Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska
Trochę minęło już czasu, od kiedy skończyłam pisać „Dżanę”, parę ładnych miesięcy, jeden więcej Sylwester, ważny Sylwester. Przed chwilą czytałam o Słowackim i nastroiło mnie to refleksyjnie, choć już wcześniej próbowałam spojrzeć na to, co zrobiłam, z dystansem.
Zapisałam kilkadziesiąt stron, bez pewności co otrzymam. Co otrzymałam? Zbór banalnych, bezsensownych historyjek. Tak, tak też można na to spojrzeć. Czytelniku, teraz możemy już to sobie szczerze powiedzieć. Jeśli chodzi o wartości literackie tego czegoś, to nawet ja tworzyłam rzeczy lepsze, nie mówiąc o innych. Jeśli chodzi o wartości moralne i tu jest podobnie. Powiem Ci jednak, Czytelniku, że nie kierowałam się ani jednymi, ani drugimi, nie tym razem. Ja walczyłam z czasem i to, co trzymasz w rękach, to obraz mojej klęski. Możesz się z tego śmiać, ale potrzebowałam wielu lat i tych kilkudziesięciu stron, żeby pojąć, że nie jestem w stanie zatrzymać biegu czasu i niesionych przez niego zmian.
Czy to znaczy, że nie wierzę już w Dżanę? Nie wierzę? Ja wiem, że Dżana nie istnieje w sposób materialny, ale nie przeszkadza mi to twierdzić, że mając siedem lat, nie raz ją spotkałam. Kiedy jest się dzieckiem, można spotykać osoby, które nie istnieją i jest to na porządku dziennym. O to właśnie chodzi.
Tak, Dżana nie istnieje i nie istniała. Pomimo to, ja ciągle widzę ją w swojej głowie dosiadającą Marzenia, a nie Cela. Cięgle marzy mi się ciąg dalszy jej losów, opowieść pełna wiatru szarpiącego włosy, tętentu kopyt i szczęku stali, opowieść tak szalona jak ten wiatr i tak lekka. Marzę o takiej opowieści, ale jej nie napiszę. Zmieniłam już tyle razy zdanie, że nie trzeba brać tego poważnie, choć w tym wypadku chyba nie zmienię. Dlaczego? Dlatego, że ja nie jestem już w stanie stworzyć lekkiej, szalonej historii, nie ubranej w wymyślną, literacką formę. Nie potrafię stworzyć historii wyzbytej przyczynowo-skutkowych następstw zdarzeń, historii, której akcja gnałaby szybciej, niż ludzka myśl, takiej historii jak te, które kiedyś opowiadałam sobie na dobranoc.
Pisząc „Współczesną bajkę” okłamałam sama siebie. Mogę sprawić, że zdarzy się wszystko. Tak, przepowiednia nie wypełniła się, ale ja nadałam temu jakiś tam sens i jakąś tam wymowę, bo nie jestem już w stanie się od nich odciąć. Jeśli o to chodzi, gdybym pisała ciąg dalszy (już o nim myślałam), powinnam zabić Julię. Tak mi przyszło do głowy. Przepowiednia by się wypełniła i... Nie pomyślałam o tym wtedy, ale przecież nie musiałam. Wszystko miałoby sens.
Gdzieś w „Dżanie” jest zdanie mówiące coś w stylu (w tej chwili nie mogę go sobie przypomnieć i zacytować, jestem u babci na Łasze, a rękopis w Warszawie, w szufladzie mojej komódki), że wystarczy jedna myśl, rzucone zdanie, a znów można snuć ciąg dalszy opowieści. To jednak nie prawda i wtedy też chyba to wiedziałam. Nie chciałam tylko w to jeszcze wierzyć.
To nie całkiem tak. Jedna myśl, rzucone zdanie wystarczą, by tworzyć. Ja cały czas tworzę. Czy naprawdę będę pisarką, w dorosłym znaczeniu tego słowa, tego jeszcze nie wiem, ale to nie jest temat do rozważań na tę chwilę. Tworzyć można bez końca, ale bez końca nie można przeciągać jednej opowieści. To chyba widać po „Współczesnej bajce”. Świat zza Morza Ognia i Krwi jest jałowy (ja to tak odczuwam) mimo zdania, że do lasu wróciły zwierzęta. Mój świat jest jałowy, a moi bohaterowie smutni. Po tym, co przeszli, trudno im się zresztą dziwić. Znowu kłania się sens, który teraz koniecznie chcę do wszystkiego dorobić. Jeśli jednak mam naprawdę być dorosłą pisarką, muszę dbać o to, żeby moje opowieści miały sens. Muszę im też nadawać jakąś konkretną formę. Taka jest prawda i pod tym względem to dobrze, że wyrosłam z „Dżany”. To dowód, że się rozwijam i dojrzewam. Możecie się śmiać, że musiałam zapisać tyle stron, żeby dojść do tak banalnego odkrycia. Widocznie jednak musiałam, skoro zapisałam. Możecie powiedzieć, że inni poruszali już ten problem przede mną i nie odkryłam niczego nowego. Pewnie nie, ale chcę zauważyć, że nie piszę o jakimś dojrzewaniu, a o swoim, a przecież nikt nie mógł tego zrobić przede mną, bo nikt nie był mną. Powiecie, że w moich słowach brakuje radości. Może i brakuje. Ja ciągle patrzę wstecz, w „złote lata”. Tak nigdy nie będzie. Nie będę już myślała, jak dziecko. To napawa mnie smutkiem (choć może lepiej byłoby powiedzieć nostalgią) szczególnie w cichy wieczór, taki jak ten, z dala od świata.
Ale, ale... Nie wyciągajcie pochopnych wniosków. Nie mam pretensji do czasu, że płynie. Dorosłe życie, dorosły sposób myślenia i możliwości działania dorosłych mają też swoje zalety, a przede mną jest jeszcze wiele rzeczy do odkrycia. Właśnie staje się kobietą, tak już naprawdę. Tu Dżana nie może mi pomóc, już nie. Odegrała swoją rolę, teraz muszą zastąpić ją inni. Zostawię ją więc za sobą. Potrzebuję nowych bohaterów i znajdę ich bez trudu. Mam moc stwarzania! Tej nie straciłam!
19.02.1997 - Łacha
C.D.N.