Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska
Nie, nie będzie ciągu dalszego „Dżany”, tym razem to ja mam rację, a nie Aśka, która pewnie za chwilę znowu zacznie czytać mi przez ramie. Jesteśmy właśnie na okropnych zajęciach z oceny surowców pochodzenia zwierzęcego. To, co piszę, to drobne wyjaśnienie.
Już od dawna dostrzegałam rozdźwięk nastrojów między opowieścią o Dżanie, a moimi komentarzami. Sama opowieść jest bowiem nostalgiczna i wręcz smutna, gdy pisząc komentarze uderzam w euforyczny ton. Tak było już chyba przy moim pierwszym podsumowaniu po „Pieśni, której nie będzie”.
Dlaczego tak jest? Nie bardzo potrafię to wyjaśnić, ale spróbuję. Moja opowieść jest prawdziwa, przychodzi do mnie, więc się zdarza. Nie jest wesoła, bo życie nie zawsze musi być wesołe. To, co przydarza się mnie, to też jest takie, jakie jest. Nie mam na los zbyt dużego wpływu. Moje komentarze tym czasem są tym, czego się uczę, moimi wnioskami wyciągniętymi z przytrafiających mi się zdarzeń, a to czego się uczę jest wspaniałe, wielkie i ważne. Nic więc dziwnego, że cieszy mnie odnajdywanie w sobie tak wiedzy, jak i siły, nawet jeśli czasem wolałabym mieć nieco lepsze życie.
Takie wytłumaczenie mogłoby wystarczyć. Jednak, Czytelniku, czy nie lubisz optymistycznych obrazków? Pewnie lubisz, ja w każdym razie tak. Stwierdziłam więc, że mogę umieścić tu pewien optymistyczny obraz, zwłaszcza, że zobaczyłam go pewnego dnia. To było coś w stylu wizji.
To się jeszcze nie wydarzyło, ale się wydarzy, nie wiem kiedy, ale mam nadzieję, że kiedyś na pewno. Może za sto, a może za tysiąc lat, nadejdzie taki dzień, kiedy ludzie nauczą się współżyć z glumami, kiedy zrozumieją, że te małe, kudłate istoty o jadowych zębach nie stanowią dla nich zagrożenia. Tak przeznaczenie Dżany wypełni się. A kiedy glumy również uznają, że mogą radzić sobie bez niej, wreszcie będzie mogła odejść lub umrzeć, jeśli tylko będzie chciała. Zawaha się pewnie, zapyta Merego, czy on także zgadza się na rozstanie z nią. A on się zgodzi. Przez te wszystkie lata, w czasie których stanie się pozbawionym wieku, dzielnym wojownikiem-cieniem, którego imienia nie będą wysławiać pieśni, zdobędzie ogromną wiedzę o świecie i ludziach. Sam smutek, który spostrzeże w oczach matki, wystarczy, by pozwolił jej umrzeć. Nieśmiertelnych przygniata przecież czas. Dżana będzie wahała się, czy na którymś tam z kolei potężnym następcy Lemiesza nie wyruszyć nad morze i nie rzucić się w jego wody tak, jak uczynił to jej lud. Nie będzie jednak takiej potrzeby. Zanim przygotuje się do drogi, pewnego pięknego, słonecznego popołudnia przyjdzie po nią Ferro, przyjdzie po nią z Krainy Bohaterów, taki, jakim tam się stał, taki, jakim każdy chciałby go widzieć, mały wojownik, o szerokich ramionach i ciemnych oczach, w których tańczą radosne iskierki. Z jego twarzy zniknie melancholia, ciało zapomni o bólu, znikną blizny, a prawe ramie przestanie drżeć, odzyskując sprawność. Ferro uśmiechnie się do Dżany, a ona uśmiechnie się do niego. To będzie wielka chwila, chwila która udowodni, że zakazana miłość Małego Człowieka i ostatniej z Ludu Lasu przetrwała setki lat rozłąki. Ferro weźmie Dżanę za rękę i poprowadzi ją do Krainy Bohaterów, gdzie i ją opuści ból i zmęczenie, gdzie znikną jej blizny, a na twarz powróci uśmiech. Dżana w mgnieniu oka zrozumie, że śmierci nie trzeba się bać. Nie odbędzie się też nad nią żaden sąd. Jak można sądzić bohaterów? Ferro wprowadzi ją pomiędzy tych, którzy czekali na nią całe wieki. Będzie wśród nich śmiertelna kopia Dżany - Gill i jej ukochany Zygfryd, będą Mat i Pepo, dawni towarzysze Ferro. Będzie dzielna Szeva, której nie było dane dokonać wielkich czynów i jasnowłosy, smukły Tjalar, z którym za życia nie zdołała spędzić zbyt wiele czasu. Będzie ich syn Tirin, którego dopiero po drugiej stronie bytu poznają jako mężczyznę, a także ta, której on oddał swoje serce, ich dzieci i dzieci ich dzieci.
Czy wybranką Tirina zostanie młoda Dżana? Ja to wiem, mój drogi Czytelniku, ale nie zdradzę Ci tego.
W Krainie Bohaterów znajdą się również Las i Ranya, choć droga tej drugiej była bardzo krótka. Nie zabraknie także dzielnych wierzchowców. Marzenie parsknie w twarz Dżanie i przytuli chrapy do jej policzka. Potem przyjdzie pora na powitanie z Celem. Będą tam też Klusek i Intorn, Kurifo, Arnikot, Biały Orzeł, Sokół, Księżna, Dżuma, Golding, Róża, Tröstare, Galopant, Rudzik, Córka Nocy, Przemierzający Drogę i wiele, wiele innych.
Nie będzie tam jednak Ducha, bo Ducha nie będzie nigdzie i będzie wszędzie, tak jak jest teraz. Każdy koń ma w sobie jego cząstkę, także kary kucyk Gwiazdor i mający zawsze własne zdanie konik polski Niki, moje wierzchowce z ostatnich dni.
W Krainie Bohaterów Dżana nie odnajdzie także Arcesta, ale tak będzie lepiej. Dżana spędziła z nim piękne dni, wieczność jednak miała należeć do Ferro. Nie martw się jednak, mój drogi Czytelniku, o Arcesta. On, jako zwyczajny człowiek, a nie wojownik, przeszedł po śmierci do świata dla takich jak on zwyczajnych ludzi. Nie jest tam jednak sam, odnalazł bowiem Sidię, z której ciała znikły blizny.
Tylko jednego Merego naprawdę zabraknie w Krainie Bohaterów. Dżana, Ferro, Tröstare, Ranya, Las i Róża w Krainie Bohaterów, czy Julia w świecie dla zwyczajnych ludzi, nie doczekają się na niego chyba nigdy. Nie doczekają się też zielone Eva i Sara, choć nie wiem, w jakim ze światów będą czekać. Mery nie umrze nigdy. To będzie jego wybór. Dziwi Cię to, mój Czytelniku?
Tak, Merego przerażało przemijanie, ale bardziej jeszcze fakt, że musiał tracić swoich towarzyszy. Dlatego pozostał z Las po Burzy, pozostał na zawsze, bo ona nie mogła umrzeć. Wieczna Axia, o zupełnie czerwonych już białkach, ma do końca światów śnić na jawie o Szkarłatnej Wstędze. Las po Burzy nie będzie jednak musiała tak cierpieć. Na zawsze będzie miała przy sobie swego drobnego, złotowłosego towarzysza. Mery zawsze już będzie przemierzać Pustkowie, walczyć w obronie uciśnionych i oswajać zielone. Jeśli kiedyś, mój Czytelniku, trafisz na Pustkowie, on tam wciąż będzie. Nie poznasz go jednak, choć wiesz, że ma złote włosy, że utyka i że nosi u pasa długi miecz o srebrnej rękojeści. Tak jednak musi być. Tak zostało przepowiedziane. Nie martw się tym jednak. Mery pogodził się z tym. Przecież czyny są ważne, a nie chwała. Choć może - teraz o tym pomyślałam - poznasz go. Może Ty, inna istota ze Świata Prawdziwego, możesz przełamać moją przepowiednię. Na pewno ucieszysz Merego, wołając go po imieniu.
Teraz, gdy wreszcie uporałam się z zakończeniem opowieści o Dżanie, chciałabym podziękować wszystkim, którzy wpłynęli na jej kształt, wymienię ich w kolejności, w jakiej odcisnęli swój ślad na moim życiu. Tak więc chciałabym podziękować:
- moim rodzicom, matce za książki, które czytała mi w dzieciństwie i ojcu za rozmowy, które ze mną prowadził;
- Beacie, Bożenie i Iwonie koleżanką z dzieciństwa. Choć Beata i Iwona tak naprawdę rzadko przemierzały światy fantazji, to jednak odcisnęły wyraźny ślad na tej opowieści. Z Bożeną natomiast często zapuszczałyśmy się w nieznane rewiry naszych umysłów. To zresztą na fototapecie znajdującej się za stołem w pokoju jej rodziców, przedstawiającej góry na drugim brzegu jeziora, czy też rzeki, po raz pierwszy zobaczyłam żółty autobus Dżany (ta woda nie do przebycia, bo przecież naprawdę nie istniejąca, stała się pierwowzorem dla Morza Ognia i Krwi, a autobus był żółty chyba dlatego, że lubię żółty kolor, a skoro łódź podwodna mogła być żółta, to autobus też);
- Paulinie niezależnie od tego, co się między nami stało, za czas, gdy myślałam, że będziemy przyjaciółkami. To, że między nami nie wyszło, było też w dużej mierze moją winą, mojego tchórzostwa i głupoty;
- Krzysiowi, staremu przyjacielowi, niezależnie od tego, ile razy mnie zawiódł, za zmuszanie do myślenia i stworzenie wizji człowieka, w którego wierzyłam;
- Pierre’owi za to, że jest, że mnie kocha i za to także, że polubił Merego i pomógł mu odnaleźć Szevę;
- koniom: Maćkowi, Demoniakowi, Akrylowi, Wradze i Dino, zwyczajnym szkapom, które obdarzyłam miłością;
- Kamilowi niezależnie od bólu, jaki mi zadał, za czas, gdy myślałam, że się zaprzyjaźnimy;
- Dominice, która nie zasługuje na to, ale której mi żal i Agnieszce, która wciąż mnie zadziwia, za czas spędzony razem w Gładyszowie;
- Perowi Gessle, przez którego muzykę co prawda na pewien czas porzuciłam Dżanę, ale bez którego nie wzięłabym do ręki słownika szwedzko-polskiego i nie odnalazła w nim Tröstare’a.
Na koniec chciałabym podziękować jeszcze Aśce, za to, że odbudowała we mnie wiarę w ludzi i że ożywiła w swojej głowie moich bohaterów, chciała być pierwszą osobą, która przeczyta zakończenie „Dżany” i tak też się stanie.
18.12.2000 – Brwinów
C.D.N.