Kejti's Factory - Opowiadanie

"Wspomnienie"



Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska


Brudne małe okienka były dla światła słonecznego dużo większym wyzwaniem niż pokrywające tego dnia niebo gęste stalowoszare chmury, przez co we wnętrzu długiej stajni panował częsty dla niej półmrok.
Wyszłam z siodlarni na szeroki korytarz pomiędzy dwoma rzędami boksów. Na lewym ramieniu miałam zawieszone ogłowie. Przed sobą taszczyłam siodło, a na nim worek ze szczotkami.
Na przeciwległym końcu stajni powoli, z głuchym skrzypieniem, otworzyły się skrzydła drzwi wejściowych. Uderzyło mnie w oczy światło, oślepiając na krótką chwilę. O tej porze roku nie wypuszczano tu koni na padok, więc coś innego musiało być powodem tak szerokiego otwarcia drzwi. Pewnie stajenni postanowili zrobić jakieś większe porządki.
Gdy już przestałam mrużyć oczy, zauważyłam blisko wejścia nieruchomą postać, czarną na tle plamy światła. Zamiast, jak wszyscy, iść gdzieś i coś robić, stała na środku korytarza przed jedynymi dwoma stanowiskami w budynku. Zajmowały je masywne wałachy, Gilbert i Gucio. Z jakiegoś powodu nie dostąpiły tego zaszczytu co reszta i nie miały porządnych boksów.
Nie od razu mogłam stwierdzić, kto tak stoi. Kiedy podeszłam bliżej, rozpoznałam drobną dziewczynę, która czasem jeździła razem z moją grupą. Zapamiętałam jej twarz dlatego, że z jakiegoś powodu nie miała brwi. Nie wyglądała przez to ani dziwnie, ani brzydko, ale jej twarz budziła niepokój. Czy chorowała na coś poważnego?
Nigdy ze sobą nie rozmawiałyśmy. Ja byłam nieśmiała, ona pewnie też. Chyba pomagała w stajni, bo wsiadała na konie, których my, studenci, nigdy nie dostawaliśmy do jazdy. Ostatnio dosiadała właśnie Gucia, wielkiego, ciemnogniadego konia z okrągłą gwiazdką na czole i dziwnie długą kędzierzawą sierścią. Chyba nawet próbowała go czegoś uczyć. Wydawało mi się, że Gucio był młody i jeszcze nie w pełni ujeżdżony. Choć może był tylko nieposłuszny? Nigdy nie miałam okazji się o tym przekonać, nie jeździłam na nim. Ale wchodząc do stajni zawsze rzucałam na niego okiem. Nie potrafiłam odgadnąć, jakiej był rasy. A uważałam, że wygląda interesująco.
Teraz jego stanowisko było puste. Zauważyłam to parę minut wcześniej, idąc do siodlarni.
Dziewczyna tak, jak ja, miała zawieszone na ramieniu ogłowie, a przed sobą trzymała siodło i worek ze szczotkami.
Zbliżałam się do niej. Klacz, którą miałam przygotować sobie do jazdy, stała w innym budynku. Musiałam przejść obok pustego stanowiska, dziewczyny, ogłowia, siodła i worka.
Mimo że opuściła głowę, zobaczyłam, że po twarzy płyną jej łzy. Nie odezwałam się. Minęłam ją bez słowa.
Pamiętam jednak tamtą chwilę, choć minęło od niej wiele lata. Nigdy nie dowiedziałam się, jaki los spotkał Gucia. Jest to jedna z tych spraw, o których lepiej nie myśleć.

26.10.2013 – Bydgoszcz

Powrót do pierwszej strony
www.kejti.pl ... Nie zapomnij zajrzeć tu za miesiąc ...