Kejti's Factory - Powieść w odcinkach
Dżana
czyli to, co Oiolose przepisał z umysłu Opowiadaczki, choć nie w pełni zrozumiał

"To, że nie wierzysz, że twój świat istnieje,
nie znaczy, że nie wierzysz w niego."
- Lech Kwieciński

1. Wojowniczka Nocy


Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska


Prawie rok minął od czasu, gdy skończyłam spisywać opowieść o Dżanie i wszystko wskazywało na to, że jest to koniec definitywny. Pod względem formalnym historia złożona ze skrawków starych i częściowo zapomnianych opowieści prezentowała się całkiem nieźle, mimo, że miejscami brakowało jej fabuły, czy wręcz sensu. Była jednak spięta jak klamrą opisem wspinaczki Dżany na wzgórze, młodej i starej, niewinnej i znającej ból, wykonującej po latach ten sam gest, zakładającej włosy za ucho już inną ręką. Była też zamknięta w życiu Marzenia. Pod względem treści zakończenie też było niezłe, zakładało, że może zdarzyć się wszystko i dawało swobodę wyobraźni czytelnika. Mimo wad, jakie dostrzegłam w nim już wtedy, wydawało się najlepsze, jakie mogłam dać Dżanie. Po prostu w ogóle nie widziałam jej przyszłości, tak jak nie widziałam i swojej. Nie mogłam jej sobie wyobrazić. Poza tym, moje dzieciństwo dobiegło końca. Od miesiąca mam osiemnaście lat i jak odbiorę dowód, będę mogła głosować. Choć, nie to jest najważniejsze, co innego mnie zmieniło. Poznałam czym jest śmierć i straciłam bezpieczny, dziecięcy świat. Pochowałam dziadka.
Zdarzyło się jednak coś, czego nie mogłam się spodziewać. Zdarzyło się tak, jak zresztą jeszcze wiele rzeczy się zdarzy. Był czerwiec. Koniec szkoły, upały, jakaś z ostatnich lekcji, chyba polski.
Paulina, moja koleżanka z ławki, przysłała mi liścik z zapytaniem, czy nie mogłybyśmy wymyślić sobie, że jesteśmy kimś innym, w innym świecie. To był rodzaj zabawy. Już go zresztą znałam. Byłam w swoim życiu koniem wyścigowym, czarną panterą w ZOO, leoponem, pilotem statku kosmicznego, szlachetną złodziejką i muzykiem rockowym, ale to było dawno, kiedy jeszcze byłam dzieckiem, no i wśród innych ludźmi. Mimo to zgodziłam się. Pomyślałam - co mi szkodzi? Pomyślałam też, że taka zabawa daje dużo radości.
Paulinę ucieszyła moja odpowiedź. Poinformowała mnie po chwili, że jest Axią, kobietą, która pomaga ludziom, wnikając do ich snów i działając na ich podświadomość. Potrafi też czytać w myślach i rozmawiać nie używając słów.
Opisując Axię, raz nazwała ją „wojowniczką nocy”. Spodobało mi się to określenie i gdy zdecydowałam, że dołączę tę opowieść do moich dziecięcych historyjek, zaczęłam je stosować w stosunku do Axii zapisując już dużymi literami i czyniąc z niego nazwę jej rasy.
Ostatnim przeciwnikiem Axii był syn mroku, jakaś straszliwa istota, którą trzeba było pokonać, zanim zapanuje nad wszystkimi światami.
Po podaniu mi tych informacji, Paulina zapytała, kim ja jestem.
Wahałam się chwilę, ale kim mogłam być, jak nie Dżaną? Przecież, jeśli Dżana ruszyła ku Miejscu Którego Nikt Nie Nazwał, to mogła dotrzeć do świata, w którym przebywała Axia, do świata, którego na mojej mapie światów dotąd nie było.
Na początku nie traktowałam tego poważnie. Nie planowałam, że to naprawdę będzie nowa opowieść o Dżanie. Mimo to, mój mózg zaczął pracować nagle na całkiem innej płaszczyźnie. Nie obchodzili mnie już Skamandryci, ale rzeczy oczywiste, na które wcześniej nie wpadłam, a które gwałtownie zaczęłam sobie uświadamiać.
Dżana była koło sześćdziesiątki, osiwiała, zaczęła myśleć, jak stara kobieta. Tyle tylko, że nie powinna zestarzeć się tak szybko. Pochodziła przecież z Ludu Lasu, spośród nieśmiertelnych. Czym jest sześćdziesiąt lat dla tych, którzy mogą żyć setki? Dżana nie powinna jeszcze czuć się stara. Mogła być zmęczona, ale nie stara. Poza tym, teraz, kiedy ja byłam nią, to w ogóle stawało się niewyobrażalne.
Nie, nie stałam się nią nagle. Tak naprawdę zawsze byłam Dżaną, a raczej ona mną. Była mną, więc i myślała jak ja, jak nastolatka. Dlatego wiecznie szukała. Są to jednak zupełnie nowe myśli, nie pochodzące z tamtej chwili.
Jakby nie było, Axia zobaczyła w Dżanie młodą kobietę, której włosy znów były płowe.
Na następnej lekcji Paulina przysłała mi kartkę z zaczętym opowiadaniem. Ja miałam dopisać ciąg dalszy. Takie rzeczy też już kiedyś robiłam i czasem wychodziły z tego nawet całkiem ciekawe opowieści, odpisałam więc szybko.

Axia i Dżana siedziały na szczycie jednego ze stosów usypanych z kamieni równej wielkości. Dżana w ten sposób wyobrażała sobie kurhany, gdy Ferro jej o nich opowiadał. W Świecie Zza Morza Ognia i Krwi nie oznaczano i nie otaczano opieką miejsc pochówku. Axia twierdziła jednak, że nikt nigdy nie był tam pochowany.
Pierwowzór tego miejsca znajdował się w Karniewku, malowniczej wsi, której krajobraz krył w sobie coś mistycznego. Może uczucie to brało się z odkrycia, że mogło istnieć nieznane mi dotąd miejsce tuż obok dróg, na których znałam na pamięć historię każdego kamienia. Karniewek pokazała mi Paulina. Jej rodzice mieli tam działkę.
Przy tych stosach kamieni Axia wyznaczyła sobie spotkanie z jakąś tajemniczą istotą, która obiecała jej pomóc. Axia rozpoczynała walkę z synem mroku. Powiedziała Dżanie, że jej potrzebuje, że sama tej walki nie wygra, choć nie zdradziła dlaczego. Mimo to Dżana zgodziła się jej pomóc. Nie miała nic lepszego do zrobienia.
Teraz chyba trochę tego żałowała. Czuła irracjonalny lęk. Pochyliła się w przód i wąchała wiatr, ale ten nie niósł z sobą żadnej woni. Jej palce bezwiednie zacisnęły się na rękojeści miecza. Powoli zapadał zmierzch. Ostatnie promienie słońca tańczyły tuż nad linią horyzontu. Niedługo i one miały zgasnąć. Dżana żegnała słońce z żalem. Przypominała sobie wszystkie te momenty, gdy promień jasnego, dziennego światła rozpalał krwawe oko jej miecza. To dodawało jej siły. Teraz jednak nie miała już tamtego miecza, a i słońce ją opuszczało. Nie żałowała jednak, że oddała miecz synowi, tylko, że płynął czas.
Axia wyczuła jej niepokój. Uznała za śmieszne przywiązywanie wagi do drobiazgów, takich jak przedmioty i światło. Nie rozumiała Dżany.
Atmosfera grozy narastała z każdą chwilą. Był nawet moment, kiedy Dżana pomyślała, że jeśli coś pójdzie źle, to zawsze może przywołać pasącego się gdzieś w okolicy Cela i uciec tak, jak to robiła wiele razy dotąd. Potem uświadomiła sobie, że tylko ona mogła uciec. To nie była jej walka, ani jej świat. Nie miała żadnych zobowiązań, szukała tylko przygody. Axia uciec jednak nie mogła.
Wojowniczka Nocy patrzyła na Dżanę z pewnym pobłażaniem, na tę tak od niej różną, prymitywną istotę.
- Nikogo nie widzisz? – spyta. Wiedziała, że Dżana ma lepszy wzrok od wszystkich istot, jakie dotąd spotkała. Wiedziała też, że kiedy zaczną rozmawiać, wojowniczka nieco się uspokoi. - On jest Człowiekiem Prerii.
Dżana nie zadała pytania, ale Axia zrozumiała, że nie zna nazwy, której użyła.
- Ma czerwoną skórę. To taka inna rasa ludzi.
Jak Mali Ludzie - pomyślała Dżana.
- Tam - oznajmiła nagle. Jej czułe oczy spostrzegły sylwetkę wyłaniającą się z mroku.
Był wysoki i dobrze zbudowany. Na lśniącej, odsłoniętej skórze nie widać było blizn. Jeśli był wojownikiem, nigdy nie przegrywał.
- Witaj, Szkarłatna Wstęgo - powiedziała Axia, jej głos drżał lekko. Kiedyś kochała tego mężczyznę, kiedyś, gdy jeszcze żył. Teraz był już tylko duchem. Zamordowała go jej własna matka. Centra bowiem, obdarzona mocą równą tej, którą przekazała córce, zaprzedała duszę siłą zła.
- Witaj, Axio – odpowiedział. - Kim jest twoja towarzyszka? Czy możesz jej ufać?
- Jestem Dżana, poszukiwaczka i wojowniczka - powiedziała Dżana, czując, że powinna milczeć. Przekora była jednak w jej krwi od zawsze. Była też duma.
- Milcz, Dżano - powiedziała Axia spokojnie, a dla wiadomości Szkarłatnej Wstęgi dodała - ona jest w porządku. Obiecała mi pomóc, a ja potrzebuję jej pomocy.
- Czy ona wie, czym jest syn mroku?
- Nie.
- Więc jej powiedz i pokaż go, niech zrozumie. Od tej chwili cały czas będę w pobliżu.
Axia skinęła głową.
- Pora więc ruszać – powiedziała.
Dżana podniosła się, chciała dosiąść konia. Axia złapała ją za rękę, z trudem powstrzymując śmiech.
- Nie, Dżano – powiedziała. - My podróżujemy w myślach. Zamknij oczy.
Dżana bez protestu zgodziła się na to, co Axia miała zamiar z nią zrobić.
Przez moment nie było niczego. Obie niczego nie czuły. Potem pod stopami znowu miały ziemię.
Dżana powoli uniosła powieki. Mogła odetchnąć spokojnie. Krajobraz wokół nich stał się bardziej swojski, bardziej oczywisty, choć i teraz odczuwała strach. Oparła dłoń na rękojeści miecza i szerzej rozstawiła nogi. Była gotowa do walki. Rozglądała się.
Znajdowały się na plaży. Szkarłatnej Wstęgi nie było już z nimi, a w każdym razie nie było go widać. Szary bezmiar wód obcego morza, wylewał się z brzegów i mlaskał, jakby dawał do zrozumienia, że jest gotowy pochłonąć każdą istotę, która tego dnia zechce się z nim połączyć. Daleko za wydmą, jakby przyczajony, stał mały, warowny zameczek z czterema, kanciastymi wieżami. Mury miał ciemne i wrogie. Przywodziły Dżanie na myśl wszystkie czarne zamki opętane przez ciemne moce, jakie w życiu widziała.
Axia nie powiedziała niczego. Rusza w stronę fortecy.
Dżana poszła za nią. Jej bose stopy zapadały się w miałkim piasku, oczy szukały czegoś w dali, ale niebezpieczeństwo przyszło z dołu. Nagle lewa noga Dżany zapadła się aż po kolano. Coś pociągnęło ją w dół. Szarpnęła się, ale nie była w stanie się uwolnić. Ból rozerwał biodro. Stare rany odezwały się. Tę zadała fioletowa.
Dżana nie myślała o tym, co powinna zrobić. Zareagowała odruchowo. Dobyła miecza i cięła na oślep, krzycząc bez słów.
Axia odwróciła się powoli. Mogło wydawać się, że dla Wojowniczki Nocy pośpiech w ogóle nie istniał. Był to jednak tylko pozór. Niepokoiła ją słabość i naiwność jej towarzyszki.
Nie, Dżano - pomyślała, a jej słowa zrodziły się nagle w głowie wojowniczki z Pustkowia. - Uspokój się. To nie dzieje się naprawdę. To tylko twój lęk, a syn mroku karmi się naszymi lękiem.
Dżana spokojnie wyciągnęła nogę z piasku. Otrząsnęła się jak zwierze po wyjściu z wody.
- A więc, niczego tam nie było? – spyta. - Nic mnie nie ciągnęło? To był tylko mój lęk o uszkodzoną nogę? - Nie czekała na odpowiedź. Znała ją. Jej myśli gnały szybko jak burza, nie zostając na długo przy żadnym temacie. Chciała zrozumieć więcej.
- Syn mroku najsilniejszy jest w snach - powiedziała Axia, zimnym, rzeczowym tonem. – To miejsce, to taki świat-nieświat pomiędzy jawą, a snem, miejsce, gdzie można ćwiczyć i uczyć się. Dlatego otrzymałaś namiastkę tego, co syn mroku może ci zrobić. Ale on jest w naszej świadomości i za dnia, także w prawdziwych światach – dodała. – Wykorzystuje nasze lęki i wspomnienia, paraliżuje strachem. Nie możesz mu się poddać, bo dla tych, co się poddadzą, nie ma ratunku.
Dżanie przyszedł nagle do głowy pewien pomysł, ale odrzuciła go. Tu i teraz nie była pewna, czy cokolwiek potrafi. Przy Axii czuła się mała i nieważna. Poza tym, to chyba nie było w stylu jej towarzyszki.
- Powiedz, co ci przyszło do głowy? - poprosiła Wojowniczka Nocy. Potrafiła wyczytać myśl z umysłu Dżany, ale nie mogła jej do końca pojąć.
- Czy w moim śnie ten twój syn mroku przybierze postać mojego lęku?
- Tak.
- Więc - zaczęła Dżana - czy nie mogłabym zasnąć? Ty weszłabyś do mojego snu. Byliby tam też moi przyjaciele, śnię o nich co noc. - Powoli odkrywała, jak bardzo tęskni za tymi, których porzuciła i ja też to odkrywałam. - Cień byłby wilkołakiem, bo tak wyobrażam sobie zło. Można by go było zabić. W świecie moich wyobrażeń każdego można zabić, każdego oprócz mnie. - Podniecało ją to, co mówiła. Ona i jej towarzysze znowu mogliby razem walczyć, jak we śnie i w śnie właśnie. Mogłoby zdarzyć się to, co już niemożliwe. Dlaczego minęły czasy, kiedy było im razem dobrze? Nie wiedziała i ja też nie. Obie myślałyśmy, że po prostu wszystko się kiedyś kończy.
- Przykro mi, Dżano - powiedziała Axia, spoglądając na nią z lekkim pobłażaniem. – Syn mroku pojawiając się w twoim śnie, staje się częścią ciebie. Skoro jesteś nieśmiertelna i on taki będzie. Poza tym, w śnie to on ma władzę nad zdarzeniami, nie ty i nawet twoich przyjaciół może przemienić we wrogów.
A więc nie. Dżana poczuła się zawiedziona i bezsilna. Chciała, żeby było jak dawniej. Myślami wróciła nagle do chwili na wzgórzu, gdy patrzyła w dal, a tęsknota za nieodgadnionym popychała ją do drogi. Czego wtedy szukała? Nie pamiętała już tego. Czego szukała teraz? Przecież miała wszystko, co było ważne. Miała przyjaciół, był Ferro, Marzenie, gdy jeszcze żyła i jej dzieci. Po co w ogóle wyruszała w drogę? Chyba po to, by pojąć, gdzie jest jej miejsce.
Jeśli chodzi o mnie, wciąż nie potrafię tego uporządkować. Pociąga mnie nowe, ale przeraża mijanie rzeczy znanych i bliskich. Męczy mnie bezruch, ale gdy coś się zmienia, zawsze patrzę wstecz i mówię, że kiedyś było lepiej.
- Jeśli wiesz wszystko - rzuciła Dżana, w jej głosie brzmiał gniew - to powiedz mi wreszcie, co mam robić.
- Odrzuć złości - nakazała Axia, powoli wypowiadając słowa. – Gniew ściąga niebezpieczeństwo. Pamiętaj, że syn mroku żywi się także naszą złością. Czym jesteś bardziej zła, czy przerażona, tym bardziej narażasz się na jego atak. Zaufaj mi. Sama jeszcze nie wiem, jak go pokonać, ale poradzimy sobie z nim. Ja mam wiedzę, ty potrafisz walczyć.
Dżana milczała. Była tak wściekła, że aż chciała krzyczeć. Na domiar złego słyszała, jak Rudy śmieje się na jej ramieniu. Axia ją zraniła, ale najgorsze było to, że Wojowniczka Nocy miała rację. Nie dorównywała istotom swojej rasy. Ale nawet jeśli dotąd była niemądra, to teraz z każdą chwilą się uczyła.
- Chodźmy dalej – rzuciła. Nie chciała, żeby Axia skomentowała jej myśli.
Ruszyły. Brama zamku była otwarta.
Może to pułapka? – pomyślała Dżana rozglądając się na boki. Chłód kamiennych murów zmusił ją do refleksji. Przypomniała sobie wszystkie twierdze, w których była i swoje brawurowe ucieczki. Wiedziała, że mury jej nie zatrzymają, że jej nie zagrożą, mury nie.
- Ja tu mieszkam – powiedziała Axia ze śmiechem.
Minęły kilkoro drzwi i wspięły się na szczyt jednej z wież. W okrągłej komnacie nie było mebli, tylko wysokie, kryształowe lustro w prostej ramie.
- Popatrz i zrozum z czym walczysz - powiedziała Axia, wskazując na zwierciadło. - To właśnie syn mroku. Narodził się w Bezdennej Studni w Krainie Gdzie Panuje Wieczna Susza i spał tam tak długo, aż nie obudziły go krople deszczu...
Głos Axii docierał do Dżany z bardzo daleka. Zobaczyła syna mroku. Był tym, czego boi się każdy: ciemnością, niezrozumieniem, dzikim zwierzęciem. Nie miał ciała, przeźroczysty i na pozór zwiewny jak dym. Przybierał różne kształty. Raz był człowiekiem, raz wilkiem, raz istotą o długich mackach, które rozbiegały się we wszystkich kierunkach w poszukiwaniu ofiary. Dżana cofnęła się o krok. Pojęła, że naprawdę nie można go zabić. Wielkim banałem wydały się jej wszystkie dotychczasowe czyny i dotychczasowi przeciwnicy, ale... Skoro był tylko widziadłem i nie można go było skrzywdzić, on też nie mógł skrzywdzić nikogo. Roześmiała się nagle.
- Czemu mnie cały czas straszyłaś?! - zawołała swobodnie. - To tylko widziadło!
Axia popatrzyła na nią z politowaniem. Pomyślała, że biedna Dżana znalazła się w świecie, w którym jej umysł zawodził.
- Dżano – powiedziała. - Jego moc jest tysiąckrotnie większą od wszystkich twoich wrogów razem wziętych i wiesz mi, jest tak samo materialny, jak ty i ja. Tyle tylko, że on istnieje tutaj. - Dotknęła palcem wskazującym skroni. - I dlatego nie można go zabić w realnym świecie.
Dżanę drażnił sposób w jaki Axia mówiła, to, że uważała się za lepszą. A może mnie drażniło, że to Paulina chciała decydować, o czym tak naprawdę będzie nasze wspólne opowiadanie. Tym razem kazałam jednak Dżanie być pewną swoich słów.
- Powiedziałaś, że nie mogę się bać – rzuciła. - I ja już się nie boję. Jeśli w moich myślach nie ma lęku przed nim, to i jego tam nie ma. Właśnie, może zamiast z nim walczyć, lepiej byłoby go wszystkim pokazać, żeby się przekonali, że to tylko widziadło?
- Tego nie da się zrobić. Zresztą, niewielu jest ludzi tak odważnych, jak ty. Nie zapominaj też, że pozory czasem mylą. - Paulina wciąż upierała się przy swoim. – Syn mroku cały czas się zmienia. Może stać się wszystkim. Naprawdę jest groźny...
Axia znieruchomiała nagle w dziwacznej pozycji. Uniosła głowę, jej oczy przekręciły się do wnętrza czaszki. Jedną nogą nie dotykała podłogi. Wierzch stopy oparła o łydkę.
- Duchy mnie wzywają – wyszeptała. - Może coś mi wyjaśnią. Poczekaj tu na mnie. Tu nic ci nie grozi - oznajmiła i po prostu znikła.
Dżana usiadła na zimnej posadzce. Z jej uszkodzonym biodrem nie było to łatwe. Złożyła miecz na kolanach i oparła o niego ręce, splatając palce. Nie myślała o synu mroku. Niech się Axia nim martwi, to jej świat i jej walka. Myśli Dżany gnały daleko, nad morze Świata Dyktującego, ku Ferro. Podjęła już decyzję. Wróci. Miała nadzieję, że on jeszcze czekał. Właściwie obiecał, ale tyle razy go zawiodła, że nie powinna spodziewać się zbyt wiele. Tyle razy go zawiodła, ale nie chciała zawieść już nigdy więcej. Powinna być z nim. Takie było jej przeznaczenie. Powinna być z nim, a nie włóczyć się po cudzych światach, a może i cudzych snach.
Wiedziałam już, że kobiety potrzebują mężczyzn. Kiedy pisałam „Odmieńca”, pojęcie miłości było dla mnie czystą abstrakcją. Nie rozumiałam sił łączących ludzi. Dlatego mogłam rozdzielić Dżanę i Ferro. Dlatego też wcześniej Dżana nie znalazła szczęścia u Johna. Teraz mnie samą trawi tęsknota, tylko mężczyzna moich snów, na mnie nie czeka.
Dżana widziała Ferro w wyobraźni. Widziała jego ciemne oczy, to one ją urzekły, dawno, dawno temu. Dotykała jego gęstych włosów, jego dłoni... Prawa drżała jak zawsze.
Wstrząsnął nią dreszcz. Może obrazy płynęły z jej serca, a może nasyłał je syn mroku? Może to była pułapka? Może syn mroku chciał, żeby wróciła, żeby się poddała? Może atakował ją poprzez wyrzuty sumienia? Wszystko jedno. Potrząsnęła głową. Postanowiła i wróci, ale dopiero, gdy syn mroku przestanie istnieć. Co by się nie stało, tak będzie.

Miłość. Axia uśmiechnęła się, stając nad nią. Dżana ją zaskoczyła. Wojowniczka z Pustkowia kochała. Axii wydawało się dziwne, że brudna kobieta o ciele pokrytym bliznami, kobieta z mieczem u boku, kochała.
- Dżano...
Wojowniczka podskoczyła, wracając do rzeczywistości. Spojrzała na Axię.
- Duchy dały mi pewne wskazówki, ale odpowiedź musimy znaleźć same. Syn mroku zaatakował teraz chłopca żyjącego w złym świecie, który znasz. Co przychodzi ci do głowy?
- Międzymiasto - odparła Dżana szybko. - To najgorsze z miejsc, jakie znam.
- Opowiedz mi o nim, gdzie jest i jakie jest. - Axia nie poprosiła, ona rozkazała.
- Jest miejsce w moim świecie, z którego można się tam dostać - zaczęła Dżana. - To jest wielkie bagno tuż nad Morzem Ognia i Krwi. Międzymiasto to mały świat. Jest tam mały lasek, mała stajnia, a poza tym tylko zimne, wysokie domy, sięgające nieba i ulice, których bruk kaleczy stopy. - Axia spojrzała na nieobute nogi Dżany. – Takim, jak my, nie wolno wkraczać do Międzymiasta, ale ja byłam tam parę razy. A im pod karą śmierci nie wolno go opuszczać.
- Tak, to rzeczywiście nie brzmi dobrze - powiedziała Axia. - Musimy się tam jednak dostać.
- To daleka droga - oznajmiła Dżana.
- Zapomniałaś już, że ja podróżuje w myślach? – Axia zaśmiała się. - Jest tylko jeden problem. Nie znam tego świata, więc do niego nie trafię. Proszę cię więc, żebyś zasnęła i śniła o Międzymieście. Wejdę do twojego snu i mu się przyjrzę.
- Dobrze - zgodziła się Dżana i już była gotowa położyć się na posadzce, kiedy Axia znowu się roześmiała.
- Nie każę ci spać tutaj. Choć, zaprowadzę cię do sypialni.
Znowu przemierzały korytarze i mijały niezliczone drzwi. W końcu znalazły się w pomieszczeniu z ogromnym łóżkiem, na którym leżały różnobarwne poduchy. Ściany obito tam tkaninami w ciepłych, miłych dla oka barwach. Dżana nigdy wcześniej nie widziała takiego miejsca. W porównaniu z sypialnią Axii, nawet sala balowa królewskiego zamku w Jedynym Mieście wydawała się surowa i skromna. Nie miała odwagi przykryć się ciężką, purpurową kołdrą. Położyła się na krawędzi łóżka, owinęła płaszczem. Zamknęła oczy. Nie musiała się szczególnie wysilać, żeby myśleć o Międzymieście. Miała je pod powiekami. To był jej koszmar, jeden z jej koszmarów.

Sen przyszedł szybko. Stała na krawędzi Międzymiasta wśród drzew skrywających Międzybagno. Patrzyła na małą stajnię, namiastkę wolności tego świata. Przychodziło tam wiele zagubionych, samotnych dzieci, wierzących w stare, zakazane legendy. Efna też tam przychodziła. Dżana myślała o Efnie, ale jej w tym śnie nie było.
Padok był jeszcze pusty. Dżana słyszała jednak parskanie. Nie, to nie były konie ze stajni, to Marzenie. Wyciągnęła rękę i dotknęła miękkich chrap bojowej klaczy. To dobrze, że Marzenie tam była. Dżana poczuła się pewniej. Marzenie wyniosła ją z wielu bitew, wiele razy ocaliła życie, jej Marzenie, droższa od rodzonej córki. Córka. Zgrzyt. Wyrzut sumienia. Nieokreślony lęk. Nie powinna o tym myśleć, wiedziała, że syn mroku to wykorzysta.
Znowu obróciła głowę w stronę padoku. Już ktoś tam jeździł, ale jej uwagi nie zwróciły konie, ale chłopiec. Chłopiec też był w jej śnie. Nie ten, o którego chodziło, ale chłopiec, brudny i smutny. Oczy miał podpuchnięte, a jego prawie przeźroczysta skóra miała dziwny, fioletowy odcień. Spojrzeniem śledził zwierzęta, tak, jakby chciał pochłonąć je wzrokiem. Były dla niego cudem, symbolem wolności, która w Międzymieście stanowi tylko mgliste wyobrażenie. Dżana najchętniej zabrałaby go stamtąd do swojego świata. Ale to nie było możliwe. Istniały dziesiątki chłopców takich, jak ten, a ona nie była w stanie dać im wszystkim nowego życia. Są rzeczy, których zrobić nie można. Żaden ze światów nie jest doskonały. Gdyby ci ludzie nie byliby więźniami jakiegoś, nie całkiem przez Dżanę zrozumiałego systemu, przenieśliby się do jej świata, zaludnili Pustkowie, zbudowali nowe miasta, obok tego jedynego. Czy by się na to zgodziła, czy potraktowała ich jak zaborczych wojowników Półwyspu, wrogów? Pewnie byliby dla niej wrogami. Jakie to wszystko skomplikowane.

Axia siedziała na miękkiej pufie obok śpiącej Dżany. Obserwowała nagłe ruchy, których tamta nie była świadoma. Dżana nie spała głęboko. To źle. Może jeszcze zaśnie. Axia czekała. Nie powiedziała Dżanie, że jeśli sen, w który wejdzie, zostanie nagle przerwany, już się z niego nie wydostanie, zostanie w pustce pośród mglistych, obcych wyobrażeń i to przez wieczność. Trochę się bała, nawet ona, pewna siebie i dumna odczuwała lęk.
Już. Tak. Za długo czekać też nie mogła. Zamknęła oczy. W głębi umysłu otworzyła drzwi do świata wyobrażeń Dżany. Przez moment zatrzymała się na jego krawędzi. To nie był prawdziwy świat, tylko nierealny, senny majak, ale ona musiała do niego wejść. Po prostu musiała.
Nie wahała się dłużej. Postąpiła naprzód w to, co nieznane.

Dżana nadal tkwiła w tym samym miejscu. Jej oczy śledziły konie. Już nie poświęcała uwagi chłopcu, pociągało ją coś nowego. Widziała rudowłosą dziewczynę wprowadzającą na padok gniadego, żylastego konia o przekrwionych białkach. To byli Efna i Wiatr.
Efno, uciekaj! - coś krzyczało w głowie Dżany. Sama nie wiedziała, czemu nie otworzyła ust, czemu naprawdę nie krzyknęła. - Oni zabiją twojego konia! - Dżana to wiedziała. Tak się stanie, jeśli Efna nie ucieknie. - Uciekaj! - Dżana niestety wiedziała także, że nawet jeśli Efna ucieknie, to zwierze nie zniesie trudów życia na Pustkowiu i padnie. Tak się stało. To wszystko już się wydarzyło. Efna dorosła. Wiatr został pochowany na wydmie.
Dżana nagle poczuła lęk. Właściwie wszystko się już wydarzyło, ale skoro ona widziała ich w tym momencie w Międzymieście, być może, mogło się nie wydarzyć? Czy jednak miało to znaczenie i dla kogo? Czy to ona uratowała Efnę, czy Efna ją?
Obróciła się i zobaczyła Axię, stojącą obok niej. Czy Axia tam była naprawdę, czy ona o niej śniła? To bez znaczenia. Znaczenie miał fakt, że Dżana po raz pierwszy spostrzegła, że Wojowniczka Nocy nie pasuje do jej świata. Była szczupłą kobietą o śnieżnobiałej cerze, z czarnymi, kręconymi włosami, gęstą burzą spadającymi na chude ramiona. Nosiła ciasną, czarną sukienką z cienkiego materiału, a na nogach miała malutkie buciki na wysokich obcasach. Sprawiała wrażenie bezbronnej, wręcz filigranowej, a przecież obdarzona mocą górowała nad Dżaną nawet tam, a raczej tam najbardziej. Wiedziała więcej o snach i dlatego do niej Dżana zwróciła się o pomoc.
- Axio, zrób coś. Nie mogę dłużej znieść tej niepewności.
Efna ich nie spostrzegła, a nawet jeśli, nie obchodziły jej. Jeszcze się przecież nie znały. Rudowłosa bujała się spokojnie na karku konia.
Axia niczego jednak nie mogła zrobić. Sen należał do Dżany i ona nie zamierzała ingerować w jej świadomość. To nie miałoby żadnego sensu.
- Dżano – powiedziała - dziewczynie nic się nie stanie. To tylko sen. Śnij o mieście – nakazała. - Muszę zobaczyć więcej.
Sceneria zmieniła się. Dżana dosiadała teraz Marzenia. Była na jednej z kamiennych ulic, zimnej i złej. Ludzie oglądali się za nią. Tak, zawsze zapominała o tym, jak tam szybko płynął czas. W Międzymieście nie było już na ulicach koni, ludzie nie nosili broni, a ich ubrania były jednakowe, wszystkie z szarego, nieznanego Dżanie materiału.
Czegoś szukała. Tak, wiedziała czego. Szukała apteki. Zawsze szukała tam aptek. Przy wszystkich swoich wadach, świat ten miał jedną zaletę. Potrafiono sporządzać tam lepsze mikstury, niż gdziekolwiek indziej i tą jedną, magiczną tabletkę, którą poza Międzymiastem znał tylko Świat Prawdziwy. Dla Ferro wyruszyła w tę drogę. Zawsze dla niego ryzykowała wkraczanie na te wrogie ulice.
- Nie śnij o nim, śnij o mieście - powiedziała Axia, czując, że myśli Dżany wymykały się nad morze.
Dżana zatrzymała się. Ingerencja w jej umysł okazała się zbyt silna, zbyt zaskakująca. Wpadła w panikę. Nie potrafiła znaleźć w pamięci niczego, poza stajnią i apteką.
Ja więcej nie wiem! - znów coś w niej krzyczało.
Szybko się jednak opanowała. Sięgnęła dalej wstecz. Coś tam jeszcze w jej pamięci było, to ją uspokoiło.
Zaczęła śnić o dziewczynce z czarnymi włosami i jej babci staruszce. Mieszkały w jednym z tych zimnych, wysokich domów, w niewielkim pokoju. Ukryły ją, narażając życie. To się kiedyś wydarzyło, dawno, ale na pewno, chociaż nie zostało opisane, konkretnie umiejscowione w czasie, ani wytłumaczone. Dżana nie potrafiła zobaczyć ich twarzy, były tylko sylwetki, mgliste wspomnienia. Wszystko inne już się zatarło, a one obie umarły przed laty.
Dżana nie wiedziała już, gdzie jest. Po prostu patrzyła i widziała. Była sama bez Marzenia i Axii. Widziała pokój. Pamiętała jego zapach, zapach pleśni i grzyba rozrastającego się po ścianach mieszkania i wilgotnej klatki schodowej, pośród zawsze niedogrzanych murów. Tam właśnie ją ukrywały.
W tym samym pokoju mieszkała także Efna i jej ojciec. Dżana nie była tego pewna, ale tak było we śnie. On pił. Ona wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. Płomiennie rude włosy powiewały za nią.

Obrazy stawały się dla Axii coraz mniej zrozumiałe, ale już jej nie obchodziły. Znalazła to, czego szukała. Znalazła zapleśniałe, wilgotne korytarze. Teraz stała na jednym z nich. Już nie we śnie Dżany, ale naprawdę w Międzymieście. Wyczuwała zło. Syn mroku gdzieś tam był. Szukała go jak ślepa, sunąc dłonią po chropowatej ścianie.
Tak, znalazła, był tam. Duchy jej go wskazały. Sięgnęła do umysłu właściwego chłopca, by uzyskać dane o jego najbliższym otoczeniu. Gdy wiedziała już, jak wygląda pokój, w którym sypia, mogła się przy nim znaleźć. Stanęła nad łóżkiem. Spał mocno i śnił. Spostrzegła grymas na jego twarzy. To musiał być koszmar. Nie przypominał dziecka z wizji Dżany - gruby, może dziewięcioletni, ze śladem od okularów odciśniętym u nasady nosa.
Axia chciała wejść do jego snu, żeby wszystkiego się o nim dowiedzieć, ale zatrzymała się na granicy swojej i jego świadomości. Przez moment wahała się, czy wezwać Dżanę. Wiedziała, że to, co zamierzała zrobić, było niebezpieczne. Sama siebie zapytała, czy powinna wciągać w to kogoś, kto tego niebezpieczeństwa nie rozumiał, tym bardziej, że Dżana była gotowa na wszystko.
Dżano, choć ze mną - przyzwała ją w końcu. Przecież wiedziała, że bez niej sobie nie poradzi. - Wejdziemy razem do snu chłopca.
Dżana nie zrozumiała tego wezwania, nie wiedziała, co mogłaby zrobić.
- Tak, pójdę z tobą, ale nie wiem jak - rzuciła, głos jej drżał lekko ze zdenerwowania. - Teraz jestem w pustce i niczego nie widzę.
Dżano, pośpiesz się! – ponagliła ją Axia. - Zaraz się obudzisz. Musisz tu być wcześniej.
- Jak?
Drzwi. Wyobraź sobie drzwi i przejdź przez nie.

Tak, odnalazła w umyśle drzwi, jedyny jasny punkt w zupełnej ciemności. Nacisnęła klamkę i przestąpiła próg. Znowu znalazła się obok Wojowniczki Nocy. Razem wkroczyły w świat sennych wizji dziecka.
Trafiły do szkoły, to się chyba tak nazywało. Efna kiedyś opowiadała Dżanie o czymś takim. Mury były wysokie i zimne. Przytłaczały je, podobne do murów najpotężniejszej twierdzy. Stały przed drzwiami, też zbyt wysokimi. Przekroczyły je, nie otwierając. Nie musiały tego robić, to przecież był sen. Znalazły się wewnątrz klasy. Dżana tego nie wiedziała, ale chłopiec wiedział i dzięki temu wyjaśnienia pojawiły się także w jej głowie. Zobaczyły powykrzywiane twarze, złe, głupie twarze. Oni nie lubili ich chłopca, wiedziały to obie. Nagle zjawił się nauczyciel, ogromny, kudłaty mężczyzna w okularach, mężczyzna z wąsami i brodą, podobny do dzikiego stwora. Chłopiec zadrżał. Dżana to wyczuła, chociaż jeszcze nigdy go nie widziała. Nie. Już go zobaczyła, właśnie go odnalazła. Siedział sam w ostatniej ławce. Dżana poznała go od razu jakoś tak intuicyjnie, to musiał być on: mały, bezradny grubasek. Obejrzała się na Axię, ale Axii nie było już z nią. Czy teraz sama mogła o sobie decydować, czy też stała się częścią snu? Nie wiedziała.
Podeszła do chłopca i stanęła przed nim jako dobry duch Pustkowia. Popatrzyła mu w oczy, ogromne i smutne, przysłonięte grubymi szkłami. Z tych oczu wyczytała wszystko. Jego matka umarła po ciężkiej chorobie. Ojciec pił, jak chyba większość mężczyzn z Międzymiasta. On był sam. Nie miał przyjaciół. Koledzy go nie lubili, bo był gruby, więc i on ich nie lubił. Marzył o koniach, ale tylko na nie patrzył. Nie miał pieniędzy, żeby jeździć.
Nawet jeśli obronię go przed synem mroku - pomyślała Dżana - on i tak nie będzie szczęśliwy. - Bardzo chciała, coś w jego życiu zmienić, coś mu obiecać tu i teraz. Nie mogła. Wzięła go za rękę.
- Obronię cię – wyszeptała, a on się uśmiechnął.
- Nie musisz – powiedział. - Ja już mam obrońcę.
- Jakiego? – spytała.
- Wielki pies przyszedł mnie bronić. Pociesza mnie w snach. Powiedział, że kiedy nadejdzie czas, pokona wszystkich moich wrogów. Czekam na ten dzień. - Oczy chłopca płonęły z podniecenia. - Chcesz go poznać?
Dżana milczała.
- Gmart! Gmart! - zawoła chłopiec i syn mroku zjawił się taki, jakim go zobaczyła w lustrze, tyle, że cielesny - ogromny czarny pies.
- Dżano! Obudź się! Już wystarczy! Już wystarczy! - głos Axii wdarł się do jej świadomości. - Jeszcze nie czas! Obudź się! Nie walcz z nim teraz! - Wojowniczka Nocy szarpnęła Dżanę za ramię.
Przebudzenie przyszło nagle i zadziwiło Dżanę. Znowu była w zamku, leżała w ogromnym łożu Axii. Poderwała się. Potarła oczy.
- Czy to był sen? - spytała.
- Tak, Dżano - odpowiedziała Axia. - Ale jednocześnie działo się to wszystko naprawdę. Teraz wyruszymy do Międzymiasta – oznajmiła. - Byłam głębiej, niż ty i dowiedziałam się więcej. Syn mroku towarzyszy chłopcu od momentu, gdy w lesie ujrzał stertę kamieni i w myślach nazwał ją kurhanem. Zamarzył, że mógłby pod nim sypiać potwór, który kiedyś pożre wszystkich jego wrogów. Zwątpił w siły dobra i dlatego mógł paść ofiarą sił zła.
- Dobrze, ale co my możemy zrobić?
- Uwolnić go od syna mroku - odparła Axia.
- Ale to nie zlikwiduje w nim zła. - Dżana zaczynała się już uczyć języka Wojowniczki Nocy. - On musi zacząć wierzyć w ludzi. - W rzeczywistości powróciły wątpliwości ze snu.
- Uwierzy - zapewniła Axia. - My przecież odegramy ludzi, którzy go obronią i odbudują jego wiarę.
- To za proste.
- Ale w świecie snów możliwe. – Axia uśmiechnęła się. - Chodź, Dżano. Udamy się na ten jego pseudo kurhan i rozejrzymy się tam.
- Ale ja nie znam żadnego kurhanu.
- Nie szkodzi. - Axię trochę drażniło, że Dżana nie była w stanie pojmować wszystkiego tak szybko, jak ona.
Dżana podniosła się i obciągnęła ubranie. Była gotowa, by umysł Axii przeniósł je znowu do Międzymiasta.

Znalazły się w lesie. Za plecami miały bagno, przed nimi, za linią drzew, zaczynało się miasto. Miejsce wydało się Dżanie znajome, poza jednym szczegółem. Tuż obok nich znajdował się usypany stos z kamieni.
- Czy coś nam tu zagraża? - spytała Axia.
- Tak. - Dżana odpowiedziała szybko. - Mówiłam ci przecież, że ludziom z zewnątrz nie wolno tu przebywać. Jeśli ktoś nas spostrzeże, wyślą za nami armię z bronią miotającą gromy.
- Nie boję się ludzi - rzuciła Axia hardo. - Mogę pokonać ich siłą woli. Pytałam o duchy, zjawy, demony.
- To świat ludzi - odpowiada Dżana.
Axia skinęła głową, przyjmując to do wiadomości. Potem obeszła dookoła pseudo kurhanu, przyglądając się okolicy. Badała każdy kawałek ziemi, każdy kamień i drzewo. Co jakiś czas spoglądała też na Dżanę. Wysoka, dobrze zbudowana, nie młoda i nie stara kobieta oparła dłoń na rękojeści miecza. Na znajomej ziemi czuła się pewnie. To dobrze. To trochę uspokoiło Axię, ale tylko trochę. Niepokoiło ją, że wojowniczka nie zdawała sobie sprawy z siły syna mroku. Zbyt pewna siebie i zarazem zbyt naiwna, wciąż pozostawała odsłonięta na atak. Według Axii nie umiała zapanować nad swoim umysłem.
Wojowniczka Nocy zatrzymała się nagle przed ciemną dziurą u stóp pseudo kurhanu.
- Dżano! - Przyzwała ją gestem ręki. - Zobacz.
Dżana pochyliła się nad dziurą. Wciągnęła w nozdrza pochodzący z niej zapach stęchlizny.
- Jego tam nie ma – powiedziała, nie wyczuwając w jamie obecności żadnej żywej istoty.
- Jego nie może tam być - rzuciła Axia. - On nie ma ciała.
- Więc?
- Nie wiem – odpowiedziała. - To musi być jakaś inna istota...
- Istota, która żywi się mięsem - dodała Dżana. - Wyczuwam zapach krwi.
- Jakaś inna istota... - wyszeptała zamyślona Axia.
- Może to się z sobą łączy. - Dżana myślała na głos. – Jeśli dobrze zrozumiałam, to tu syn mroku wniknął do umysłu chłopca. Może teraz Gmart ma też ciało?
- Gmart?
- Chłopiec tak go nazwał.
Axia zacisnęła szczęki.
- Oby to była inna istota... - Axia po raz pierwszy była naprawdę zdenerwowana. - Nie muszą istnieć żadne związki. Zło po prostu istnieje, pojawia się. Fakt, że syn mroku zaatakował chłopca, to też tylko przypadek. On był pod ręką. Nie we wszystkim musi być sens.
Dżana miała wrażenie, że Axia sama siebie próbowała pocieszyć i że wciąż nie powiedziała jej wielu ważnych rzeczy.
- Może w snach nie musi być sensu, ale życiu jest – uparła się Dżana.
- Powiedz mi więc, jaki jest w ogóle sens istnienia zła? - Axia broniła się przed przyznaniem jej racji.
- Żeby mogło istnieć dobro – odpowiedziała Dżana pewnie.
- Nauczono cię tych formuł. – Axia zaśmiała się. - Ale to zbyt proste.
- Zaczekaj - rzuciła Dżana. Nadmiar myśli rozsadzał jej głowę. Po co one się właściwie kłóciły? Czy to była kłótnia? Która z nich się myliła? Może obie?
Dżana znowu znajdowała się w swoim świecie. Przybyła do niego nieznaną jej dotąd drogą, dlatego wszystko wydawało jej się tak odmienne i odległe od tego, co dotąd przeżyła, ale to przecież był jej świat. Ruszając do Miejsca Którego Nikt Nie Nazwał zostawiła za sobą problemy Pustkowia. Nagle znowu poczuła tamtą tęsknotę. Chciała dosiąść konia i ruszyć w pole, gonić ciemnych jeźdźców. Skąd oni przybyli? Nie odkryli tego, nie wiedzieli jak. Czy jeźdźcy w ogóle przychodzili z jakiegoś realnie istniejącego miejsca? Może byli podobni do tej istoty, której Axia nie chciała uznać za ucieleśnienie syna mroku? Dżana musiała to wszystko poukładać, zrozumieć.
Później. Mogła to zostawić na później. Najpierw musiała dosiąść konia, bo ta na końskim grzbiecie, to dopiero była prawdziwa ona.
Szczerze mówiąc, nie wiem, o czym myślałam, pisząc te słowa na jakiejś z lekcji, polskim, czy historii. Wydaje mi się, że miałam jakiś pomysł. Nie pamiętam jednak jaki i muszę się przyznać, że tego fragmentu opowieści zupełnie nie rozumiem. Nie zmienia to jednak faktu, że mi się on podoba, bo ja, tak samo, jak i Dżana, zatęskniłam za Pustkowiem.
- Czy możesz tu sprowadzić mojego konia? - spytała Dżana szybko.
- Mogę. - Odpowiedź była krótka. Axia nie rozumiała tego, co się działo, bo i nie rozumiała tego Paulina. Dżana panowała nad sytuacją, a jej tęsknota była moją tęsknotą. - Powiedz mi tylko, gdzie on jest.
- Tam, gdzie spotkałyśmy się po raz pierwszy.
Axia zamknęła oczy, żeby się skoncentrować. W głębi umysłu zobaczyła pasącego się konia. To chyba był ten koń. Nie mogła mieć całkowitej pewności. Tarant miał na sobie pełny rząd. To ją przekonało.
Cel stanął nagle przed nimi. Przysiad na zadzie. Chrapnął nerwowo, tocząc wokół oczami. Nie mógł zrozumieć, co się stało.
- Cel, spokojnie, Cel. - Dżana podeszła do niego, pochwyciła wodze. Dotknęła miękkich chrap, by go uspokoić.
Zwierze jeszcze chwilę tańczyło w miejscu.
- Już dobrze. Już dobrze, Cel. - Jej słowa go nie przekonały. Jeszcze nie zdążył się do niej przyzwyczaić, jeszcze do końca jej nie ufał.
Kiedy wreszcie stanął, wsunęła mu do pyska wędzidło, podciągnęła popręg i poprawiła strzemiona. Dosiadła go jednym skokiem.
- Wrócę najszybciej, jak to będzie możliwe - rzuciła z siodła. To wreszcie było w jej stylu. Ścisnęła konia łydkami i zmusiła do galopu. Pomknęli w stronę Międzybagna, zostawiając za sobą zdezorientowaną Axię. Dżana popchnęła konia do skoku. Cel nie wahał się, choć ona się tego obawiała. Przez moment lecieli przez ciemność, a potem byli już na Pustkowiu w Świecie zza Morza Ognia i Krwi. Galopowali drogą, którą Dżana doskonale znała, drogą, którą kiedyś uciekła Efna.

Axia wspięła się na pseudo kurhan i usiadła, wystawiając twarz do słońca. Nie pozostawało jej nic innego. Nie lękała się istoty zamieszkującej jamę. Cielesne stwory nie były w stanie jej zagrozić. A jeśli chodziło o syna mroku, on po prostu nie mógł mieć ciała. Zbyt dobrze wiedziała, czym był i czym była Bezdenna Studnia. Teraz wiedziała. Otrzymała tę wiedzę ze świata duchów, bardziej jako przekleństwo, niż wskazówkę. Nieważne. Zamknęła oczy i wniknęła myślami do umysłu Dżany.
Powiedz mi, co chcesz zrobić? - zapytała w myślomowie.
Dżana była zaskoczona. Nie przeraziła się tym jednak, nie wstrzymała też konia w pędzie. Jeśli Axia potrafiła czytać w jej myślach, mogła umieć i to.
Chcę tylko coś sprawdzić – odpowiedziała, układając myśli w słowa. - Kiedy wyruszałam w drogę, na końcu której cię spotkałam, mój świat nękali najazdami jeźdźcy w czerni. Nikt nie wiedział, skąd przychodzili. Zostawiłam przyjaciół, by z nimi walczyli i... – Jej myśli zakłębiły się. Przez chwilę próbowała je poskładać. - Nie wiem. Teraz ci tego nie wyjaśnię. Może oni mają coś wspólnego z synem mroku, lub tą istotą posiadającą ciało?
Axia nie odpowiedziała. Opuściła umysł Dżany. Niech ta gna swoją drogą. Ona poczeka. Zwróciła oczy ku szaremu niebu tego świata.
Paulina zdezorientowana wybrykiem Dżany grała na zwłokę, nie wiedząc, co ma się wydarzyć dalej.
Axia westchnęła. Przed jej oczami stanął Szkarłatna Wstęga. Patrzyła na jego doskonale uformowaną sylwetkę, nogi, tors, lśniące czarne włosy spadające na plecy i ramiona. Nie potrafiła wyobrazić sobie dotyku jego dłoni. Nigdy jej nie dotknął. Nie zdążył.
- Szkarłatna Wstęgo – wyszeptała. – Szkarłatna Wstęgo, tak mi ciebie brakuje.
Duch przyjrzał się jej ze smutkiem.
- Przecież wiesz, że zawsze będę z tobą – powiedział cicho.
- Wiem – odpowiedziała, z trudem powstrzymując łzy.

Dżana po prostu galopowała. Nie myślała o niczym konkretnym, ale myśli, a raczej już sformułowane odkrycia zjawiały się w jej głowie. Było nawet jedno, które ją bawiło. Co by bowiem nie zrobiła, czego nie chciała, wszystko kończyło się na Pustkowiu, na grzbiecie konia w galopie, na pogoni za siłami zła i za tym, co nieuchwytne, definicją sensu życia. Zaczynała podejrzewać, że to się nigdy nie skończy, a więc, że i ona nigdy nie umrze, że jej czas nigdy się nie wypełni. Przecież... Wcześniej o tym nie myślała - ona nie, ale ja tak - jej włosy znowu były płowe. Siwizna znikła.
Odmłodziłam Dżanę oficjalnie. Były chwile, kiedy czuła się naprawdę stara, ale to minęło i teraz znowu gnała i napawała się pędem. Tak miało być przez całą wieczność i tylko jej wierzchowce miały się zmieniać. Szkoda. Może miało to jednak jakiś sens?
Po co ja to wtedy napisałam? Znowu wszystko pomieszałam. Miała przecież wrócić do „domu”, miała być z Ferro. Zgubiłam się. Może galop zbyt mnie oszołomił.

Nad Międzymiastem zapadł zmrok. Axia patrzyła na obce gwiazdy. Istota z jamy nie zjawiła się. Axia czekała. Czasem wchodziła do umysłu Dżany i patrzyła na świat jej oczami. To było nawet ciekawe. Ona sama nigdy nie jeździła konno. Jej droga była inna.
Nagle wyczuła czyjąś obecność. Stanęła przed nią piękna, choć nie młoda kobieta o złotych, puszystych włosach. Na sobie miała sięgającą ziemi czarną suknię z lejącego się materiału.
- Witaj, Axio – powiedziała uśmiechając się chytrze.
Wojowniczka Nocy spuściła wzrok.
- Czemu milczysz? Wstydzisz się swojej matki morderczyni? - spytała Centra, kobieta w czerni.
- Czego ode mnie chcesz? - Głos Axii brzmiał ostro.
- Odwiedzić cię. Jesteś przecież moją córką.
- Niestety.
- Dlaczego nie możemy się wreszcie pogodzić? To trwa już tak długo.
- Mam się z tobą pogodzić?! - krzyknęła Axia. - Zabiłaś jedynego mężczyznę, jakiego kochałam...
- Miłość to nie uczucie dla ciebie - odparła Centra. - Urodziłaś się, by być złą i by złu służyć swoją mocą, a ten dzikus pomieszał ci w głowie. Miał czerwoną skórę i dobre serce. Ale przede wszystkim był śmiertelny. To nie był ktoś dla ciebie.
- Ja go kochałam!
- Ale nie mogłaś z nim być, nawet gdyby pominąć moje zdanie. On by i tak umarł, a ty zostałabyś ze złamanym sercem. Takie jak my, nie mogą wiązać się z mężczyznami.
- Ale ja go kochałam – powtórzyła Axia uparcie.
- Miłość! - Zaśmiała się Centra. - Te brednie, w które wierzysz. Zapomniałaś już, że zło jest potężniejsze od dobra? Zapomniałaś, że nosisz je w sobie? Przecież Bezdenna Studnia to twoje serce.
- Milcz! - Axia traciła panowanie nad sobą. Najgorsze, że to, co mówiła Centra, było prawdą. Śmierć Szkarłatnej Wstęgi spowodowała ulewę w Świecie Gdzie Panuje Wieczna Susza.
- Nie możesz pokonać syna mroku, bo to nie jakiś tam demon, a twoje prawdziwe ja.
- Milcz!
- I ta twoja Dżana. Ona jest szalona. Nigdy nie wie, dokąd zmierza i nawet nie jest obdarzona mocą.
- Milcz!

Dżana nie zatrzymała się na nocleg. Przytrzymała tylko konia, rzuciła wodze na siodło. Drzemała, kiedy Cel człapał stępa dalej i dalej, nie wiedząc dokąd. Na karku Marzenia łatwiej było spać. Ogromnej klaczy nie męczyła też droga bez postoi, nawet przez wiele dni. Filigranowy Cel ciężko robił bokami, nocny stęp nie dał mu zbyt wiele wytchnienia. Rano znowu galopowali. Z czasem klatka piersiowa Cela miała się rozrosnąć, miał mieć więcej siły, z czasem.
Tak spędzili dwie noce, trzeciego dnia o świcie w pełnym galopie wpadli do wsi, którą kiedyś spustoszyli wysłani za Efną ludzie z Międzymiasta. Tu Dżana wstrzymała konia. Cel zwiesił głowę. Piana odrywała się z jego boków. Paru wieśniaków wyszło przed chałupy. Ktoś wykrzyknął jej imię.
- Spójrzcie! Spójrzcie! Dżana wróciła!
Jeszcze pamiętali. To ją zdziwiło i ucieszyło. Ludzie pamiętali. Właściwie nie dla ich pamięci walczyła, ale zawsze dobrze było wiedzieć, że czyny jakich dokonała, nie przepadły w pomroce dziejów. Dżana była dumna, tą pustą dumą odziedziczoną po ojcu wojowniku.
- Czy jeźdźcy w czerni jeszcze najeżdżają te okolice? - spytała głośno.
Stara kobieta, przygnieciona do ziemi ciężarem lat, przechyliła się przez płot.
- Niestety - odpowiedziała głosem przypominającym skrzypnięcie drzwi. - Ale jest wojownik, który nas broni.
- Jaki wojownik? - spytała Dżana, jakby nie była w stanie się tego domyślić.
- Nie znamy jego imienia - oświadczyła staruszka. - Przybywa od razu, gdy jest potrzebny, a gdy odpędzi jeźdźców, znika. Dosiada pięknego konia i wozi z sobą na siodle istotę, która w połowie jest zwierzęciem, a w połowie kobietą.
Tak. To był Mery. Mogła być pewna. On tam był. On walczył w obronie ich świata. Wykręciła konia i pognała z powrotem, już nie galopem, cwałem, w pogoni za czymś, czego nie rozumiałam ani ja, ani nie rozumiała ona.
Jeszcze raz widzę, jak ten fragment jest bezsensowny. Dżana nie pojechała przecież sprawdzić, co porabiał jej syn. Pojechała dowiedzieć się czegoś o jeźdźcach. Dlaczego wystarczyło jej to, że byli? Nie. To akurat rozumiem. To ma sens, ale po co był ten pośpiech? Bez niego nie wydarzyłoby się to, co musiało się wydarzyć i co było najważniejsze.
Cel przyspieszył, a Dżana go jeszcze popędziła. Jej umysł zamknął się. Głowa była pusta, pozbawiona myśli. Po prostu gnała, gnała ku tej jednej chwili, ku temu, co musiało się zdarzyć. Gnała jak oszalała. Gnała, póki noga Cela nie ugięła się nagle. Koń runął w przód. Zdążyła przypomnieć sobie o wyrzuceniu stóp ze strzemion i wybiciu się z siodła. Uderzyła o ziemię, a zwierze przeleciało nad nią. Kwiknęło z bólu.
Jeśli mu się coś stało? - Ta myśl przez moment zagościła w głowie Dżany. Wciąż była nieodpowiedzialna. Kiedyś tak właśnie przewróciła Marzenie.
Cel nie leżał na ziemi nawet przez chwilę. Poderwał się i stał teraz na wszystkich czterech nogach. Parskał, gniewnie potrząsał głową. Nic mu się nie stało. Jak dobrze. Czasem miała więcej szczęścia, niż rozumu. Nie spieszyło jej się, żeby się podnieść. Teraz nie było już powodu, żeby się spieszyć. Leżała pośród wysokich, suchych traw, patrząc w niebo. Nie wiedziała na czym polegała magia tej chwili, ale jej myśli nagle się o coś zahaczyły.
- Czy znasz odpowiedź? - spytał Rudy, jej dziwaczna lisia skóra.
- Odpowiedź? - Dżana zmarszczyła czoło.
- Tak.
- Rudy, ty... - Dżana podniosła się na łokciu i popatrzyła na lisią skórę leżącą obok niej na ziemi. Jeszcze nie znajdowała odpowiednich słów, ale miała je znaleźć.
- Ja wiem – przyznał, kiwając głową. Jego szklane oczy przybrały bardzo poważny wyraz. - Zawsze wiedziałem. - Mógł wiedzieć. Pochodził przecież ze Świata Prawdziwego, z szafy mojej mamy. To on zaprowadził mnie do Świata zza Morza Ognia i Krwi. Och, to nigdy nie miało miejsca. Nie, to ja już nie umiem w to wierzyć. Zbyt logicznie myślę, zbyt zimno oceniam fakty. Niestety czas i nade mną ma władze. Wracając do Rudego, wtedy, gdy był moim przewodnikiem, wiedział więcej, niż ktokolwiek inny, o wszystkich światach, przejściach między nimi i celach działań istot w nich żyjących. Czemu potem o tym zapomniałam, czyniąc z niego tylko mrukliwego towarzysza Dżany?
- I...
- Nie mogłem ci powiedzieć. Twój los leży w twoich rękach i ty sama musisz znaleźć wszystkie odpowiedzi.
- Nie ma źródła zła... - rzuciła Dżana nagle jak natchniona.
- Nie ma - potwierdził on.
- Rudy, ale... Czuje, że to, co powiedziałam, jest prawdą. Nie mogę tego jednak pogodzić z tym, co zdawało mi się, że wiedziałam o Ich Wielmożności Ciemności.
- On miał władze nad Światem zza Morza i Krwi i Półwyspem, ale przecież są inne światy, światy ważniejsze i większe, światy w których zło po prostu jest i zawsze będzie - wyjaśnił Rudy.
- A przede wszystkim Świat Prawdziwy, prawda? To stamtąd tak naprawdę zło przychodzi do naszego świat, lecz i tam nie ma jednego źródła.
- Wreszcie to pojęłaś. - Metalowa szczęka Rudego ułożyła się w uśmiech.
- I jeźdźcy w czerni są tym samym, co syn mroku i wszystkie inne stwory...
- Po części.
- I zawsze będą tacy jak ja, wojownicy walczący ze złem...
- I nikt go nigdy nie pokona - dodał Rudy.
- Co nie znaczy, że nie powinno się walczyć. Walczyć trzeba! - wykrzyknęła Dżana siadając. - Ale... - Głos nagle zamarł jej w gardle.
- Tak, jest ale - zgodził się Rudy. - Wszyscy wojownicy w końcu giną, lub porzucają bojowe szlaki - wyszeptała lisia skóra, czytając w myślach Dżany.
- Nie możemy tylko walczyć ze złem - wojowniczka nie mówiła już do niego. - Musimy też tworzyć dobro i je pielęgnować, a dobro to miłość, a miłość... Została w „domu”... Ferro...
Dżana poderwała się nagle. Wiedziała już, że nie pokona zła poprzez pokonanie syna mroku, czy jeźdźców w czerni, ale to jeszcze musiała dokończyć, na tyle, na ile była w stanie. Potem wróci do „domu”, ale... Na razie musiała wrócić do Axii. Jak miała to zrobić? Nie pomyślała wcześniej o tym, że zanim dotrze do Międzymiasta, tam minie już wiele dni. Nie pomyślała o tym, a raczej ja tego nie zrobiłam. Nie wytłumaczyłam tego też zbyt dobrze Paulinie. Tak więc, bez związku z jakąkolwiek logiką Dżana przeżyła trzy dni, a Axia jeden, choć powinno być odwrotnie. Nie mogłam jednak dłużej posuwać się drogą absurdu. Co więc powinnam zrobić? Wciągnęłam swoją wojowniczkę w sytuację, z której nie umiałam jej wydostać. Ale może Paulina umiała?
Zrozpaczona Dżana podniosła w górę ręce i zaczęła krzyczeć, bo nie potrafiła mówić w myślach:
- Axio! Zabierz mnie stąd! Axio!

- Axio! Zabierz mnie stąd! - Usłyszała w swojej głowie Wojowniczka Nocy.
- Ta twoja Dżana utknęła - roześmiała się Centra. Ona też, jak i jej córka, potrafiła czytać i przemawiać w myślach.
- Milcz!
- Broń się, broń - zaśmiała się Centra. - Przyjdzie dzień, kiedy twoja zła natura weźmie górę. Przyjdzie dzień, gdy razem zapanujemy nad światami i istoty tak śmieszne, jak twoja Dżana, nas nie zatrzymają - oświadczyła kobieta w czerni i znikła.
Axia potrząsnęła głową, by opanować zamęt wywołany rozmową z matką. Skupiła się, chcąc sprowadzić Dżanę i Cela z powrotem do Międzymiasta.
- Zmądrzałam - rzuciła wojowniczka na powitanie. - Ale to, co ci powiem, chyba cię nie ucieszy. - Axia słuchała jej cierpliwie, choć wiedziała już, co tamta ma do powiedzenia. - Może jesteśmy w stanie pokonać syna mroku, odeprzeć jego atak, uratować tego jednego chłopca, ale tylko jego. Zła nigdy nie pokonamy. To niemożliwe, bo dobro, ani istoty takie jak my, bez zła nie miałyby racji bytu. Zło nie ma konkretnego źródła, nie stanowi jednej wrogiej nam siły. Jest potrzebne, żebyśmy mieli wybór, żebyśmy postępowali świadomie. Tajemnica tkwi w tym, że walcząc jesteśmy słabsze od zła, bo posługujemy się jego metodami. Musimy nie tylko woleć dobro, ale też zadbać o nie, zadbać o miłość. To jednak zadanie na później.
Axia przytaknęła jej głową.
- Zawsze wiedziałam, że nie mogę zabić syna mroku tak zupełnie. Chociaż łudziłam się...
- A ja?
- Ty też nie. Nie dziś, nie tu i pewnie nigdy. - Nie chciała powiedzieć całej prawdy.
- To nie ważne. On i tak by się odrodził, jak nie taki, to inny - powiedziała Dżana, mówiąc prawdę, ale w rzeczywistości nie wiedząc, o czym mówi. - Po prostu uratujemy chłopca. Chcę to mieć już za sobą.
- Ale ja ciągle jeszcze nie wiem, jak to zrobić, jak pokonać syna mroku w umyśle chłopca, co mu pokazać.
- Improwizujmy więc - rzuciła Dżana.
Axia zamyśliła się.
- Chyba nie mamy innego wyjścia. Zaśnij, Dżano. Przyjdę po ciebie do twojego snu.
- O czym mam śnić?
- O czym zechcesz.
Dżana położyła się więc u stóp pseudo kurhanu i owinęła płaszczem. Przez chwilę myślała o Międzymieście. Może o nim powinna śnić? Może tak byłoby lepiej? Nie wiedziała. Teraz jednak, gdy dowiedziała się, co miało sens, jej myśli uciekały do Ferro. To o nim śniła.
Byli razem na plaży. Bezmiar wód szumiał cicho. Dżanę ogarnął spokój. Jak ona kochała morze. Popatrzyła w oczy Ferro. On dotknął jej twarzy lewą ręką. Prawa zwisała wzdłuż ciała, drżała. Dżana wzięła ją w swoje dłonie. Powstrzymała jej drżenie.
- Nie, Dżano - wyszeptał on. - Zapomnij o tym. Zapomnij. Musisz zapomnieć. – Nie słyszała jego głosu. Słowa rozbrzmiewały wprost w jej głowie. - To co robisz, to nie może być odkupienie win. To musi płynąć z serca. Bawisz się teraz, uciekasz od swoich spraw.
- Tak – odpowiedziała. - Ale obiecałam pomóc Axii.
- Dobrze, że już rozumiesz, co to jest obietnica.

Axia siedziała obok śpiącej. Czekała na właściwy moment, by wejść do jej snu. Patrzyła w ciemne niebo. Las stał nieruchomy. Nie było wiatru. Wszędzie wokół panowała cisza.
Rzuciła przelotne spojrzenie na Dżane. Zazdrościła jej sennych wizji. Ona znała tylko sny innych. Sama nie sypiała nigdy, tak jak wszystkie kobiety pochodzące z jej rasy. Z czasem białka jej oczu miały stać się krwistoczerwone z braku odpoczynku. Tak niestety musiało być i ona nie mogła tego zmienić.
Już czas. Odnalazła drzwi. Przekroczyła próg. Wstąpiła do snu Dżany.

Wojowniczka wyczuła nagle obecność Axii w swoim śnie. Podniosła się.
- Muszę iść - powiedziała.
- Pójdę z tobą. - Ferro stanął obok niej. Sięgał jej tylko do połowy ramienia.
- Dobrze - powiedziała Dżana cicho. Już wiedziała, że go tam nie było, że tylko jej się śnił. Nie zmieniało to faktu, że nigdy więcej nie mogła zabronić mu pozostania u jej boku. Chciała, żeby byli razem, razem jako partnerzy, dwoje równych sobie istot.
Wzięli się za ręce i poszli wzdłuż plaży. Woda obmywała ich stopy.

Axia też wędrowała wzdłuż wody. Była spokojna, bo i taki był sen Dżany. Zazdrościła wojowniczce nie tylko samego snu, ale i jego treści, miłości, której tamta zaznała, intymnych dotyków. Ona nawet nie potrafiła ich sobie wyobrazić. Dżana miała szczęście. Dżana miała dokąd wrócić.
Zobaczyła dwie postaci trzymające się za ręce. To była Dżana i ktoś, na kim jej bardzo zależało. Nie mogła go stamtąd zabrać, ale Dżana mogła. Dżana mogła zabrać go w sobie, miała go w sobie.
- Dżano. Musimy ruszać do snu chłopca - powiedziała Axia cicho.
- Dobrze - zgodziła się wojowniczka i zamknęła oczy.
Ferro nie było już przy niej, ale to w tamtej chwili nie miało znaczenia. Czegoś się nauczyła nawet w tym śnie. Nie wiedziała jeszcze, jak miała poradzić sobie z błędami przeszłości, ale to była sprawa na później.
Otworzyła oczy. Otaczała je ciemność.
- Co teraz, Axio? - spytała.
- Czekajmy.
- Dorośli zawsze tylko czekają – powiedział chłopiec z wyrzutem. – Ale nie musicie mi pomagać. Gmart pokona moich wrogów.
Ciemność powoli rozwiewała się. Zaczęły rozróżniać kształty. Znajdowały się na szkolnym dziedzińcu. Była tam też grupa starszych dzieci, mimo że panowała noc. Na niebie brakowało jednak księżyca i gwiazd. Dzieci wskazywały w ich stronę i śmiały się.
- Bierz ich Gmart! – zawołał chłopiec.
Wielki, czarny pies wyłonił się z mroku. Białe zęby lśniły podobne do sztyletów, co chwila zwilżane przez potężny język. Żółte oczy świeciły w mroku, jak dwa ognie.
- Bierz ich!
Ale pies nie rzucił się na chichoczące dzieci, a w stronę chłopca.
Axia zmieniła się w strugę światła. Światło było bowiem przeciwieństwem ciemności, w której syn mroku się narodził.
Dżana dobyła miecza i skoczyła pomiędzy chłopca i gigantycznego psa. Światłość, którą była Axia, odbiła się od srebrzystej klingi. Dżana pokonała już wiele ciemnych istot, ale tym razem miała nie tylko miecz, ale i wiarę. Co prawda pomyliła się, dobywając broni. Wybrała nie tę drogę, którą powinna zmierzać. Starych przyzwyczajeń trudno było się wyzbyć.
Pies zatrzymał się. Syn mroku spróbował powrócić tam, gdzie było jego miejsce, do serca Axii. Wojowniczka Nocy nie była już światłem. Patrzyła na Dżanę. Przez moment czuła to, co pies. Miała ochotę zabijać, odgryźć jakąś kończynę i pić ciepłą krew. Opamiętała się jednak. Była w stanie to zrobić. Syn mroku był jej częścią, a nie ona jego. Dżana jednak stanowiła dobrym dla niego celem.
Kiedy światło zgasło, kobieta z Ludu Lasu straciła na moment pewność siebie i syn mroku to wykorzystał. Wszedł w nią. Dżana przestała istnieć. Syn mroku zawładnął jej ciałem. Z jej ust wytoczyła się piana. Błękitne oczy rozbłysły chęcią mordu.
Zabij ją - coś szeptało w głowie. - Zabij.
Zwróciła się w stronę Axii.
- Dżano, walcz z nim - powiedziała Wojowniczka Nocy, próbując zachować spokój. – Wiesz, co to jest dobro. Wiesz, co to jest miłość. Przypomnij sobie, Dżano. Przypomnij sobie.
Axia raz jeszcze przemieniła się w strugę światła, tylko na chwilę, na więcej nie miała sił, ale to wystarczyło. Dżana sobie przypomniała, gdy światło odbite od klingi miecza oślepiło ją i zadało ból.
Gdzie była i kim była? Tak, śniła. W śnie wszystko było możliwe. A jeśli wszystko było możliwe, to także to, że pokona Gmarta. Tylko, gdzie on był? Tak, ona wiedziała, syn mroku był w niej. Musiała go z siebie wyrzucić. Kiedyś fioletowa przywiązała ją do pala i napoiła trucizną, a ona sama rozpłatała sobie żołądek. Nie zlękła się, nie zawahała. Taka była jedyna droga. Zrobiła to więc raz jeszcze.
Gmart znowu był wielkim psem i tylko nim. Rzucił się do ataku, ale Dżana była szybsza. Uderzyła zwierzę przez łeb. Gęsta, lepka krew obryzgała jej twarz, ale na nim nie zrobiło to wrażenia. Zaatakował znowu. Dżana była zbyt zaskoczona, by uskoczyć i ostre zęby rozerwały jej prawe ramie. Przerzuciła miecz do lewej ręki i znowu zadała cios, ale to nie była droga do zwycięstwa. Wiedziała o tym doskonale. Już się tego nauczyła. Zadając razy posługiwała się orężem zła i dlatego zło miało nad nią przewagę. Kiedyś podeszła do wilkołaka z wyciągniętą ręką. Zrobiła to, bo nie miała innej możliwości, a on przemienił się w białego konia ze skrzydłami i rogiem.
Odrzuciła miecz. Pies odskoczył w tył i przysiadł na tylnych łapach. Dżana ruszyła ku niemu powoli, choć to nie było łatwe. Musiała przezwyciężyć nie tylko swój strach, ale i jego wole. Ferro towarzyszył jej w tej drodze. Był w niej, więc był i z nią. To on sprawił, że wciąż brnęła naprzód przez ciemność.
- Nie możesz mnie zabić - powiedziała do psa. - Nie możesz mnie zabić, bo ja muszę wrócić do domu. Nie możesz opanować mojej duszy. Zawodziłam, ale już nie zawiodę.
Wciąż szła w przód, a pies cofał się pełznąć z brzuchem przy ziemi, w każdej chwili gotowy do skoku. Dżana poczuła chłód. Temperatura wokół niej spadała z każdą chwilą. Zło to bowiem nie tylko ogień, ale i lód. Coraz trudniej było jej posuwać się wprzód, ale nie ustępowała. Całe jej ciało drżało z zimna i wysiłku, czoło zlewał rzęsisty pot.
Axia patrzyła na to i wiedziała, że musi uciekać. Nie była już w stanie w żaden sposób pomóc Dżanie. Obawiała się, że wojowniczka w pewnej chwili się obudzi, uciekając stamtąd, a dla niej nie będzie już wtedy powrotu. Opuściła więc sen Dżany, czy też może sen chłopca, bo w tamtym momencie oba były jednym. Z powrotem znalazła się przy pseudo kurhanie. Nad Międzymiastem panowała noc, a mieszkaniec jamy nie zjawił się. Patrzyła na Dżanę, rzucającą się we śnie. Ona wciąż szła naprzód.
- Ty jesteś białym koniem ze skrzydłami i rogiem - powiedziała Dżana do psa i w końcu dotknęła ręką jego lodowato zimnego nosa. Był to gest ponad jej siły.
Syn mroku opuścił świadomość chłopca. Jego sen był znowu spokojny. Kobieta z Pustkowia ocaliła go i on o tym wiedział.
Dżana obudziła się nagle wstrząsana dreszczami. Czuła się jakby miała gorączkę.
- Wygrałyśmy, Axio? - spyta półprzytomnie.
- Nie wiem - odpowiada Wojowniczka Nocy prawie bezdźwięcznie. Jej uwagę przykuła właśnie istota zbliżająca się ku nim od strony lasu. To był wilkołak, syn mroku, w swej cielesnej postaci.
- On jednak ma ciało - wyszeptała Dżana, zrywając się z ziemi. Nogi ugięły się pod nią. Wszystkie jej siły pochłonął sen.
- Centro, dlaczego! - krzyknęła Axia.
Wilkołak zbliżał się. Potężne mięśnie grały lekko pod skórą. Dżana wiedziała jednak, że teraz była w stanie go zabić. Spróbowała dobyć miecza, ale prawa ręka jej nie posłuchała, zupełnie bezwładnie zwisając wzdłuż ciała. Użyła więc lewej ręki. Już chciała zaatakować, gdy ciało wilkołaka zaczęło się wyginać i deformować, by w końcu przybrać nowy kształt. Przed Dżaną stanęła fioletowa.
- Zabiłam cię - powiedziała wojowniczka.
- Jesteś śmieszna. - Kobieta w fiolecie uśmiechnęła się drwiąco. - Nie dorównujesz mi mocą.
Centra śmiała się gdzieś w głowie Axii.
- Czy myślisz, że ktokolwiek może pokonać syna mroku, zwyciężyć ze swoją podświadomością?
Dżana nie wdawała się w dyskusje, skoncentrowała się na ciosie. Cięła raz, drugi i trzeci dokładnie w tym samym miejscu. Głowa fioletowej odpadła i potoczyła się po ziemi, a potem znikła. Tam, gdzie powinno leżeć ciało kobiety, pojawiło się ścierwo wilkołaka, a potem znikło i ono.
Niech ci się nie wydaje, że odniosłyście zwycięstwo - powiedziała Centra do Axii w myślomowie. – Syn mroku jest w tobie i zawsze będzie. To dopiero początek.
Tak. To był początek, bo każdy koniec jest początkiem, a początek końcem. Zła pokonać nie sposób. Dżana wiedziała jednak, że na razie nic im nie grozi. Może spokój zapanował na miesiące, może na lata, a może tylko do następnego ranka, ale do rana na pewno. Zwaliła się na ziemię. Nie mogła już utrzymać się na nogach. Sen przeszedł do niej nagle. Axia okryła ją szczelnie płaszczem.
- Śpij – wyszeptała. – Śpij, Dżano. Doskonale się spisałaś. Nie poradziłabym sobie bez ciebie.
Potem usiadła przy śpiącej. Też była bardzo zmęczona, ale nie mogła pójść w ślady towarzyszki. Przemknęła tylko oczy. Szkarłatna Wstęga był pod jej powiekami i uśmiechał się.

W tym miejscu historia ta kończy się dla Pauliny, dla mnie nie. Zresztą, to naprawdę byłoby bardzo dobre zakończenie, gdyby nie znało się wcześniej Dżany i jej poczynań. Paulina nie znała, nie musiała się więc martwić o dalsze losy wojowniczki z Pustkowia. Chciała zacząć pisać coś innego, mimo, że ja się do tego nie kwapiłam. Ja chciałam wreszcie definitywnie zakończyć opowieść o Dżanie, zresztą, jej koniec wymyśliłam już wcześniej, zanim Gmart legł martwy u stóp pseudo kurhanu.

Dżana obudziła się po południu następnego dnia. Nie czuła się dobrze. Wciąż trzęsły nią dreszcze. Axia patrzyła na nią ze współczuciem, ale zazdrościła jej i tej słabości, której sama nie mogła zaznać. Prawa ręką Dżany pozostała bezwładna, choć nie pozbawiona czucia. Wojowniczka nie potrafiła stwierdzić, dlaczego tak się stało. Zastanawiała się nad tym przez jakiś czas. Nie doszła jednak do żadnych wniosków. Dlatego spytała o to Axię.
- Potrafię leczyć - powiedziała - ale teraz nie wiem nawet, co mi się stało. Nie odniosłam przecież żadnej rany.
- Syn mroku cię dotknął - oświadczyła Wojowniczka Nocy. - We śnie pies poszarpał twoje ramie. Mówiłam ci, że on sięga do naszych lęków i wyrzutów sumienie. Powód tego, co się stało, musi być w tobie.
- A więc to, że cały czas obwiniam się, że mój przyjaciel został kaleką z mojej winy, spowodowało, że teraz i moja ręka jest bezwładna?
- To możliwe - odpowiedziała Axia.
- I tak będzie już zawsze?
- Nie jestem pewna. - Axia zastanowiła się. - Może to ustąpi, jeśli sobie wybaczysz.
- To trudne - oświadczyła Dżana, uśmiechając się lekko.
- Niestety.
Wojowniczka podniosła się. Była słaba, ale wiedziała, że nie powinny zostawać dłużej w tym miejscu. Zresztą, nadszedł już czas, by ruszać w drogę powrotną.
- Axio, nie będę ci już chyba więcej potrzebna? – spytała, zaciągając popręg jedną ręką. To nie było łatwe, tym bardziej, że Cel tańczył w miejscu niecierpliwiąc się.
- Nie. Nie mogę już więcej od ciebie wymagać. Zrobiłaś swoje. Zapłaciłaś za to wysoką cenę, choć odniosłaś zwycięstwo. Dziękuję ci za to. Teraz już czas, żebyś zajęła się własnymi sprawami.
Twarz Dżany rozjaśniła się.
- To ja ci dziękuję - powiedziała.
- A ty za co?
- W czasie polowania na syna mroku wiele się nauczyłam i to twoja zasługa.
Na pożegnanie uścisnęły sobie lewe dłonie. Dżana dosiadła konia.
- Żegnaj Axio.
- Żegnaj Dżano. Bądź szczęśliwa!
Dżana ścisnęła konia łydkami i popędziła do galopu. Cel lekko złożył się do skoku nad Międzybagnem. Znów byli u siebie, na Pustkowiu Świata zza Morza Ognia i Krwi.

Wreszcie dotarli do końca drogi i Cel wspiął się na wydmę. Dżanę uderzył w twarz lekki wiatr od morza, niosący z sobą krople słonej wody. Wiatr ten gnał spienione fale i kołysał wysokie, ostre trawy. Wyprostowała się i przez chwilę siedziała w siodle, wpatrując się w horyzont. Stalowoszary bezmiar wód szumiał beznamiętnie, nieskończony i w swojej nieskończoności doskonały. Oddychała głęboko chłodnym, rzadkim powietrzem. Jej pierś unosiła się spokojnie. Bardzo kochała to miejsce.
Rozejrzała się dopiero po chwili. Nigdzie nie spostrzegła żywego ducha, nie było nawet koni. Szałasy wydawały się opuszczone. Czyżby Ferro nie czekał? Jednak nie czekał? Zeskoczyła z siodła i pobiegła na plażę.
- Ferro! – wołała biegnąc. Jej bose stopy zapadały się w piasku.
- Ferro! – Zatrzymała się. Rzuciła na boki głową. Nie wiedziała, co począć, a morze tylko szumiało.
Nadszedł z wydmy, niski, barczysty mężczyzna o owłosionych stopach, ten, którego kochała. Jej serce zabiło szybciej. Rzuciła się ku niemu biegiem. On nie przyspieszył jednak kroku, więc i ona zwolniła. Już nie biegła, szła coraz wolniej. W końcu stanęli naprzeciwko siebie. Oczy Ferro były zimne i surowe, a jego prawa ręka drżała.
- Ferro...
- Dżano...
Zabrakło słów. Przypadli do siebie. Dżana osunęła się na kolana. Przycisnęła twarz do jego piersi. Lewą ręką objęła go w pasie, a jego lewa ręka spoczęła na jej plecach. Tak tulili się do siebie chwilę, a może całą wieczność, dwoje istot, które nie powinny być razem, ale nie mogły żyć bez siebie. Tak ułożyły się ich losy.
Kiedy przyszedł czas, żeby się poruszyć, bo czas taki niestety zawsze przychodzi, opadli obok siebie na piasek. Dżana wzięła jego drżącą dłoń w swoją, próbowała ją powstrzymać.
- Nie trzeba - powiedział Ferro, jego głos brzmiał ostro. W jej oczach zatańczyły łzy. - To nie ważne.
Milczała.
- Gdzie są wszyscy? - spytała po chwili.
- Nie ma już nikogo.
- Jak to?
- Klusek padł - zaczął Ferro powoli. - Reszta koni też była już stara. Mat stwierdził, że potrzebne są nam nowe. Obaj z Pepo wyruszyli na targ do Jedynego Miasta. Mat nie chciał, żebym pojechał z nimi... - Zawiesił na chwilę głos. - Uważał, że nie powinienem się narażać na pogryzienie przez zielone... Nie wrócili już... Przybiegł tylko Arnikot... Jeszcze dał radę przybiec... Zwalił się na plaży. Zielone pogryzły go po nogach. Był sparaliżowany, a ja nie miałem jak mu pomóc. Musiałem go dobić. Spojrzał na mnie. Był przerażony... Czy ty wiesz, co to znaczy zabić konia?
- Ferro...
- Nie myśl o tym.
- Powinnam tu być... – Na jej policzki wytoczyły się łzy.
- Teraz jesteś. Przestań. Już ich opłakałem. Wróciłaś, tylko to się liczy... Ja umiem wybaczać, ja...
- Już zawsze będę. Zostaniemy razem – obiecała szybko, ale nie była w stanie przestać płakać.
- A twoje przeznaczenie? - Ferro nie mógł w to uwierzyć.
- Ty jesteś moim przeznaczeniem. Teraz już to wiem - oświadczyła.
- Szkoda, że tak późno. - W jego głosie nie było żalu.
- Ile mamy jeszcze czasu?
- Jakieś pięćdziesiąt lat. Chyba, że wcześniej zabiją mnie zielone.
Dżana wciąż nie mogła przestać płakać. Wziął ją za bezwładną rękę. Ukrył jej dłoń ozdobioną okrągłą blizną w swoich dłoniach. Do takiego gestu był w stanie zmusić prawą rękę.
- Co ci się stało?
- Zostałam dotknięta przez syna mroku. Stoczyłam ciężką walkę. - Ferro milczał, jakby czekał na dalsze wyjaśnienia. - Wygrałam - zapewniła więc Dżana i zaczęła ocierać policzki.
- To minie? - Był zaniepokojony.
- Minie - powiedziała, choć nie była o tym przekonana. Może on jej wybaczył, ale czy ona zdoła sobie wybaczyć? Do listy swoich win mogła dodać teraz śmierć Mata i Pepo.
- Dżano...
- Tak?
- Pomyślałem o czymś. - Było tyle rzeczy, o które musieli zapytać. - Co zrobisz, kiedy umrę? Czy znowu będziesz walczyć? - Przyszło mu do głowy, że być może chciała dać mu wycinek swojego czasu, a potem, gdy już uwolni się od niego, znowu gonić swoje wizje. Była przecież nieśmiertelna.
- Nie. - Potrząsnęła głową. - Kiedy ty umrzesz, ja umrę wraz z tobą.
Nie powiedział niczego, to jego ciemne oczy zadały pytanie.
- Wtedy mój los się wypełni. Jestem po to, by być z tobą i miłość jest moim przeznaczeniem. - Naprawdę w to wierzyła. - Tego właśnie dowiedziałam się Tam Gdzie Kończy się Droga.
- Opowiesz mi o tym świecie...
- Opowiem - obiecała.
- Ale... Ty już próbowałaś być z mężczyzną. Próbowałaś też być ze mną. - Znowu miał wątpliwości. Nie mógł pojąć, że po tylu latach czekania, szczęście wreszcie się do niego uśmiechnęło.
- John był niewłaściwym mężczyzną. A ja byłam głupia.
- Zostaniemy tutaj?
- Nie. - Uśmiechnęła się. - Czy znieślibyśmy ten spokój na co dzień?
- Ja mam go już dość.
- Wrócimy na Pustkowie. – Zaczęła marzyć na głos. - Ale nie będziemy walczyć, jeśli nie będziemy musieli, oczywiście. Nie będziemy też niczego szukać, bo szukając się nie znajduje. Pójdziemy w jutro, tak jak ja poszłam, ale razem...
- Tak, Dżano. - Patrzył jej w oczy. Ona dotknęła jego miękkiego policzka, tak jak to robiła w swoich snach.
- Czy wiesz, że śniłam o tobie? - Roześmiała się cicho, całkiem niespodziewanie.
- Coś ci jeszcze powiem - wyszeptał Ferro.
- Tak?
- Mery tutaj był.
- Był?! - wykrzyknęła, prostując się gwałtownie. Cóż z tego, że jej syn dorósł, że musiał iść swoją drogą i wypełnić przepowiednie, myślała o nim i martwiła się o niego. Był przecież jej dzieckiem.
- Tak. Wyrósł na prawdziwego wojownika. Jest podobny do ciebie, dumny i porywczy. Pewnie też popełni wiele błędów...
Dżana roześmiała się, ale teraz nie chciała już ani słuchać, ani mówić. Splątali się na piasku, łącząc w jedność.
- Nie chcę brać w tym udział - burknął Rudy, ale żadne z nich nie zwróciło na niego uwagi.
Następnego dnia o świcie duża kobieta i mały mężczyzna wyruszyli na jednym koniu, znajomą drogą, prowadzącą w nieznane.

C.D.N.

Powrót do poprzedniej strony
www.kejti.pl ... Nie zapomnij zajrzeć tu za miesiąc ...