stodoły. Butelka krążyła między nimi.
- Jest jakaś babka, która Ci się podoba? – spytał Nett pomiędzy łykami, jakby tak od niechcenia.
- Jest. Ale mnie nie chce. – Truggen zagryzł wargi. – Jak jej powiedziałem, co czuję, to się wściekła.
- Dlatego ja wolę się nie zdradzać.
- Może coś w tym jest. – Truggen pokiwał głową. – Która ci się podoba?
- A ty mi powiesz?
- Mnie... Guld. To moja praciotka – wyznał, choć sam nie wiedział dlaczego.
- Niezły jesteś. – Nett zaśmiał się krótko. Potem wziął solidny łyk z butelki. – Mnie podoba się Anna, ta babka, co pracuje u moich starych.
- Ale ona jest starsza od ciebie. I to sporo.
- Hej, to tobie podoba się własna ciotka.
- Daj spokój.
Nett napił się raz jeszcze, po czym oddał butelkę Truggenowi.
- Wiem, że Anna jest starsza ode mnie. Z tego co wiem, jest starsza niż twój ojciec. Ale wszyscy jesteśmy nieśmiertelni. Z czasem to nie będzie mieć znaczenia. – Nett należał do tych mieszkańców wioski, w których żyłach płynęła krew demonów i zwierząt. Wyglądał jednak zupełnie jak człowiek. – A piękniejszej od niej nie ma.
- Nie byłbym pewien.
- Czego?
- No... Guld jest ładniejsza.
- Baz jaj!
- A moja matka jest starsza od ojca i ciągle na niego wrzeszczy. Jakby był moim starszym bratem. Takie związki chyba nie wychodzą.
- Twoja matka na wszystkich wrzeszczy.
- Racja.
Zaśmiali się obaj.

Stało się zwyczajem, że Truggen wracał z wiejskich zabaw, chwiejąc się na nogach i opierając na ramieniu Netta.
- On nie wypił dużo, ma tylko bardzo słabą głowę i nie wie, kiedy przestać – bąkał w ramach wyjaśnień gruby syn garncarza, niezmiennie się przy tym czerwieniąc. Nie było powodu, żeby rodzice Truggena go polubili. Chyba dlatego Nett nigdy nie zjawiał się w ich domu na trzeźwo.
Kiedyś przypadkiem młody demon usłyszał, jak jego ojciec skarży się swoim braciom.
- Nie mogę zrozumieć, czemu Truggen ze wszystkim przesadza. Czemu ja nie miałem nigdy problemów z piciem? – Sam Loravandil upił się w życiu tylko raz, nie z własnej winy i nadal tego żałował. Ale tego akurat Truggen nie wiedział.
- Bo byłeś pierdołą – powiedział na to Ferro, szczerząc zęby.
- Po prostu byłeś rozsądny – stwierdził jednak Bluszcz. – Ja i Oiolose też nigdy nie nadużywaliśmy alkoholu.

Jednak Truggen nie tylko pił z Nettem. Razem też spędzali dużo czasu w puszczy.
Nett wiedział jak rozstawiać sidła, żeby na pewno coś się w nie złapało. Jednak z powodu otyłości przykucanie przy pułapkach kosztowało go sporo wysiłku. Przydałby mu się sprawny fizycznie pomocnik, taki jak Truggen, ale tylko dwa czy trzy razy wziął go ze sobą na obchód wnyków. Młody demon nie tylko był w stanie kucnąć niezliczoną ilość razy, miał też długie, szczupłe palce i dużo sprawniej niż Nett oprawiał zwierzynę, ale robił się przy tym zielony. Lepiej więc było go tak nie męczyć. Z nim można było zbierać grzyby, albo po prostu się powłóczyć.
Ich wyprawy nigdy nie były jednak szczególnie dalekie. Z reguły kończyły się przy jakimś kamieniu czy zwalonym drzewie. Siadali i patrzyli w przestrzeń. O czymś gadali. Nett dyszał, a kiedy jego oddech się uspokajał, czasem w coś grali. Najczęściej rzucali nożem, chociaż Truggen nauczył też grubasa grać w szachy.
- Masz jakieś plany na przyszłość? – spytał kiedyś Truggen.
Nett siedział na sporym kamieniu. On leżał na plecach z rozrzuconymi ramionami. Patrzył na liście na tle intensywnie błękitnego nieba. Był środek pory suchej i ziemia była przyjemnie ciepła.
- Przyszłość? Będę robił naczynia – odpowiedział Nett bez zastanowienia.
- Aż tak to lubisz?
- Tak. Kiedy siedzi się przy kole garncarskim, czuje się spokój. Jak w puszczy. Tylko, że... Puszczy trzeba się nauczyć, jak tu być bezpiecznym, jak podchodzić zwierzęta, jakie rośliny można zbierać. O glinie też się trzeba wiele nauczyć. O szkliwie, farbach, temperaturze pieca, ale... Glina cię nie skrzywdzi. To ty nad nią panujesz. Może być tym, co chcesz.
- Ty tak poważnie? – Zdziwił się Truggen. Grubas rzadko aż tyle mówił.
- Czemu nie?
Młody demon przez chwilę milczał.
- Chciałbym kiedyś coś takiego poczuć – powiedział w końcu.
- Masz zgrabne dłonie. Dobre do pracy w glinie. Mógłbyś spróbować.
- Nie żartuj.
- Jak chcesz.
- Ale... To ci wystarczy? – dociekał Truggen.
- Są inne miłe rzeczy. Moja matka dobrze gotuje...
- Widać po tobie.
- Ej! No i jest Anna.
- Przynajmniej wolno ci z nią gadać.
Nett westchnął.
- Tak. I codziennie ją widzę.
Tym razem obaj milczeli dużo dłużej.
- Jak byłem mały, chciałem sprawdzić, co jest po przeciwnej stronie tej puszczy – przyznał Nett, kiedy Truggen myślał, że nie wrócą już do tego tematu.
- Może nic. Nikt jej nigdy nie przemierzył. Albo jest za wielka, albo za nią nasz świat się kończy.
- A może jednak coś jest. Tylko my tego nie sprawdzimy. Taka prawda. Jest jak jest – westchnął Nett.
- Ty byś mógł.
- Prędzej ty.
- Za trzysta lat – burknął Truggen.
- To zawsze coś. Więc można powiedzieć, że już masz plan.
Młody demon parsknął. Potem się podniósł. Otrzepał ubranie.
- Pora wracać. Obiecałem, że dziś ja oporządzę zwierzęta.
- Spoko.
Truggen podał Nettowi rękę, żeby pomóc mu wstać. Zachwiał się przy tym, okazało się, że nie miał do tego dość siły.
- Słuchaj – powiedział, kiedy szli już w stronę wioski – czy nie powinieneś trochę przyhamować z jedzeniem?
- Trzeba jeść, żeby żyć.
- Wiesz o czym mówię. Martwię się...
- Daj spokój.
Nie wrócili już do tego tematu. Nett uwielbiał dawać Truggenowi rady, ale sam nie chciał ich słuchać.

- Wiem, że nie lubisz polować... – oznajmił Nett, kiedy razem szli w stronę puszczy. Tego dnia, nie wiedzieć czemu, taszczył z sobą pokaźny kij.
- Bez przesady – burknął Truggen.
Nett jakby tego nie zauważył i skończył swoją myśl.
- Ale złapało mi się coś, czego chyba jeszcze nie widziałeś.
- Raczej nie ma zwierza, którego nie widziałem. Nigdy nie strzelałem do wilka czy niedźwiedzia, ale...
- Daj spokój.
Więcej nie rozmawiali, dopóki nie znaleźli się w gęstwinie. Grubas zatrzymał się i uniósł dłoń, dając Truggenowi znak, że powinien zrobić to samo. Poczekał chwilę, aż oddech mu się nieco uspokoi, potem rozgarnął kijem krzaki. Przeszedł przez nie.
- Możesz iść za mną.
Młody demon także przecisnął się pomiędzy cienkimi gałęziami.
- Dalej nie. – Nett złapał go za ramię.
Przed nimi leżało na ziemi długie, chude stworzenie porośnięte zieloną sierścią. Jego łeb i szyja ginęły pod gęstą grzywą. Wokół jednej z tylnych łap zacisnął się cienki drucik wnyków.
- To zielony?
- No. Te bestie są mądre. Jak się je znajdzie w sidłach, to trzeba ogłuszyć, bo potrafią je sobie zdjąć.
- Łapałeś je już wcześniej? – Truggen był zaskoczony.
- Ten jest mój czwarty. Ale te wcześniejsze złapałem, zanim zaczęliśmy się razem włóczyć.
- Myślałem, że one nie żyją w naszej okolicy. Dla mnie to stwór z legend.
- Faktycznie nie są stąd – przyznał Nett. – One żyją na otwartej przestrzeni. Ale czasem jakieś się tu zapuszczą.
- Co z nim zrobisz?
- Nic. Trzeba powiadomić twojego dziadka. On się nim zajmie. I skoro już tu jesteś, mógłbyś się do niego odezwać w myślach, tak ja wy to umiecie, żeby nie trzeba było już do niego iść.
Riauk mieszkał po przeciwnej stronie wioski, na granicy Pustkowia.
- Spoko. Odezwę się do niego. Ale tak na przyszłość, mógłbym nauczyć cię myślomowy. Tego każdy może się nauczyć. A nam byłoby łatwiej się umawiać.
- Nie ma mowy. – Nett zaprotestował bardzo gwałtownie. – Tylko spróbuj włazić mi do głowy, a cię obiję. – Była to poważna groźba. Truggen doskonale wiedział, że Nett był od niego silniejszy.
- To nie tak. Przy kontakcie w myślomowie rzadko wyczuwa się coś, czego rozmówca nie chciał przekazać. A ja i tak mógłbym czytać ci w myślach i nic byś przy tym nie poczuł.
- Jeśli się dowiem...
- Nie robię tego. Wiem, że to nie w porządku.
- Mam nadzieję. – Nett wciąż wydawał się zły.
- A co Riauk zrobi z zielonym? – spytał Truggen, żeby tylko szybko zmienić temat.
- On je leczy mocą i wypuszcza. Twierdzi, że są za mądre, żeby od tak je zabijać – wyjaśnił Nett.
- Ale są niebezpieczne.
- Dlatego wysyła je gdzieś daleko. Nawet mi mówił gdzie, ale nie pamiętam.

Truggen przeleżał w łóżku jeszcze dwa dni. Potem wstał i faktycznie poszedł z Nettem do lasu. Nie wiedział dlaczego. Chyba jednak trochę lubił Netta. Zresztą, jakby te wyprawy nie były bezsensowne, były jednak możliwe.
- Słuchaj, ty możesz zupełnie dowolnie zmieniać kształt?
- W sumie tak, ale...
Nett nie dał mu skończyć.
- Więc mógłbyś się przemienić w niedźwiedzia. Tylko coś trzeba by zrobić z twoją skórą, żeby nie dało się ciebie zranić.
- Mogę się pokryć czymś w stylu kolczugi, ale czemu? – Truggenowi nie podobały się pytania przyjaciela. Miał wrażenie, że za chwilę zostanie w coś wrobiony. A poza tym, nie chciał zmieniać kształtu i miał wrażenie, że nie powinien, zwłaszcza dla zabawy. Nie po tym, co zrobił.
- Kolczuga to zły pomysł – stwierdził Nett. – Raczej przydałaby się metalowa łuska. Ma cię chronić przed czymś mniejszym niż miecz.
- Co wymyśliłeś?
- Zobaczysz.
Zatrzymali się przy starym drzewie.
- Na górze jest gniazdo dzikich pszczół – powiedział Nett opierając się o pień.
- Chcesz, żebym tam wlazł? – Truggen od razu zrozumiał, o co chodzi.
- Jeśli się przemienisz, to chyba nie będzie trudne.
- Dobra. – Zgodził się. Gdyby odmówił, zapewne musiałby powiedzieć, co czuje. Nie chciał o tym rozmawiać. Wiedział, że Nett go nie zrozumie.
Zrobił krok w tył, zamknął oczy i po chwili przybrał kształt czegoś, co mogłoby wydawać się bardzo chudym niedźwiedziem, gdyby nie to, że było pokryte łuską.
- Nieźle – pochwalił go Nett.
Truggen objął łapami pień drzewa i ruszył w górę. To nie było trudne. Nawet w swojej własnej postaci całkiem nieźle wspinał się po drzewach. Szybko dotarł do dziupli, w której pszczoły założyły gniazdo. Wsunął łapę do środka. Poczuł w palcach plaster miodu. Lekko za niego pociągnął. To wystarczyło, żeby go oderwać. Wszystko szło dobrze. Jednak, kiedy pszczoły zaczęły krążyć wokół jego przemienionej w pysk twarzy, spanikował. Machnął łapą trzymającą plaster w obronnym geście. Rozwścieczył tym jednak tylko owady. Zaatakowały z głośnym bzyczeniem. Truggen zapomniał, że nie są w stanie go użądlić. Stracił równowagę. Jeszcze próbował się ratować. Wypuścił plaster z łapy, próbował złapać się pnia. Jego pazury nie zacisnęły się jednak wystarczająco mocno. Runął z wrzaskiem. Lecąc w dół, wrócił do swojej prawdziwej postaci. Uderzył o ziemię. Krzyknął jeszcze głośniej. Potem na moment go zatkało.
Kiedy udało mu się złapać oddech, spróbował się też poruszyć. To jednak za bardzo bolało. Wrzasnął po raz kolejny.
Nett runął przy nim na kolana. Ujął w dłonie jego nienaturalnie wykręconą nogę.
- Nie ruszaj się – nakazał.
Truggen znowu krzyknął.
Po chwili ból minął. Chłopak był zlany potem, mięśnie mu drżały, ale z nogą znów wszystko było w porządku. Ostrożnie usiadł.
- Coś ty mi zrobił?
- Nastawiłem kość. Resztą zajęło się twoje ciało. Jesteś demonem. Regenerujesz się. Musiałeś tak mieć, skoro ja tak mam.
- Wykorzystałeś mnie – jęknął chłopak.
- Ja? Spadłeś, bo sierota z ciebie. A teraz możemy poszukać sobie spokojnego miejsca i wyssać miód z tego plastra, który zdobyłeś.
- A jaki ty miałeś wkład w jego zdobycie? – Truggen był zły.
- Znalazłem drzewo i podsunąłem pomysł.
Młody demon fuknął gniewnie.
- Chciałem cię rozerwać. – Nett wydawał się lekko zmieszany, dlatego Truggen już się nie odezwał, choć wciąż był zły. – Poszukałbyś mi jakiegoś solidnego kija. Będzie mi potrzebny, żeby wstać.
Chłopak skinął głową.

- Cieszę się, że cię jeszcze złapałem – to była pierwsza rzecz jaką Truggen powiedział. Nawet się nie przywitał.
- Nie wyjechałbym bez pożegnania. – Dröm odłożył siekierę, którą właśnie rąbał drwa na opał. Uśmiechnął się ciepło. Ruszył w stronę ławki przy domu. Truggen poszedł za nim. Usiedli obok siebie.
- Rolf i Ringulf się nie pożegnali.
- Po Rolfie można się było tego spodziewać.
- Ale...
- Wiesz, twoja matka nie chciała, żeby ktoś cię męczył.
Truggen skinął głową.
- Nie zadbała jednak, żebym nie usłyszał – poskarżył się. – Rozmawiała o tym z ojcem. Ponoć wuj Ferro nie był zadowolony z ich decyzji, a Njala płakała.
- To normalne. Matki płaczą, kiedy synowie wyprowadzają się z domu. Ale taka jest kolej rzeczy.
Truggen spojrzał w stronę swoich stóp. Głośno przełknął ślinę.
- Naprawdę chcesz zamieszkać z tą Wojowniczką Nocy? – spytał, choć chciał powiedzieć coś zupełnie innego.
- Leilla jest w porządku. Ale w ciąży ma problemy z emocjami. Ciągle wraca do niej to, co się wydarzyło. A przecież ma urodzić moje dziecko. Muszę jej trochę pomóc.
- A chcesz?
- Nie mam powodu tego nie zrobić.
- Masz do mnie żal?
- Coś ty. – Dröm potrząsnął głową. Jego głos nie brzmiał jednak do końca szczerze. – Przecież to ja wymyśliłem, że uciekniemy. Gdyby nie ja, nie wstałbyś nawet z łóżka.
Truggen zacisnął szczęki. W oczach stanęły mu łzy.
- Nie potrafię sobie z tym poradzić – powiedział bardzo cicho.
- Ktoś wie, co czujesz?
- Ojciec mówi, że rozumie, ale że ból z czasem minie. Dziadek się wnerwia, że się nad sobą użalam. A Nett twierdzi, że to było naturalne.
- Nett ma rację. – Stwierdził Dröm, ale sam wyglądał na bardzo zatroskanego. – Gdybyś znalazł sobie dziewczynę, byłoby ci łatwiej.
- Ja ciągle kocham Guld.
- I z tym musisz coś zrobić. Wojowniczkami Nocy mogliśmy zająć się za ciebie, ale to jest coś... Nie możesz mnożyć problemów.
- Ty też tak uważasz.
- Nasze życia często są nie takie, jak być powinny. Ale my, no... Musimy iść w przód. Zrozumieć, że nie wszystko jest możliwe. Nie walczyć w przegranych sprawach.
Truggen zagryzł tylko wargi.

Dni mijały. Wstawał z łóżka. Karmił konie i ptaki. To było możliwe. Pozwolił nawet wyciągnąć się Nettowi na potańcówkę. Nie spodziewał się, że trafi tam na Guld.
- Dlaczego już do mnie nie wpadasz? – podszedł do niej. Nie mógł zrobić nic innego.
Dziewczyna od razu zorientowała się, że nie był do końca trzeźwy. Tylko przez moment rozważała, czy powinna powiedzieć mu prawdę. Lojalność i współczucie zwyciężyły jednak z rozsądkiem.
- Zabronili mi.
- Kto?
- No... – poczuła się zmieszana. Nie powinna tego w ogóle mówić, ale skoro już zaczęła, musiała w to brnąć. – Riauk i...
- On? Dlaczego? – zadarł głowę, żeby spojrzeć w twarz Guld. Młoda kobieta wciąż była od niego odrobinę wyższa.
- Bo ciągle mnie kochasz.
- Nie będę o tym mówił. Jestem taki samotny. – Złapał Guld za rękę i prawie natychmiast puścił. Schował dłonie za plecy. – Przepraszam.
- A...
- Wiesz, że Dröm wyprowadził się na dobre?
Skinęła głową.
- Myślałam, że masz kumpla – powiedziała.
- To nie to samo.

Po południami Truggen z reguły ćwiczył posługiwanie się mocą. Najczęściej siadał wtedy nad brzegiem rzeki, tuż za domem swoich rodziców. Tego dnia go tam jednak nie było. Nett poszedł zajrzeć na podwórze. W obejściu panowała zupełna cisza. Nawet kaczką nie chciało się ruszyć spod płotu.
Nigdy nie umawiali się na jakieś konkretne pory spotkań. Jednak życie ich obu toczyło się według ustalonego rytmu. Truggen powinien tam gdzieś być. Więc albo nie chciał się tego dnia spotkać z Nettem, albo przyszło mu do głowy coś niemądrego. Raz już uciekł z domu. A ostatnio nie był w dobrej formie psychicznej. Chociaż... On właściwie nigdy nie był w dobrej formie.
Nett poczuł irracjonalne ukucie strachu. Po raz pierwszy w życiu żałował, że jednak nie nauczył się myślomowy.
Nie przyszło mu do głowy nic lepszego, ruszył więc do lasu sam, kierując się w stronę polany, gdzie najczęściej kończyły się ich wspólne wędrówki.

Po tym, jak Wojowniczki Nocy porwały Truggena i innych chłopców, Loravandil uznał, że to zapewne nie ostatni problem, jaki ich spotka. Owszem, przez lata ich okolica wydawała się zupełnie spokojna. Oczywiście kiedyś nad wioską kołował smok, zaatakowali ich także niszczyciele światów z innych rzeczywistości. To wszystko zdarzyło się kiedy jeszcze był dzieckiem. Potem trafiła się jeszcze szalona Wojowniczka Nocy, ale jej chodziło tylko o Riauka. Mogli wierzyć, że żyją w spokojnym, zupełnie bezpiecznym miejscu. Rozsądek podpowiadał mu jednak, że takie miejsca nie istnieją. A zapewne nie dla młodego, nieodpowiedzialnego demona. Strach o syna leżał u podstawy pomysłu, który miał zapewnić bezpieczeństwo im wszystkim.
Obecność w okolicy obcych Wojowniczek Nocy, czy demonów dało się wyczuć mocą, wystarczyło tylko zachować czujność i on postanowił się tego nauczyć.
Pierwszym jednak, co dzięki temu zarejestrował, były ból i strach Truggena. Sięgnął do umysłu chłopaka. To, co zobaczył jego oczami, było nieostre, pojawiało się i znikało pod opadającymi powiekami. Zaryzykował jednak przeniesienie w przestrzeni. Nie miał wyjścia.
W ten sposób znalazł się na niewielkiej polanie, gdzieś w puszczy. Odwrócił się. Wtedy zobaczył Truggen. Chłopak powiesił się na gałęzi drzewa. Nie zrobił tego skutecznie. Żył. Miotał się. Uniósł ręce, próbował poluzować nimi sznur na szyi. Ale to nie było możliwe.
Loravandil rozłożył linę mocą. Nie dbał o to, że chłopak spadając uderzy o ziemię. W ogóle o tym nie pomyślał. Przypadł do Truggena. Runął na kolana obok niego. Nadwyrężony kark, uszkodzenie tchawicy, siniaki na nogach, wszystko to już nie istniało, zostało uleczone mocą. Porwał ciało chłopaka w ramiona i mocno przytulił.
- Dlaczego dzieciaku? Dlaczego? – Już wiedział, co czuł jego ojciec, kiedy powiedział mu, że chce umrzeć. To był ból, jakiego nie dało się opisać. Zrozumiał, czemu Riauk cofnął czas, nie pytając go o zgodę. Sam zrobiłby to samo. – Dzieciaku, czy ty rozumiesz, czym jest dla ciebie śmierć? Przestaniesz istnieć, tak zupełnie, a my tu zostaniemy bez ciebie już na zawsze.
- Nie mów matce, co chciałem zrobić – wybełkotał Truggen. Nie mógł mówić wyraźnie. Przyciskał twarz do piersi ojca.
- Nie powiem. Tylko wytłumacz mi, dlaczego przyszło ci coś takiego do głowy. – Loravandil wciąż mocno tulił syna.
- Nie potrafię sobie poradzić – z oczu chłopaka popłynęły łzy. – Zabiłem tę kobietę. Zabiłem też jej dziecko. Jestem potworem. To nie ma znaczenia, że nie chciałem, bo to się stało. Ściągam tylko na innych kłopoty. Nikomu nie jestem do niczego potrzebny.
- O bogowie – westchnął Loravandil, choć w żadnych nie wierzył. - Potrzebny? Co to w ogóle znaczy? Kochamy cię. Ja, matka, dziadkowie, Guld. Na pewno nie tylko my.
- Guld już ze mną nie rozmawia.
- Wiem. Prosiliśmy ją o to. Myśleliśmy, że tak będzie lepiej. Ale jeśli chcesz, mogę ją zawołać choćby zaraz. Może będzie mogła się tu pojawić.
- Nie. Nie chcę, żeby wiedziała.
- W porządku. Obiecuje, że z nią porozmawiam, zasugeruję, żeby aż tak nie przejmowała się naszymi zakazami. Tym już nie musisz się martwić. Ona często pyta, co u ciebie. Naprawdę jej na tobie zależy, jestem tego pewien. Chcieliśmy was trzymać z dala od siebie. Żebyś zapomniał o tym, co czułeś. Więc to nasza wina, moja i matki, nie jej. Ale ja już nie przeszkodzę wam w spotkaniach. Widać są rzezy, których nie sposób zapomnieć.
- Nie chcę, żeby nikt wiedział. – Truggen wciąż płakał. Słowa ojca chyba do niego nie docierały.
- I nikt się nie dowie. A ty pamiętaj, że masz mnie. O wszystkim można porozmawiać. Teraz już wiem, ale kiedyś myślałem tak, jak ty. I to nie jest coś, co mówią dorośli, że wiedzą, jak to jest i tak dalej, bo swoje przeżyli. Ale ja też chciałem umrzeć. Też myślałem, że do niczego się nie nadaję, że nie dam rady. Ktoś przeze mnie zginął.
- Tego nie ma w kronice. – Truggen zdał sobie sprawę, że ręce ojca drżą.
- Pewnie, że nie ma. Bo nikt o tym nie wie. Tylko dziadek i ja. No i Morel. – Chyba Oiolose też musi, o tym tylko pomyślał, nie powiedział. – I dziadek też mnie tak wtedy tulił.
- Dlaczego jednak dałeś radę?
- Nie wiem. Chyba dlatego, że dziadek we mnie wierzył. I dał mi do zrozumienia, że będzie ze mną, co się nie zdarzy. Ja też z tobą będę.
- Przecież jestem dla ciebie ciężarem.
- Nie jesteś. Chciałem, żebyś się urodził i chcę, żebyś żył. Nie byłoby mnie tu teraz, gdyby było inaczej.
- Puścisz mnie?
- Jeszcze nie.
Truggen zaśmiał się cicho przez łzy.

Zanim Nett wyszedł na polanę, uświadomił sobie, że ktoś na niej jest. Zatrzymał się. Tylko na nią wyjrzał. Starał się zachowywać najciszej, jak tylko potrafił. To jednak nie miało znaczenia. Siedzący na ziemi rudowłosy mężczyzna i wtulony w niego chudy chłopak byli tak zajęci sobą, że zapewne nie zwróciliby uwagi, nawet gdyby Nett podszedł blisko nich.
Grubas od razu zrozumiał, co się stało. Żeby się upewnić, spojrzał w górę. Zauważył obwiązaną wokół gałęzi linę.
Słusznie bał się o przyjaciela. Teraz jednak nie miał już nic do zrobienia. Wycofał się. Nie był tam potrzebny.

10.10.2021 - Warszawa


Powrót do poprzedniej strony
www.kejti.pl ... Nie zapomnij zajrzeć tu za miesiąc ...