Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska
Dawno, dawno temu, jakby wiele żyć wcześniej, gdy pisałam wstęp „Dżany”, stwierdziłam tam, że szukam dziecka, któremu mogłabym tę historię ofiarować. Ale było to tylko takie gadanie. Nie sądziłam, że kiedyś w ogóle będzie jakieś dziecko, które mogłoby wysłuchać mojej opowieści, czy przeczytać ten tekst, a co dopiero go zrozumieć i polubić. Stało się jednak inaczej. Mając dosyć śpiewania wciąż tych samych piosenek, zaczęłam mojemu trzyletniemu wówczas synowi opowiadać na dobranoc dzieje Dżany. I on tę historię polubił. Opowiedziałam mu więc ją wiele razy, a on wiele z niej zapamiętał.
Kiedy skaleczył sobie rękę na placu zabaw i babcia mu ją opatrzyła, powiedział – leczysz jak Dżana. – A ja byłam wtedy bardzo, bardzo szczęśliwa.
Zawsze kończę opowiadać w tym miejscu. To, co jest dalej, jest już zbyt mroczne i poważne dla dziecka, bo też nie jest już opowieścią dziecka, a dorosłej, nawet jeśli bardzo jeszcze naiwnej, kobiety uczącej się życia.
Żeby móc opowiadać synowi o Dżanie, musiałam załatać dziury w jej dziejach, a zwłaszcza tę największą, pomiędzy „Ostatnią ciemnością” i „Mścicielką?” Co wydarzyło się pomiędzy balem wydanym przez króla z Jedynego Miasta po obaleniu Ich Wielmożności Ciemności, a wyprawą Dżany na Półwysep? Jak jej przyjaciele Ferro, Mat, Pepo i Anna znaleźli się w lochach szalonego księcia? Wypełniłam tę lukę w najprostszy możliwy sposób.
Po balu trzeba było wrócić do zwyczajnego życia, ale żadne z nich go już nie miało. Włóczyli się więc po Pustkowiu. Nie zdążyli postanowić, co dalej. Pewnego dnia, gdy Dżana była na polowaniu, jej przyjaciele zostali porwani, a ona po śladach pojechała za nimi i tak trafiła na Półwysep, gdzie trop się urwał. Może nie jest to wyszukany chwyt fabularny, ale załatwia sprawę. Można wszystko opowiadać płynnie, bez uwag „nie wiem co się wydarzyło”. A przecież, czy nie musiało zdarzyć się właśnie coś takiego?
Zadziwia mnie, że po latach jestem w stanie wymyślać brakujące fragmenty opowieści, choć nie potrafiłam ich rekonstruować w czasach im bliższych. Ale może do tego potrzebny był właśnie dystans. Teraz nie przeszkadza mi, że niektóre fakty mogą wydać się komuś zbyt dziwaczne, a ich wytłumaczenia zbyt naiwne. Nie przeszkadza mi też, że niektóre rzeczy muszę przedstawić nieco inaczej, niż to zrobiłam w dziecięcych opowieściach. Czasem jest tak dlatego, że stare wersje zdarzeń nie pasowały do wizji świata, której ostateczna forma kształtowała się przez lata. A czasem, zwyczajnie nie pamiętam, jak było.
15.03.2020 – Warszawa)
C.D.N.