Kejti's Factory - Opowiadanie




"Nie chcesz tego wiedzieć"

9. Kryzysy


Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska


- Boję się, mamo. – Jedyna wiele razy powtórzyła to do słuchawki telefonu.
- Nie powinnaś. Dbasz o siebie. Lekarz mówi, że wszystko jest w porządku. – Wiedząca też nie raz już to powtarzała. – Nie ma powodów, żebyś miała się bać.
- No, ale mam już trzydzieści pięć lat. To dużo, jak na pierwsze dziecko. Może czekałam za długo? Może już nie powinnam próbować...
- Gadasz bzdury.
- Mamo...
- Zmieniłaś się. – Jeszcze przed chwilą Wiedząca strofowała córkę lekko podniesionym, stanowczym, ale ciepłym głosem. Teraz w jej tonie zagościł smutek. – Jako dziewczynka byłaś taka pogodna. Cały czas się uśmiechałaś. A teraz... Nie wiem, może życie artystki tak cię wyssało. Martwię się o ciebie. Masz w sobie tyle strachu, tyle bólu.
Jedyna nie znalazła na to odpowiedzi.
- I jeszcze pokazujesz to całemu światu. Nie sądzę, żeby to było bezpieczne, zbyt się odsłaniasz...
- Wracasz do mojej płyty?
- Tak. Jest taka mroczna.
- Wiesz, musiałam odreagować. Życie w trasie jest ciężkie. A jeszcze śmierć Meduzy... – To nie była jej bliska znajoma. Przez życie w trasie Jedyna nie miała już tak naprawdę bliskich znajomych poza branżą. Ale przecież znały się i lubiły. – Odebrać sobie życie... Po tym, jak się dowiedziałam, przez cały dzień nie wyszłam z łóżka. I myślałam, że może to nasza wina, nas wszystkich, że mogliśmy zrobić więcej... Poświęcić jej więcej uwagi.
- O tym mówię. Za dużo na siebie bierzesz. A życie jest, jakie jest. Nie zmienisz tego. Smutkiem i strachem, możesz tylko ściągnąć na siebie dodatkowe nieszczęścia.

Siedzieli obok siebie przed kamerami Muzycznej Telewizji, Jedyna miała na tyle głowy czarny beret, który nieco ją postarzał i nadawał wygląd statecznej matrony. Pod luźną, czarą bluzką z błyszczącego materiały kryła wystający, okrągły brzuszek. Była w piątym miesiącu ciąży. Szczęśliwym ojcem był oczywiście Niedźwiedź.
- Czy dziecko zmieni coś w twoim życiu? – reporterzy ostatnio ciągle tylko o to pytali.
- To zależy, jak na to spojrzeć – stwierdziła Jedyna. – Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, pomyślałam, że to najwspanialsza rzecz, jaka mogła mi się przytrafić. Więc tak, to się w moi życiu zmieni, będę najszczęśliwszą osobą na świecie. – Wierzyła w swoje słowa, choć, jak nie raz mówiła matce i siostrom, wciąż się bała, że coś z dzieckiem będzie nie tak. – Ale nasi fani nie muszą obawiać się o przyszłość zespołu. Oczywiście nie rezygnuję z kariery. Nadal będziemy nagrywać i koncertować.
Oczywiście – pomyślał Bohater z powątpiewaniem. Sam nie miał nic do dodania. Podciągnął tylko wyżej na kolanie stopę w bucie ujeżdżacza koni i zakołysał się przy tym w tył i przód. Miał na sobie luźną koszulę w panterkę, jego coraz dłuższe włosy wciąż jeszcze dało się postawić do góry na lakier. Po zabiegach, mających na celu usunięcie z nich farby, miały teraz buro-rudy odcień i były matowe. Bohater planował zupełną zmianę wyglądu.
- Jak czujecie się przed koncertem?
- Bardzo dobrze – uśmiechnęła się Jedyna.
- To dla nas wielki zaszczyt. – W tej kwestii Bohater miał co powiedzieć. – Jesteśmy pierwszym zespołem z Zimnego Kraju, który mógł zarejestrować koncert bez urządzeń elektrycznych w cyklu waszej stacji.
Chyba jednak nie powinien bać się o przyszłość Supernowej. Choć Jedyna chciała mieć wolne i była w ciąży, jednak, gdy dostali propozycję zagrania koncertu dla Muzycznej Telewizji nie zaprotestowała. Owszem, zanim zdecydowała się wystąpić, zapytała o pozwolenie swojego ginekologa. Za jego też radą miała śpiewać na siedząco. Ale to było po prostu rozsądne.

Źle ze mą – stwierdził Bohater przyglądając się wybranym przez Szlagier zdjęciom. Pozował do nich z wielkimi, człekokształtnymi gadami z filmu „Niesamowici bracia”, w którym znalazła się najnowsza piosenka Supernowej.
To była zawiła historia. Bardzo Wielka Wytwórnia z Mocarstwa Drugiego Kontynentu zaproponowała mu skomponowanie utworu do zupełnie innego filmu. Ze względu na stan Jedynej, nie był pewny, czy uda mu się przygotować kompletny produkt, który mogliby firmować, jako Supernowa. Warto było jednak zaryzykować. Mocarstwo Drugiego Kontynentu to był trudny rynek, kapryśny i bardzo zmienny. Ale też stamtąd płynęły trendy podchwytywane przez cały świat. Dobrze było utrzymać tam na sobie uwagę.
Piosenkę „To, co nierealne” udało się jednak nagrać. Tylko, że BWW zmieniła zdanie. Uznali, że mogą wziąć utwór, ale do innego filmu. Tekst nie korespondował już z fabułą tak dobrze, a raczej prawie wcale. Bohater nie miał jednak czasu, ani możliwości, żeby coś zmienić. Ani BWW, ani Jedyna nie były gotowe na wprowadzanie poprawek.
Tak więc piosenka o miłości, trafiła do inspirowanego grą komputerową filmu o potworach z podziemnego świata i walecznych hydraulikach.
Bohaterowi film zupełnie się nie podobał. Ale piosenka została hitem. Na szczęście zdążyli nakręcić do niej teledysk. Jedyna pokazywała kamerą tylko twarz, żeby ukryć, co ciąża zrobiła z jej ciałem. Jakby było co ukrywać. To czego doświadczała, było przecież czymś zupełnie normalnym i na swój sposób pięknym.
Niestety jego sfilmowano w całości. Nie wyglądał dobrze. Po trasie zbyt wiele przybrał na wadze. Sięgające połowy pleców włosy, w prawie naturalnym kolorze też nie wyglądały dobrze. Układały się w strąki.
Fryzurę łatwo było ogarnąć. Lekkie strzyżenie pomogło. Z nadwagą było jednak gorzej. Coś powinien z tym zrobić. Ale nie miał do tego siły, ani głowy.

- Gdzie my właściwie jedziemy? – spytał Bohater.
- Dowiesz się w swoim czasie – odparł Druh, a inni kumple zarechotali.
- No hej – rzucił z urazą.
- Wieczór kawalerski ma się tylko raz w życiu – wyjaśnił Śmieszek. – Myślałeś, że tak po prostu się upijemy? Musisz mieć potem co wspominać.
- Jesteśmy. – Druh zjechał z ulicy i zaparkował na chodniku przed masywnym, ponurym budynkiem. – Wysiadka.
Całą piątką wysypali się ulicę.
- No dobra, o co chodzi? Gdzie jesteśmy? – Bohater wciąż czuł się zupełnie zdezorientowany.
- Nie wiesz? Przyjrzyj się temu budynkowi.
- Przyglądam się i nic nie widzę.
- Stąd wyruszyłeś, do miejsca, w którym teraz jesteś.
- Co?
- Tu zaczęła się twoja kariera.
- O w mordę. Nie! – Bohater zgiął się w pół, zasłaniając dłonią twarz. Śmiał się, ale czuł się straszliwie zażenowany. W końcu rozpoznał budynek domu starców, w którym kiedyś, jakby w poprzednim życiu, śpiewał ludowe piosenki.
- Co chcesz, taka prawda.
- W sumie nie śpiewasz teraz dużo lepiej, niż wtedy – dogadywali mu koledzy.
Kidy już się wyśmiał i dał radę wyprostować, zapytał:
- Czy teraz możemy już zacząć pić?
- Ależ skąd – zaprotestował Zręczny. – Teraz namówisz tamtą staruszkę, żeby kupiła od Ciebie kebab, który sam jej przyrządzisz.
- Tamtą? – upewnił się wskazując ręką przeciwną stronę ulicy. W jego oczach wciąż lśniły łzy wyciśnięte przez napad śmiechu i za chwile miały z nich popłynąć kolejne.
- Tak.
- A jak to zrobię, będziemy już mogli pić?
- Jeszcze nie. Zdradzimy ci jednak, że zanim będziesz mógł odpocząć, czeka cię jeszcze tylko jedno zadanie – oznajmił Druh z uśmiechem. – Ruszaj.
Bohater się nie popisał. Z daleka, nie słyszeli, co mówił. Ale widzieli, że dużo przepraszał i wykręcał sobie palce, a poza tym szczerzył się jak głupi. Staruszka natomiast patrzyła na niego z przerażeniem.
Wrócił do nich spocony i bardzo zmieszany. Potrząsał głową i rozrzucał włosy na boki. Nie dane mu było jednak odetchnąć.
Drzwi domu starców otworzyły się i stanął w nich wysoki mężczyzna, o przylizanych, jasnych włosach.
- Głaz? – spytał Bohater z niedowierzaniem.
- A no ja – przyznał tamten. – Witaj.
- Witaj.
- Kupę lat minęło. Twoi kumple mnie tu ściągnęli i wszystko załatwili.
- Co?
- Zaraz zaczynamy koncert. Pamiętasz jeszcze jakieś ludowe piosenki?
- Nie! – Bohater znów zasłonił dłonią twarz. Był przeraźliwie zażenowany, ale i wzruszony.

A więc w końcu się stało. Bohater i Róża wstąpili w związek małżeński. Dużo było wokół tego szumu. Pierwszy termin ceremonii musieli zmienić z obawy przed nalotem fanów i szalonych dziennikarzy. Od kilku lat gazety wciąż o nich pisały, a ludzie mówili. Świat wirował wokół nich. To było piękne, ale czasem też kłopotliwe. W chwilach, gdy musieli uciekać przed ciekawskimi spojrzeniami, na moment zapominali, że to właśnie sławie zawdzięczają swoje dostatnie życie.
Każdy jednak chciałby cieszyć się dniem swojego ślubu w spokoju.
Dlatego przy planowaniu drugiego terminu Bohater zarezerwował cztery świątynie i cztery sale balowe, a zaproszonym gościom nie powiedział, dokąd pojadą. Zebrał ich tylko w jednym miejscu, żeby spakować do autokarów i zabrać do świątyni, ostatecznie wybranej w ostatniej chwili. Kilku reporterów też pojechało tymi autokarami, ale tylko kilku i to z porządnych czasopism. Nie wypadało uciec tak zupełnie. Rozumiał, że fani chcieli wiedzieć coś niecoś o jego życiu. Sam był fanem.
Róża przepięknie wyglądała w białej sukni do ziemi, która odsłaniała jej ramiona i plecy. Ułożone w loki włosy lekko wysuwały się spod welonu. On też wyglądał nieźle, w smokingu, z wiśniowym fularem pod szyją.
Kapłan wygłaszał swoje odwieczne formułki ciepłym głosem. A całą uroczystość uświetnił występ Jedynej. Śpiewała dla niego starą piosenkę o miłości. Wszystko było takie, jak powinno.
Jednak tylko przez chwilę myślał o tym, że całą uroczystość udało się przeprowadzić bez zgrzytów, a za to z odpowiednią pompą. Kiedy w końcu mogli się oficjalnie pocałować, jako mąż i żona póki śmierć ich nie rozłączy, spojrzał w oczy Róży i zatonął w nich. To było najważniejsze. Miał ją obok siebie i już zawsze miał mieć.

Wsunęła się do holu najciszej, jak to było możliwe. Niedźwiedź od razu znalazł się przy niej.
- Mała już śpi – powiedział szeptem. – Trochę jej pośpiewałem. Dużo nie marudziła.
- Jesteś słodki. – Pocałowała go.
Ale Niedźwiedź nie tylko był słodki, był też niesamowicie dobry. Jedyna przez moment, co prawda bardzo krótki, rozważała porzucenie sceny i zastanie matką na pełen etat. W końcu, to było wreszcie coś sensownego, coś prawdziwego. Malutka Tancerka nadała sens jej życiu, sprawiła, że poczuła się szczęśliwa i spełniona.
Niedźwiedź powiedział jednak, że nie powinna marnować tak pięknej kariery. Jemu łatwiej było porzucić pracę. Był po prostu dobrym muzykiem, ale nikim, kogo zniknięcie świat by zauważył. Nauczył się karmić córeczkę i zmieniać jej pieluchy. Mógł więc profesjonalnie zajmować się małą, kiedy Jedyna była w studiu.
- Zapraszam na pokoje. – Od niedawna byli właścicielami starego, obszernego domu na obrzeżach Miasta na Wyspach. Teraz, gdy Jedyna zjechała pół świata, stolica Zimnego Kraju nie była już dla niej zbyt wielka. Poza tym, nie musiała więcej podróżować metrem.
Posłuchała Niedźwiedzia. Na stole w jadalni stały już przygotowane talerze i świece. Z kuchni dolatywał słodki zapach sosu pomidorowego. Dziś więc będą jeść makaron. Wspaniale! Niedźwiedź dobrze gotował, ale makaron z sosem wychodził mu najlepiej.

- Nie, Bohaterze, nie przyjadę teraz do studia. – Ostatnio często to słyszał. – Umawialiśmy się, że na razie niczego nie będziemy nagrywać.
- Bo nie nagrywamy – przyznał Bohater robiąc minę zbitego psa. Przez telefon Jedyna nie mogła tego jednak zobaczyć. – Chciałem tylko zarejestrować parę demówek. Kiedyś...
- Ale to było kiedyś! – Lekko podniosła głos. – Teraz mam dziecko. Tancerka potrzebuje mnie bardziej, niż ty. A ja potrzebuję czasu dla niej.
- To...
- Zrozumiesz, jak będziesz mieć dzieci.
- Jeśli będę je miał – powiedział zimno.
Jedynej przebiegło przez głowę, że może przesadziła.
- Możemy o czymś pomyśleć za dwa tygodnie – dodała.
- W porządku. – Nie zostało mu już nic innego, jak się zgodzić i pożegnać. – Do usłyszenia. – Był zły, a przecież nie powinien. Nie było przecież tak źle, jak na początku myślał. Nie zawiesili działania zespołu. A kiedy wymyślił, że część utworów zarejestrują w cieplejszym klimacie na Koziej Wyspie należącej do Kraju Emocji, nie zaprotestowała, a pojechała tam z córeczką i Niedźwiedziem. Wtedy miał do dyspozycji jej głos prawie przez całą dobę, jak za dawnych czasów. Owszem, musieli nieco dostosować harmonogram pracy do potrzeb dziecka, ale nie było wcale tak źle. A Jedyna nawet się nie obraziła, kiedy zamówił dla wszystkich koszulki z napisem „Najpierw zapytaj Tancerkę”.

- A ty i Róża, kiedy planujecie dziecko?
Ostatnio reporterzy wciąż o to pytali. Oczywiście, chcieli też usłyszeć coś o nadchodzącej płycie. Frapował ich jej tytuł – „Łomot”. Owszem, teraz grali nieco ostrzej. Trzeba było dostosować się do zmieniających się trendów. Ale sam tytułowy utwór był rzewną balladą. Bohater lubił zaskakiwać. O płycie mógłby opowiadać godzinami. O ich biografii, która właśnie pokazała się na rynku, także mógłby coś niecoś powiedzieć. Te tematy były jednak szybko ucinane.
- Może kiedyś – odpowiadał. Co miał powiedzieć, po tym, jak Jedyna rozwodziła się nad swoim szczęściem i opisywała zalety córeczki i Niedźwiedzia. – Na razie mam dziecko, które wymaga bardzo dużo uwagi. Ma na imię Supernowa.

Bohater wbiegł za Jedyną na scenę. Jedną ręką przytrzymywał zarzuconą na ramię gitarę, drugą unosił w górę pozdrawiając wielotysięczny tłum zebrany w hali. Obdarzył go jasnym uśmiechem, odsłaniając masywne, krzywe zęby. Znowu wyglądał nieco lepiej. Kilka dni na diecie owocowo-warzywnej i intensywne treningi tenisa zdziałały cuda. A przecież tenisa zawsze lubił.
Nie młoda już, ale i jeszcze nie stara kobieta, zdjęła ze stojaka mikrofon bezprzewodowy. Tłum patrzył na nią czekając, co powie.
- Napisałam tę piosenkę dla mojej córeczki - oznajmiła potężnym głosem. To, że nie mówiła całej prawdy, nie przeszkadzało Bohaterowi. Ważne było, że stał z nią na scenie. Mógł przemilczeć, że napisał tekst do tego utworu. - Teraz zagramy ją na dobranoc dla...
... Miasta na Wyspach, Królewskiego Portu, Niedźwiedziego Miasta, Gigantycznego Miasta, Miasta Mgieł, Miasta Sław, Miasta Tańca, Czerwonego Olbrzyma...
Co wieczór powtarzała to samo, zmieniając tylko nazwę, choć czasami mówiła po prostu „dla was”, zapominając, gdzie właściwie jest. Nawet kartki przyklejane przez Mocarza przy wejściu na scenę nie zawsze pomagały. Ciągłe podróże mieszały w głowie.
- „Zaśnij” - zapowiedział Bohater cicho. On nigdy wiele nie mówił w czasie koncertów. To nie leżało w jego naturze.
Jedyna uniosła głowę i zaśpiewała. Wciąż miała silny, głęboki głos. Mikrofon trzymała w lewej ręce, prawą uniosła w górę rozczapierzając palce jak ktoś podniecony historią, którą opowiada. Momentami ta wolna ręka wędrowała na jej prawie zupełnie nagą głowę – ostatnio Jedyna ostrzygła się na paromilimetrowego jeża – i zsuwała się po niej na długą szyję.
Otulona błękitnym światłem wydawała się silną, może nawet niezniszczalną kobietą o perfekcyjnej figurze, podkreślonej obcisłym ubraniem – czarną kamizelką ze skóry i takimi samymi spodniami. Jej szerokie, mocne raniona przywodziły na myśl doskonale wyćwiczoną lekkoatletkę.
Bohater przymykał oczy i lekko wypychał językiem dolną wargę. Prawie zawsze tak robił, kiedy grał. Stał teraz w głębi sceny pochylony nad gitarą, zawieszoną na wysokości bioder. Ten numer należał do Jedynej. Mógł spokojnie stać w jej cieniu. On też miał w czasie tego koncertu swoje chwile chwały, gdy cały świat był u jego stóp. Tacy właśnie zmierzali ku końcowi spektaklu.
Bohater uniósł gitarę gestem, jakby po prostu ją zdejmował z ranienia, ale w tej pozycji brawurowo zagrał zakończenie utworu. Potem mógł rzeczywiście przerzucić pasek od gitary przez głowę. Trzymając ją za gryf ukłonił się światu do samej ziemi. Jego długie, złotorude włosy prawie musnęły scenę. Kiedy się wyprostował, na twarzy jaśniał mu uśmiech.
Jednak w czasie tej trasy, nie wszystkie koncerty kończyły się tak pięknie. Na samym początku były ze dwa, w czasie których nie zbliżali się do siebie na scenie, śpiewali tak, jakby chcieli się nawzajem przekrzyczeć i wcale się nie kłaniali. Gazety napisały, że zespół się rozpada i że nie skończą trasy. Chyba przez moment sami myśleli, że tak właśnie będzie. Potem twardo mówili reporterom, że była to tylko złośliwa plotka. Coraz trudniej było im jednak ze sobą wytrzymać. Taka była prawda.
Zbiegli razem za kulisy tylko na chwilę. Tłum zmusił ich, żeby wrócili raz jeszcze, a raczej tłumowi zdawało się, że ich zmusił, bo oni mieli dokładnie zaplanowany scenariusz koncertu i po prostu go realizowali. Zarzucili sobie ręce na ramiona. Oddychali szybko. Zapach własnego potu przyprawiał o mdłości. Byli naprawdę zmęczeni, ale szczęśliwi. Kłaniali się. Pozdrawiali tłum gestem wzniesionej ręki.
Ten wyjątkowy moment tryumfu trwał bardzo krótko. Wypadli za kulisy. Tłum krzyczał jeszcze, ale oni już nie planowali wyjść na scenę. W hali zapaliły się normalne światła. Jedyna marzyła już tylko o puszcze piwa, którą zresztą za chwilę miała wypić. Bohater oparł się o ramię Róży. Wciąż nie wszystko wyglądało tak, jak powinno. Oddalali się od siebie. Ale tak chyba musiało być. Każde z nich miało swoje życie i swoje sprawy. Jedyna wyraźnie dała mu to do zrozumienia nie zapraszając go na swój ślub.

W Mocarstwie Drugiego Kontynentu nie byli już modni. Dlatego też WMFF, mimo sukcesów poprzednich krążków, nie chciała wydać tam ich kolejnej płyty. Z odsieczą przyszła natomiast sieć jadłodajni Kukurydzianego, proponując, że skrócona wersja „Łomotu” będzie dodawana do zestawów obiadowych. W ten sposób nie mieli co liczyć na miejsca na listach przebojów, czy rankingi sprzedaży płyt, ale ich muzyka miała szansę dotrzeć do fanów. Mogła też uczynić coś dobrego. Pieniądze ze sprzedaży zestawów obiadowych z płytami miały pomóc chorym dzieciom.
Nie tylko ich płyty były sprzedawane w ten sposób, ale też miejscowych gwiazd dużo większego kalibru, takich jak Akuratna Tokarz czy Miejski Wspaniały.
Udało im się z nimi spotkać i razem pozować do zdjęć promujących całą akcję.
Może ani Akuratna, ani Miejski nie byli idolami Bohatera, ale sam fakt, że można było spotkać się z kimś tak wielkim, naprawdę robił wrażenie. Żadna inna wokalistka, poza Akuratną, nie utrzymała się tyle lat w biznesie rozrywkowym wciąż pozostając ważną, szanowaną i podziwianą osobą. Akuratna Tokarz odniosła swój pierwszy sukces jeszcze zanim Bohater się urodził.

Jedyna podeszła do mikrofonu. Miała zapowiedzieć kolejną piosnkę. Otworzyła jednak tylko usta.
Długowłosy mężczyzna bez wysiłku przesadził barierę oddzielającą widownię, a potem podciągnął się na rękach na scenę tuż przed nią. Chyba chciał ruszyć w jej stronę, ale najpierw rzucił spojrzenie nad jej ramieniem.
Zdezorientowana Jedyna też łypnęła w tamtą stronę. Na scenę wypadli dwaj masywni technicy. Zamierzali jej bronić. Nie musiała, aż tak się bać. Ale mimo tej myśli bała się straszliwie.
Długowłosy dryblas też się jednak wystraszył. Odwrócił się i skoczył głową na przód w widownię.
- „Gonię cię” – wydusiła Jedyna, bo koncert musiał trwać dalej. Była jednak tak zdenerwowana, że wymieniła tytuł piosenki, której w ogóle nie mieli grać.
Gitary i pierwsza perkusja ruszyły dostosowując się do zapowiedzi, choć według planu koncertu mieli teraz grać „Potęgę miłości”. Klawisze i bas zostały zgodne z wcześniejszymi ustaleniami. Bohater nie zagrał nic, jak dureń gapiąc się na Bochna. Zręczny po chwili przerzucił się na zapowiedzianą melodię, Bohen dla odmiany zmienił rytm na ten od „Potęgi miłości”. Kakofonia dźwięków trwała przez dobrą chwilę, zanim wszyscy nie zaczęli grać tego, co próbowała śpiewać Jedyna.

Stali na scenie, tak jak zawsze. Jak zawsze dawali z siebie wszystko. Jak zawsze też zawieszone za sceną płachty materiału podnosiły się i opadały zmieniając tła na jakich występowali, prezentując czarno-białą szachownicę lub ogromne słoneczniki. Jedyne, co różniło ten koncert od pozostałych, to dziewięciometrowa odległość sceny, od pierwszego rzędu krzeseł i obecność żołnierzy w szarozielonych mundurach.
Po prawie półtorarocznych pertraktacjach, prowadzonych przez ich menadżerów, Supernowa mogła wystąpić w Państwie Magów. Zanim to się jednak stało, wszystkie ich piosenki musiały zostać przetłumaczona na tutejszy język i dokładnie przestudiowane przez cenzora. Jeden tekst wzbudził jego wątpliwości. Stosunek płciowy w samochodzie nie był tym, o czym powinien śpiewać kulturalny człowiek, ale w sumie, nie było to też coś, co zagrażało by porządkowi publicznemu. Cenzor stwierdził najpierw, że mogą zagrać. Potem, gdy od przyjazdu dzieliło ich już tylko kilka tygodni, zmienił zdanie. Znowu się zastanowił i zmienił zdanie raz jeszcze. W końcu wszystkie utwory zostały zatwierdzone z drobną tylko sugestią, by zmienić jedną linijkę tekstu. Mogli więc zagrać dokładnie taki sam koncert, jak wszędzie indziej. A kiedy już przyjechali, dostali na wyłączność z pół luksusowego hotelu. Zafundowano im też wycieczkę krajoznawczą.
- Oto epokowa chwila – powiedział Bohater przykładając oko do wizjera małej, ręcznej kamery. – Czy ktokolwiek mógł się spodziewać, że my, prości ludzie z Zimnego Kraju staniemy się częścią tak wielkiej historii? Oto jesteśmy trzecim zespołem grającym muzykę popularną, który mógł zagrać w Państwie Magów.
Róża filmowana na tle Strażnic Granicznych Magów uśmiechnęła się tylko zakłopotana, jak ktoś, kto nie przywykł do świateł fleszy. Stanowczo bardziej sama wolała trzymać w rękach kamerę, w końcu... Była tylko zwykłym człowiekiem, który zupełnie przez przypadek stał się nieważnym trybikiem w sukcesie Supernowej. Splendor należał do Bohatera i Jedynej i tak dokładnie powinno być. Bohater potrzebował tego, co działo się wokół nich.
Ale ona jest piękna, kiedy tak się uśmiecha – o tym myślał Bohater widząc Różę przez wizjer kamery. – To niesamowite. Moja wspaniała żona i ja zaraz wejdziemy na jedną ze Strażnic Granicznych! Kto by pomyślał. My!
Wyniosłe, kamienne budowle, nazwane Strażnicami Granicznymi przed wiekami otaczały całe Państwo Magów, które wtedy było ogromnym mocarstwem, kolebką kultury i nauki. Ilu ludzi i przez jak długi czas musiało nad nimi pracować? Zimny Kraj nigdy nie miał tylu mieszkańców, by starczyło rąk do pracy przy tak monumentalnym przedsięwzięciu. To właśnie za sprawą swojej potęgi i dzięki wielu nowatorskim wynalazkom, imperium to zostało przez żyjące od niego na zachód ludy nazwane tak, a nie inaczej. Współcześnie niewiele pozostało tu jednak z dawnej chwały, a właściwie prawie nic, poza monumentalnymi budowlami z przeszłości. Pozbawiający wolności reżim, szare uniformy i wszechobecna bieda były tym, co teraz rzucało się w oczy. Jak to się stało, że Państwo Magów z imperium stało się kuriozum na krawędzi świata? Trudno to było pojąć. I jeśli chciało się mieć dobry nastrój, lepiej było o tym nie myśleć.
Jedyna szalała z aparatem fotograficznym uwieczniając monumentalne budowle pod różnymi kontami. Trochę żałowała, że Niedźwiedź nie mógł tego zobaczyć. Po ostatnim koncercie zasugerowała mężowi, że powinien wrócić z Tancerką do domu. Jej mała córeczka zwiedziła pół świata i na pozór znosiła to dobrze. Stawała się jednak coraz bardziej marudna. Jedyna uznała więc, że życie, jakie prowadzą, jest zbyt męczące dla dziecka. Jej decyzja, o której słuszności była przekonana, pozbawiła jednak Niedźwiedzia możliwości zobaczenia tutejszych cudów.
Zapierające dech w piersi widoki nie stanowiły pełnego obrazu okolicy. Bieda przypominała o sobie na każdym kroku. Kiedy jechali obejrzeć Pałac Cesarski, w starym, zdezolowanym autokarze, którym ich wieziono, strzeliła opona. Wydarzenie to lekko przestraszyło Jedyną, która wciąż niezmiennie bała się wszystkiego, co mogło się wiązać choćby tylko z potencjalnymi wypadkami samochodowymi.
Bohater stojąc na zapylonym poboczu przyglądał się kierowcy zmieniającemu koło w wiekowym pojeździe. Myślał o tym, że źle musiało być z krajem, który obwozi swoich honorowych gości czymś takim.
Ale z tym krajem było źle i z innych przyczyn. Na utrzymanie Pałacu Cesarza, który był tak wielki, że stanowił jakby miasto w mieści, pieniądze skądś znajdowano. Gigantyczny plac, ponoć największy na świecie, rozpościerający się przed pałacem był spokojny i pusty. Nazwano go Placem Wiecznego Pokoju. Cóż za upiorna nazwa, dla miejsca, gdzie czołgi zadały śmierć setką protestujących studentów, ludziom, którzy chcieli zmienić tu coś na lepsze. Bohater mógł o tym pomyśleć, ale nie powiedzieć. Oficjalnie przed sześciu laty nic się tu nie zdarzyło, a oni nie mogli rozrabiać, jeśli chcieli zagrać i po tym występie bezpiecznie wyruszyć w dalszą podróż. Ich słowa nie mogły tu niczego zmienić. Ale występ mógł wlać nieco radości i wiary w serca uciskanych obywateli tego kraju, którzy nie wiedzieć skąd, znali wszystkie ich piosenki. Handel płytami z zachodu był tu nielegalny.
„Kochamy was” – miała napisane w języku Ważnej Wyspy na transparencie młoda dziewczyna, która nagle zerwała się z miejsca i ruszyła biegiem w stronę sceny.
Żołnierz w szarozielonym mundurze powstrzymał ją jednak i odprowadził na miejsce. Dziewczyna nie opierała się. Wiedziała, że nie powinna i że ma szczęście, bo tego dnia żołnierze nie mieli przy sobie broni. To był naprawdę wielki ukłon w stronę gości z zachodu.
Jedynej stanęły w oczach łzy. Ale była profesjonalną artystką. Koncert musiał trać dalej i być najlepszy, jaki tylko mógł być. Widownia na to liczyła.
A władze naprawdę się starały. Nie tylko niesubordynowanej fance nic się nie stało, ale im także, choć w czasie występu zupełnie zapomnieli o sugestii cenzora dotyczącej zmiany tekstu.

- Cześć – rzuciła Jedyna wchodząc do studia. – Co gracie? – spytała nie przejmując się, że nie zna mężczyzny towarzyszącego Bohaterowi. Znowu nagrywali. Co prawda tylko kilka utworów, które miały uzupełnić składankę z ich największymi przebojami. Uwagę świata wciąż trzeba było podtrzymywać, a Jedyna nie była gotowa zgodzić się na nagranie pełnego albumu. Potrzebowała czasu dla córki i męża.
- To Południowy Dziecinny – Bohater przedstawił swojego towarzysza w języku Ważnej Wyspy. Południowy pochodził z Mocarstwa Drugiego Kontynentu, gdzie za sprawą historycznych zawirowań językiem urzędowym był właśnie język Ważnej Wyspy. Był kompozytorem i współpracował już z wieloma wielkimi gwiazdami. To on skontaktował się z Bohaterem i zapytał, czy nie mogliby czegoś razem napisać. Bohater wolał pracować sam. Wtedy nie miał go kto krytykować. Albo ewentualnie z Druhem. Zgodził się jednak na eksperymentalną współpracę. Co mu szkodziło? Zresztą, propozycja ta mile łechtała jego próżność. Musiał być kimś, skoro interesowali się nim tacy ludzie, jak Południowy. – Szlifujemy właśnie nasze wspólne dzieło.
- Z tego co pamiętam, to powinieneś być już wolny i zacząć nagrywać ze mną – upomniała go cierpkim głosem. Była jednak na tyle uprzejma, że powiedziała to wszystko w języku Ważnej Wyspy. – Nie będę jednak się złościć, jeśli pozwolicie mi to zaśpiewać. Ta piosenka jest świetna.
- Możemy jej pozwolić? – spytał Bohater patrząc na Południowego.
Do tej pory nie ustalili jeszcze, kto miałby być wykonawcą ich wspólnej kompozycji.
- Oczywiście – zgodził się Południowy. – Będę bardzo szczęśliwy, jeśli moje dzieło stanie się nowym utworem Supernowej.

- Ale zimno – westchnęła Jedyna zarzucając sobie na ramiona koc i przyjmując jednorazowy kubek z gorącą kawą.
Kręcili właśnie teledysk do „Nie rozumiesz mnie” w bajkowej, zimowej scenerii. No tak, temperatury nie miało być na nagraniu widać.
Piosenka, której współautorem był Południowy Dziecinny, nie tylko trafiła jako jeden z czterech premierowych utworów na płytę z przebojami, ale miała też stanowić pierwszy singiel.

- No, nie wiem, czy to jest najlepsze miejsce na wywiad – stwierdził Bohater patrząc w niebo. Jakby tym tekstem próbując odciągnąć uwagę zebranych od swojego spóźnienia. Zresztą, co to było za spóźnienie, tylko piętnaście minut.
- Chyba nie zacznie padać – zaprotestowała reporterka.
- Nigdy nic nie wiadomo. Tu jest Zimny Kraj.
- Jakby co, przeniesiemy się do wnętrza hotelu – obiecała kobieta.
Bohater usiadł obok kumpli.
- A więc, rozpoczynamy pierwszy wywiad z Momentem Chwały w języku Ważnej Wyspy.
Roześmiali się.
- Jak to się stało, że znowu razem zagracie? To był wasz pomysł?
- Nie. – Bohater potrzasnął głową. – Zręczny i Druh są zaangażowani w pracę przy Supernowej. Więc... Nie czuliśmy takiej potrzeby. Choć... Zdarzyło mi się skomponować kilka utworów w starym stylu Momenty Chwały. To WMFF uznało, że trzeba wydać koleją kompilację naszych przebojów. A jak już mieliśmy coś wydawać, to przecież mogliśmy dodać kilka nowych rzeczy.
- A ten koncert?
- Nie, to też nie nasz pomysł. Dostaliśmy zaproszenie na festiwal i uznaliśmy, że możemy z niego skorzystać.
- Czy nagracie płytę z zupełnie nowym materiałem?
- Chyba nie. Ale w sumie, kto wie. – Bohater wykręcał sobie palce. Niby ostatnimi czasy wszystko układało się dobrze, ale z drugiej strony było też bardzo niepewne. Zupełnie nie wiedział, co przyniesie przyszłość. – Myślałem nad wydaniem piosenek, które wcześniej były na drugich stronach singli, wersji demo i takich tam innych rzeczy. Odkryłem, że fani kochają takie sprawy, choć dla mnie często były tylko materiałem roboczym. Wymieniają się tym w sieci. Choć zupełnie nie wiem, skąd to wzięli.
Sieć to był zupełnie nowy świat. Za pomocą domowych komputerów ludzie mogli wymieniać poglądy, zdjęcia, czy nagrania nie tylko pomiędzy krajami, ale nawet kontynentami. I robili to bez żadnej kontroli, nierzadko łamiąc prawo. Świat, a zwłaszcza aparaty nadzoru, nie były jeszcze gotowe na poradzenie sobie z tym coraz bardziej rozpowszechniającym się wynalazkiem.
- Mówisz o nagraniach w stylu tej płyty, na trzydzieste urodziny Druha? – Wytłoczono jej tylko sto egzemplarzy, po jednym dla każdego z gości na imprezie.
- Tak.
- Teraz jest bardzo droga – wtrącił Druh.
- A wy wciąż macie swoje?
- Pewnie! – odpowiedzieli chórem.
- Czy przez te wszystkie lata wszyscy z was zajmowali się muzyką?
- Nie – powiedział Śmieszek. – Ja pracowałem w wydawnictwie, przy obrazkach... – Tu się zaciął. Nie był biegły w mówieniu w języku Ważnej Wyspy. – Jak to się nazywa? – spytał przechodząc na rodzimą mowę i patrząc w stronę Druha.
- Skanowanie – podpowiedział tamten.
- Więc, skanowałem obrazki dla gazety.
- Kiedyś na koncertach cały czas skakałeś. Jak to będzie teraz?
- No, teraz nie mam na to dość siły – przyznał Śmieszek, który z upływem lat dorobił się brzuszka i łysiny.
- A myślicie, że to wyjdzie? Mam na myśli koncert – drążyła sprawę dziennikarka. – W końcu nie graliście z sobą od lat.
- Ale znamy się jako ludzie.
- Utrzymywaliście z sobą kontakt, przez ten cały czas?
- No – wydał z siebie Bohater, choć nie do końca była to prawda. I to też nie przyjaźń sprawiła, że znowu razem grali. Dla jego dawnych kupli to była okazja, żeby zarobić i się zabawić, dla niego, żeby wypełnić czymś czas. Wciąż nie mógł ustalić z Jedyną, kiedy na poważnie wejdą do studia.
- A taka inna sprawa. Fani Supernowej chcieliby, żeby wasza pierwsza płyta była znów dostępna w sprzedaży. Jest na to szansa?
- O to trzeba pytać WMFF – powiedział Bohater. – A im ciągle jest pod górkę. Nie można wydawać dwóch produktów tego samego zespołu w tym samym czasie, bo mało się zarobi i takie tam. No, a teraz Supernowa też wydaje kompilację przebojów. Pierwsza płyta musi więc zaczekać. Choć oczywiście uważam, że powinna być dostępna w sklepach i to za nieduże pieniądze, bo to w końcu stara rzecz. A tak nasi fani muszą zadowolić się pirackimi. WMFF przynajmniej z kompilacją Momentu Chwały się wykazała. Wydajemy ją, bo poprzednia nie jest już dostępna.

- Co byś powiedziała, gdybyśmy kupili hotel? – Bohater uwielbiał zaskakiwać Różę takimi pytaniami. I to najlepiej, gdy właśnie usadowili się w łóżku ze śniadaniem i nie powinni jeszcze myśleć o niczym poważnym.
- Jeśli nas na to stać.
- Nas stać na wszystko.
- Więc tak, zgadzam się. – Roześmiała się.
- Tak po prostu? – Teraz Bohater się zdziwił.
- Wiesz, zawsze chciałam mieć własny biznes. Przecież wiedziałam, że wiecznie nie można pozować do zdjęć. Sklep z odzieżą, albo mały pensjonat...
Bohater wyszczerzył zęby.
- Nasz hotel nie będzie mały.
- Co wymyśliłeś?
- Tutejszy Piaskowy, wiesz, szef Kanału 4, zaproponował mi spółkę. On wie, jak czymś takim zarządzać. Moje nazwisko przyciągałoby ludzi. Odnowilibyśmy ten stary hotel w Strażniczych Piaskach...
- Gdzie? – Róża wyprostowała się tak gwałtownie, że mało nie rozlała kawy na pościel.
- W Strażniczych Piaskach.
- Przecież...
- Tak, z naszego domu da się tam dojść na piechotę.
- I... To taki wielki hotel! I taka lokalizacja!
- No właśnie. Najpiękniejsza plaża wschodniego wybrzeża. I to wszystko będzie nasze. Tylko najpierw musimy sporo pieniędzy włożyć w remont.

- Kawalerowie, co to za projekt?
Bohater siedział w studiu telewizyjnym obok o głowę wyższego od niego, kędzierzawego Zwykłego Potwornego lidera i wokalisty Robali. Nie pasowali do siebie. Bohater założył czarny garnitur i białą koszulę z krawatem, co nie było dla niego typowym strojem, a raczej kolejnym scenicznym przebraniem. Zwykły miał na sobie pomarańczową koszulę i spodnie w kratę.
- To taki eksperyment – oznajmił Bohater szczerząc zęby i wykonując gest, jakby chciał wyciągnąć sobie włosy z kołnierzyka, choć wcale ich tam nie było. - Wszystko zaczęło się od niecodziennej propozycji, żebyśmy stworzyli podkład dźwiękowy do książki. Już sam ten pomysł wydał mi się fajny. Ale też zadałem sobie pytanie, czy współcześnie jeszcze jest możliwe, żeby zeszło się pięciu chłopaków, nagrało płytę i zdobyło sławę. – Wcisnął złożone dłonie między kolana i lekko kołysał się na boki. Dużo swobodniej czuł się przed kamerami, niż kiedyś, ale do pełni spokoju dużo mu jeszcze brakowało. - Czy w ogóle ktoś kupi płytę nieznanych ludzi? To też postanowiliśmy sprawdzić. Dlatego na pierwszym wydaniu nie było naszych nazwisk, a fikcyjne nazwiska postaci z książki Druha Zmyślnego, jak nasz projekt, noszącej tytuł Kawalerowie.
- W projekcie wzięli udział Bohater, Druh i Niedźwiedź z Momentu Chwały oraz Podwójny i ja z Robali – dodał Zwykły.
- A wszystko utrzymane jest w klimacie muzyki sprzed czterdziestu lat, bo akcja książki rozgrywa się właśnie w Zimnym Kraju przed czterdziestu laty – uzupełnił Bohater.
- Cały materiał zarejestrowaliśmy w ciągu tygodnia. Nagrywaliśmy wszystkie instrumenty jednocześnie. Tak, jak to się właśnie robiło w tamtych czasach – skończył Zwykły.
- Mieliśmy przy tym świetną zabawę. – Bohater roześmiał się i mocniej zakołysał.
- Zagracie coś dla nas? – spytała prowadząca program.
- Oczywiście – odpowiedzieli chórem, choć tak naprawdę nie mieli grać, a ruszać ustami do muzyki puszczonej z płyty. Tak współcześnie wyglądała większość występów telewizyjnych i nic nie można było na to poradzić.

- A więc jednak nagraliście nową płytę? Czy to oznacza powrót Momentu Chwały?
Bohater uśmiechnął się jakby lekko zakłopotany, słysząc pytanie dziennikarki.
- Nie. – Potrząsnął głową. – Nagraliśmy tylko cztery nowe kawałki. Zaczęliśmy karierę mini krążkiem, na tamtym utworów było pięć i może tak karierę skończymy. Dobrze by to wyglądało. – Podrapał się po nosie. – Może damy kilka koncertów. Nic więcej nie jest jeszcze postanowione.

- A teraz, powitajcie państwo naszego specjalnego gościa – zapowiedział wokalista Trzciny Cukrowej. – Jedyna Tutejsza.
Sala w małym rockowym klubie zawrzała, kiedy na niskiej scenie pojawiła się uśmiechnięta kobieta o króciutkich, jasnych włosach. Niektórzy widzowie piszczeli, ktoś się nawet popłakał. A ona uniosła głowę i mocnym głosem zaśpiewała jeden z klasyków muzyki uczuciowej.
Kiedyś deprymowały ją występy przed tak małą widownią. Teraz stanowiły miłą odskocznię od głośnych stadionów. Przecież, co i gdzie by nie śpiewała, była wielka. Dlatego chętnie ulegała namową męża i nie raz już występowała z zespołem, w którym grał na klawiszach. Dla dziennikarzy była to jednak sensacja. Paru chciało przeprowadzić z nią wywiad już następnego dnia. Pytali jednak nie tylko o występ.
- Kiedy wydawałaś swoją poprzednią solową płytę, też byłaś w ciąży. Czy jest to dla ciebie wyjątkowo inspirujący stan?
- Nie – zaśmiała się. – Choć, czuję się w ciąży bardzo dobrze, co nie wszystkim kobietą się zdarza.
- Planowany termin wydania płyty, jest zbliżony, co termin porodu. Nie będzie to stanowiło problemu?
- Nie. Nie jestem potrzebna do tego, żeby płyta pojawiła się w sklepach.
- Nie będzie też żadnej trasy promocyjnej?
- Od razu nie. Ale mam w planach kilka koncertów. To nie jest moje pierwsze dziecko, ani pierwsza płyta. Nie ma się więc czego obawiać. Wiem co robię.

Jedyna miała na sobie szeroką, czarną koszulę, która i tak nie była w stanie ukryć jej okrągłego brzucha. Kamerzyści starali się więc zdejmować ją tylko w zbliżeniach. Bohater miał się za to pokazać w całości, wygłupiając się na ruchomych schodach z rozwidloną, czarną gitarą.
Kręcili właśnie teledysk promujący nową płytę Supernowej.
Choć, tak naprawdę, nie była to tak do końca nowa płyta. Nagrali tylko nowe wokale, śpiewając w języku Zdobywców i zrobili nowe miksy, do swoich najsławniejszych ballad. Takiej płyty oczekiwało spore grono fanów. Bardzo kochano ich na Drugim Kontynencie w Kraju Kontrastów i innych, mniejszych państewkach, w których, z reguły, właśnie język Zdobywców był językiem urzędowym, świadcząc o historii tych terenów. Do nagrania pełnoprawnej płyty Jedyna, z powodu ciąży, nie miała głowy.
Chociaż... Dla swojej kolejnej solowej płyty – „Współczesność” – znalazła czas i siły. Bohater podejrzewał, że Jedyna nie potrafiła tego powiedzieć otwarcie, ale nie chciała już z nim pracować. Może za bardzo naciskał, za dużo wymagał. Ale kiedy chciało stworzyć się coś naprawdę dobrego, tak po prostu było trzeba.

- Co ty za głupoty wyśpiewujesz? – spytała Róża wchodząc do pokoju.
Bohater spojrzał na nią zaskoczony. Nie opuścił ręki, która znieruchomiała na moment przed uderzeniem w struny.
- Piszę piosenkę.
- Ale o czym? – Podparła się pod boki i wypięła okrągły brzuch. W jego wnętrzu rósł ich tak długo wyczekiwany syn, na razie nazywany pieszczotliwie Pierścionkiem na cześć perkusisty Uderzeniowców.
- O tym, że cudownie jest mieć żonę – przyznał.
- To ma być o mnie? – Róża próbowała wyglądać srogo, ale na jej twarzy tańczył ukrywany uśmiech.
- Ależ skąd, nie ośmieliłbym się pisać o tobie. – Bohater roześmiał się. – Piszę o teoretycznej, potencjalnej żonie, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
- Tak myślałam. – Róża też się roześmiała. Nie była romantyczna kobietą i próbę wyrażenia uczuć w piosence, mogła odebrać tylko tak. Ale czy miało to znaczenie, skoro się kochali?

Wyszedł na taras i zagapił się na kiczowaty zachód słońca nad obcym miastem. Nie myślał jednak, ani o urokach tego widoku, ani o miejscu, w którym się znalazł. Od, kolejny hotel, w kolejnym mieście, podczas trasy promocyjnej. Wiele już ich było, wiele jeszcze będzie.
Czuł się samotny. To teraz zaprzątało jego uwagę.
Jaki sens miała sława, kiedy nie było z kim jej dzielić?
Nie był już częścią żadnego zespołu. Był solistą. Wydał płytę w języku Ważnej Wyspy zatytułowaną „Rzeczywistość oczami Bohatera”, a ta płyta się sprzedawała i to nie tylko w Zimnym Kraju. Oczywiście, sukces, jaki odniósł, nie mógł równać się z tym, co było jego udziałem w czasach Supernowej. Zresztą, w większości sklepów, opatrzono jego płytę naklejką: „Bohater, człowiek z Supernowej”. Ale nie było źle. Nie potrafił się jednak cieszyć.
Kiedy krążek znalazł się w sprzedaży, zadzwoniła do niego Jedyna.
- Twoja płyta jest naprawdę dobra – powiedziała. – Aż tak sobie pomyślałam, szkoda, że nie jest nasza.
Mogła być – pomyślał. – To ty nie chciałaś.
Głośno powiedział jednak coś innego.
- Jestem w stanie napisać jeszcze parę dobrych piosenek. Może następnym razem zdecydujesz się na współpracę?
- Może – odparła.
To było wszystko.
Ale oczywiście powinien być wdzięczny losowi i za tyle. Przecież spotkali się też na chwilę w studiu. Jedyna nagrała drugi głos w jednej z jego piosenek. Zgodziła się na to. A on, kiedy uświadomił sobie, że ta kompozycja potrzebuje kobiecego głosu, nawet nie śmiał marzyć o współpracy z Jedyną. Bardziej realne wydawało mu się namówienie do niej Właściwej z Rybek, choć ta od lat niczego nie nagrała i bardzo rzadko pokazywała się publicznie. Przez godzinę konferował z nią przez telefon. Nic to nie dało. Odmówiła. W przypływie rozpaczy zadzwonił do Jedynej. A ona, jak przed laty, powiedziała:
- Dobrze. Zaśpiewam z tobą.
Ale teraz był sam, w hotelu, na tarasie, daleko od domu.
W studiu miał Druha, nie tylko z niesamowicie brzmiącą gitarą, ale też z rozsądnym, rzeczowym umysłem. Miał Druha, który owszem, nieraz go krytykował, ale zawsze potrafił zrozumieć. W podróż zabrał z sobą jednak tylko nowych, młodych muzyków. Nikt ze starych znajomych nie miał czasu, ani chęci na wyprawę po świecie.
Gdyby chociaż Róża mogła z nim być. Ale ona niedawno urodziła i ich synek, Skrzydlaty, był jeszcze za mały, żeby podróżować. Był ojcem! Powinien zostać w domu, przy żonie i synu, a nie tłuc się po świecie i gonić mrzonki.
Wcześniej, mówił reporterom, że nie może się doczekać, kiedy ich syn przyjdzie na świat. Może cieszył go fakt, że w końcu ma co odpowiedzieć, gdy pytają go o dziecko?
Skrzydlaty miał zaledwie kilka dni, gdy wszyscy troje pozowali do pierwszych wspólnych zdjęć. Bohater uśmiechał rozanielony. Rozwodził się nad długimi palcami synka, głośno marzył, że ten zostanie kiedyś pianistą, albo chociaż sławnym hokeistą. Później jednak, gdy zapytano go, co zmieniło się w jego życiu po narodzinach dziecka, powiedział: „piwo przestało mieścić się w lodówce.” A gdy go zapytano, czy umie zmieniać pieluchy, odparł, że nie musi, bo to Róża dba o takie sprawy. Reporterka stwierdziła potem, że powinien spoważnieć. Bo może powinien. Na imprezie promocyjnej z okazji wydania „Rzeczywistości” inny reporter zaproponował zrobienie konkursu w zmienianiu pieluch. Bohater go wygrał, bijąc na głowę swoich rywali, znajomych muzyków. Bo przecież umiał to robić, a w wywiadach jak zwykle gadał głupoty.
Powinien dokładniej zastanawiać się nad tym, co mówił i robił. A przecież przy kręceniu najnowszych teledysków też przesadził. Pozwolił Wielorybowi Oraczowi, z którym już wcześniej współpracował, pójść na całość. Efekt końcowy podobał mu się pod względem artystycznym. Ale Muzyczna Telewizja pierwszy teledysk ocenzurowała, a puszczania drugiego w ogóle odmówiła. Aktor wkładający sobie widelec do nosa, to już było za dużo, a co dopiero palenie skrętów i mężczyźni całujący się ze sobą z języczkiem.
Wciąż przesadzał. Wciąż się szarpał. Powinien cieszyć się z tego, co miał. Ale on wciąż chciał więcej.

- Powitajcie Zwykłego! – Bohater przedstawił tłumowi wchodzącego na scenę wysokiego mężczyznę.
Sala ryknęła, co miało oznaczać aplauz.
- Dzięki – rzucił Zwykły.
Potem zarzęziły gitary. Grali szybki, ostry kawałek, taki, jakich Jedyna nie lubiła, stary przebój Momentu Chwały.
Bohater znowu koncertował z kumplami z dawnych czasów. Wskrzesili Moment Chwały. To nie był ich pomysł, tylko WMFF, które już po wydaniu ich mini album, sugerowało, że powinni pojechać w trasę. Naciski przybrały na sile, gdy jeden z premierowych utworów – „Na ryby” – został w Zimnym Kraju piosenką roku.
Bohater, który nie bardzo miał co z sobą zrobić, wolałby nagrać nową płytę. W czasie wakacji z Różą przygotował sporo materiału, który mógłby się dla nich nadawać, choć sam przed sobą musiał przyznać, że odwykł od pisania w rodzimym języku. WMFF chciało jednak trasy.
Najpierw zadzwonił do Druha.
- A wiesz – rzucił tamten – pracujemy z sobą już dwadzieścia lat. To chyba dobry powód, żeby to uczcić.
- Trasą? – upewnił się Bohater.
- Czemu nie?
Śnieszek też był chętny. Inni nieco mniej, ale dali się porwać radosnemu uniesieniu Bohatera. Niewiele jednak brakowało, żeby całe przedsięwzięcie nie doszłoby do skutku.
Kiedy zaczęli mówić o trasie, Pierwszy, od lat współpracujący z Bohaterem, przygotował dla nich projekt umowy. Bohater, jako autor większości utworów i człowiek o najsławniejszym nazwisku, miał zarobić więcej, niż jego koledzy. Druh, Śmieszek i Zręczny, z żalem, ale się na to zgodzili.
- Jesteśmy zespołem – powiedział jednak Niedźwiedź. – Zawsze dzieliliśmy się po równo.
Pierwszy próbował mu wytłumaczyć, że Bohaterowi należy się trochę więcej. Niedźwiedź był jednak nieustępliwy.
- Nie chodzi o kasę, ale o zasady – powiedział. – Zaczęliśmy jako piątka chłopaków z nikąd. Wszyscy znaczyliśmy tak samo mało. Ale byliśmy razem. Byliśmy kumplami. I tak powinno zostać.
Długo słuchali przekonywań Pierwszego i protestów Niedźwiedzia. Druhowi i Śmieszkowi rzedły miny, Bohater wykręcał sobie palce.
- A walić umowę – wybuchł w końcu. – Pierwszy, proszę, przerób ją tak, jak chce Miś. On ma rację. Byliśmy kumplami i powinniśmy nimi zostać.
Potem pojawił się kolejny problem. Śmieszek, obecnie łysy, grubawy pan w średnim wieku, usłyszał w pracy, że nie dostanie tak długiego urlopu, a na pewno nie latem. Musiał więc rzucić ciepłą posadkę w wydawnictwie. Ala co tam. Zabawa była czasem warta poświęceń.
Teraz, razem z Robalami, podróżowali pięknie wymalowanym, specjalnie do tego celu wynajętym pociągiem. I, o dziwo, dobrze im było ze sobą. Może dlatego, że do niczego już nie dążyli? Nie zabiegali o sławę. Na ich koncertach, mimo to, zbierały się tysiące ludzi i Zimny Kraj znów szalał na ich punkcie.

Miś od rana sącząc piwo spoglądał z niepokojem w niebo. Nic jednak nie wskazywało, żeby miało przestać padać.
Dwie godziny przed koncertem, od nadmiaru wilgoci, wysiadł sprzęt nagłaśniający. Technicy nie byli pewni, czy uda się go uruchomić na czas.
Pod sceną zaczęli gromadzić się ludzie.
- Chyba trzeba będzie odwołać koncert – stwierdził ze smutkiem Druh.
- Jak sprzęt zadziała, to my możemy grać – powiedział Zwykły.
- Ciekawe, co powie Bohater? – zastanawiał się Miś. I tak jakoś wyszło, że to jemu zostawiono decyzję. W końcu, wszystko kręciło się zawsze wokół niego. Jak bardzo nie chcieli by być zespołem, to jednak Bohater był najsławniejszy i najbardziej rozchwytywany przez dziennikarzy.
Zręczny i Śmieszek woleli nie myśleć o tym, co będzie. Toczyli kolejny zażarty mecz piłkarzyków i wspominali czasy, kiedy grali w młodzieżowej drużynie piłkarskiej Małego Portowego Miasta. Kibicował im przy tym Zwycięzca, sześcioletni syn Zręcznego.
Bohater zjawił się tuż przed oficjalnym rozpoczęciem koncertu. Tłum pod sceną liczył już wtedy kilka tysięcy osób. Deszcz wciąż padał, a technicy obiecywali, że nagłośnienie zaraz ruszy i już wytrzyma. Nie zawsze podróżował razem z kolegami. Dzień wcześniej musiał wyskoczyć do Wolnego Kraju odebrać nagrodę dla Supernowej. Poza tym, parę razy musiał odwiedzić lekarza. Ostatnimi czasy miał spore problemy z kręgosłupem. Teraz zresztą też łupało go w kościach.
- Nie wyobrażam sobie, że miałbym zagrać, przy takiej pogodzie – powiedział patrząc w szare niebo. Był zmarznięty i obolały.
Koledzy pokiwali głowami.
Przez długą chwilę wszyscy milczeli.
- Kto wyjdzie do publiczności i im to powie? – spytał Miś.
Nie znalazł się chętny.
- No to usterka naprawiona – zakomunikował jeden z technicznych. Z jego długich włosów i brody kapała woda.
Koledzy spojrzeli na Bohatera.
- A niech to cholera! – rzucił wstając i ruszając do swojej szafki na ubrania. – Zagramy.
Kiedy stanęli na scenie, mieli już dwugodzinne opóźnienie. Widownia była przemoczona i wściekła, buczała. Ktoś krzyknął – lalusie do domu!
- Witajcie – powiedział Bohater mimo to i pozdrowił ręką tłum. – Mam nadzieję, że będziecie dobrze się bawić dziś wieczorem.
Nie było aplauzu.
Potem jednak jakoś poszło. Dali radę porządnie zagrać mimo wilgoci i zimna, a widownia szybko się rozruszała i zaczęła wiwatować. Wszyscy byli przecież ludźmi z Zimnego Kraju, taka pogoda nie była im straszna. A nawet deszcz przestał w końcu padać.

- Czy wydacie nową płytę? – spytał reporter.
Bohater uśmiechnął się i potrząsnął głową.
- Nie. Nie sądzę, żeby to było słuszne. Przeżyliśmy wspaniałe lato koncertując w całym Zimnym Kraju, ale dla mnie Moment Chwały nadal jest melodią przeszłości. – To nie była prawda, ale takich słów oczekiwała od niego WMFF. W końcu nikt nie mógł przewidzieć, czy nowy krążek by się sprzedał i czy nie zaszkodziłby legendzie. - Dobrze jest czasem powspominać, ale to wszystko.
- My cały czas robimy coś razem, więc chyba faktycznie nie ma takiej potrzeby – zgodził się Druh. – Chociaż, może miło by było.
- Zgadzam się – przytaknął Zręczny. – Ale z nowymi piosenkami zawsze jest problem. Trzeba pomęczyć się w studiu. Włożyć w to sporo czasu i uwagi, a może się potem okazać, że nasze nowe kompozycje się nie spodobają.
Jakoś wszyscy zapomnieli, że ich mini krążek świetnie się sprzedawał, a piosenka „Na ryby” nie tylko została letnim przebojem, ale także świetnie sprawdzała się na koncertach.
- Ja poczekam, aż moi koledzy podejmą decyzję – zakończył sprawę Śmieszek z uśmiechem na okrągłej twarzy. – Mogę nagrywać i mogę nie nagrywać.
- Nie masz żadnych planów?
- No nie, mam – uśmiechnął się szerzej. – Zarobiłem na tej trasie, jeszcze nie wiem, czy dużo, ale coś na pewno. Będę miał za co założyć własną firmę poligraficzną.

Wchodząc do holu starego kina Bohater odruchowo wyciągnął włosy z kołnierzyka i napuszył je ręką. Uśmiechną się do młodej ekipy filmowej. Przywitali się szybko. On nie miał zbyt wiele czasu, oni czuli się lekko zakłopotani, jego obecnością. Przez telefon rozmawiało się łatwiej. Był prawdziwym gwiazdorem i zgodził się wziąć udział w studenckim projekcie. Powstający film, miał być parodią godzinnego reportażu o powstawaniu „Przejażdżki” nakręconego przez Muzyczną Telewizję z Mocarstwa Drugiego Kontynentu.
- To co mam robić?
- Stań tu. – Ustawili go w wejściu na dawną salę kinową. – Przepuść Herosa, czyli filmowego siebie, a potem próbuj zatrzymać śledzącego go dziennikarza.
- W porządku.
- No to kręcimy.
Kamery ruszyły. Drzwi kina otworzyły się i przeszedł przez nie podtyty mężczyzna w jasnej peruce. Wyciągnął włosy z kołnierzyka i napuszył je ręką. Z dumnie uniesioną głową, ruszył przed siebie. Bohater musiał przyznać, że ten człowiek naprawdę był do niego podobny. Ukłonił mu się z lekkim uśmiechem, którego nie potrafił powstrzymać. Nawet jeśli bolało go, że jego wygląd zostawia sporo do życzenia, potrafił bawić się tym, w czym brał udział, bo było to zacne i naprawdę zabawne przedsięwzięcie.
W parę sekund później pojawił się chudy człowiek w okularach z ogromnymi, sztucznymi zębami i rozwianymi, potarganymi włosami. On też, choć karykaturalnie przerysowany, przypominał Łaskawego Popularnego, autora książki o Momencie Chwały i współautora książki o Supernowej.
Pseudo dziennikarz spróbował przejść obok Bohatera, ale ten zagrodził mu drogę. Mężczyzna naparł na niego, próbując się przedrzeć. Bohater chwycił go za nadgarstki. Przez chwilę się siłowali. Bohater nie miał szczególnie trudnego zadania. Był wyższy i masywniejszy. To, co sprawiło mu problem, to zachowanie powagi. Kiedy padło hasło „cięcie”, szczerzył się już od ucha do ucha, czego żaden prawdziwy bramkarz w takiej sytuacji by nie robił.
- Powtórka. Tylko wy dwaj.
Cała sytuacja powtórzyła się raz i drugi.
Potem dziennikarz wykonał podryg, jakby próbował go przeskoczyć. Nadział się jednak na ręce Bohatera i wylądował na ziemi. Tym razem obaj się śmiali.
- O rany, ale mnie zrobiłeś. Zęby mi odpadły – oznajmił pseudo dziennikarz zbierają się z podłogi i od razu poprawiając charakteryzację.
Mimo powtórek, nie udało się nakręcić sceny, w której Bohater pozostałby poważny. W końcu reżyser się poddał i uznał, że jest dobrze tak, jak jest. Kręcili przecież parodię. A Bohater był, jaki był i nic nie dało się z tym zrobić.

Weszli do studia, które wciąż nazywało się Chętne Nastolatki, choć nie mieściło się już w małym, ceglanym domku przy plaży. Może dlatego Druh czuł się nieswojo.
Owszem, w nowym wnętrzu mieli lepszy sprzęt. A on sam poświęcił godziny na jego wybranie i ustawienie tak, żeby wygodnie się pracowało. Nie wszystko było tu jednak nowe. Wciąż mieli swoje stare plakaty i kubki podkreślające, że to naprawdę ich studio. A jednak ogarnął go smutek i rezygnacja.
Wszystko się kończy i zmienia – przebiegło mu przez głowę. – Więc może i nam nie uda się już nagrać porządnej piosenki?
Kiedy jednak Bohater zaprezentował mu swoją nową kompozycję zatytułowaną „W szklanej kuli”, a on usiadł do konsoli, żeby zarejestrować pierwszą wersję demo, poczuł, że to zupełnie nie ma znaczenia gdzie, ani na jakim sprzęcie będą pracować. Mimo upływających lat, wciąż byli tandemem produkującym chwytliwe piosenki.

- Myśleliśmy, że uda nam się porozumieć bez prawników – powiedział spokojny głos w słuchawce. – Ale czujemy się oszukiwani.
- Chyba czegoś nie rozumiem – stwierdził Bohater.
- Od ponad czterdziestu lat wynajmowaliśmy to samo pomieszczenie w Strażniczych Piaskach – przypomniał przedstawiciel Galerii Domu Strażnika.
- Ale czas idzie do przodu. – Bohater też próbował być spokojny. – To już nie jest ten sam hotel. Przeszedł gruntowny remont. Kto inny nim zarządza...
- Ale przedłużyliście nam umowę.
- W czym więc problem?
- Dostaliśmy pomieszczenie o gorszym standardzie. Twierdziliście, że potrzebujecie tamtego na biuro. Tym czasem umieszczacie w nim własną galerię. – To był nowy projekt Bohatera. Skoro nie było żadnego zespołu, którym mógłby się na poważnie zajmować, próbował różnych rzeczy. Jedną z nich była własne galeria sztyki nowoczesnej.
- Właśnie. Potrzebowaliśmy go na biuro galerii. Ale, tak naprawdę to tylko nasza sprawa.
- To nieuczciwe.
- Nie ma nic nieuczciwego w konkurencji.
- Naprawdę musimy spotkać się w sądzie?
- Proszę sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Wielu ludziom nie podobały się jego posunięcie, chyba głównie dlatego, że był kim był – bogatym gwiazdorem. Inni je doceniali. Ostatnio otrzymał nagrodę dla najlepszego przedsiębiorcy roku. Czym na nią zasłużył? Postawieniem Strażniczych Piasków na nogi? A może po prostu tym, że od lat pracował na chwałę rodzinnego miasta, nieraz pisząc o nim piosenki?

Za dźwiękoszczelną szybą Wieloryb męczył się z gitarowymi solówkami. Jedyna i Bohater siedzieli razem przy konsoli, co nie zdarzyło się już od lat.
- Cieszę się, że tu jesteś – powiedział Bohater. – W pewnym momencie straciłem nadzieję, że wrócisz.
- Nie mówmy o tym – odparła.
- Dlaczego?
- To za trudne – powiedziała cicho, a Bohater spostrzegł smutek w jej wąskich, ciemnych oczach.
- Przepraszam – rzucił. Nie umiał znaleźć właściwych słów. Zawsze przychodziło mu to z trudem. – Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że cieszę się, że tu jesteś.
Jedyna uśmiechnęła się słabo. Sama nie mogła powiedzieć, że się cieszy, ale wiedziała, że jest tam, gdzie być powinna.

- Czy uważacie, że świat potrzebuje teraz waszej muzyki? – spytał reporter.
- Oczywiście. Nigdy nie potrzebował bardziej – stwierdziła Jedyna pewnie.
- Naprawdę? – Bohater roześmiał się.
- Oczywiście! – uparła się.
- No może – zgodził się. – W zeszłym roku znowu pojawiły się na listach przebojów piosenki w stylu dobrej starej muzyki rozrywkowej, po tym jak zdominowała je muzyka dyskotekowa i recytatorzy.
- A więc, po pięciu latach planujecie wielki powrót?
- To nie całkiem tak. – Bohater potrząsnął głową. – Najpierw przez dwa lata byliśmy w trasie. Potem wydaliśmy płytę z naszymi balladami w języku Zdobywców i składankę z przebojami z czterema nowymi piosenkami. Nagraliśmy kilka teledysków. Wydałem swój pierwszy solowy album w języku Ważnej Wyspy. Więc nie, nie zawiesiliśmy działalności. Ale potrzebowaliśmy chwili odpoczynku. To chyba normalne, po tym jak przez siedem lat cały czas coś robiliśmy. Uderzeniowcy i Rybki tylko tyle w ogóle istnieli.
- No i przybyły nam dzieci – dodała Jedyna. – Teraz wszystko kręci się wokół nich, bo to ważne, żeby z nimi być, jak są małe.
Nie umawiali się, że tak to będą przedstawiać. Ale dla każdego z nich wydawało się logiczne, że nie ma co publicznie prać brudów. Teraz znów razem pracowali i tylko to się liczyło.
- Myślicie, że znów uraczycie świat paradą przebojów?
- Oczywiście. Na naszej nowej płycie są same przeboje. – Bohater wyszczerzył zęby, tylko one się w nim nie zmieniły, wciąż wielkie i krzywe. Poza tym mógł wydawać się zupełnie innym człowiekiem. Dzięki diecie beztłuszczowej znacznie szczuplejszy, z gładko przyczesanymi włosami ufarbowanymi na jasny blond. – A tak poważnie – dodał – jeszcze nikomu nie udało się utrzymać na szczycie tyle lat. Ale... oczywiście, nagraliśmy dobre piosenki. To możemy zapewnić. A czy odniosą sukces? Oby.

Przed chwilą skończyli udawać, że grają. W czasie występów telewizyjnych, zawsze trzeba było ruszać ustami do podkładu muzycznego z taśmy. Studiom brakowało odpowiedniej akustyki. A temu, brakowało wszystkiego.
Prezenter, wyglądający jak skończony głupek, przez chwilę gadał coś do publiczności w niezrozumiałym dla nich języku. Udało mu się przy tym przekręcić nazwisko Jedynej i nazwać ją Tamtejszą. W innych krajach takie wpadki nie zdarzały się już od lat. On jednak szukali nowych rynków i odwiedzali teraz kraje, które wcześniej uważali za zbyt małe lub zbyt mało ważne. Tu na szczęście chociaż publiczność była w porządku i piszczała na ich widok.
- Witam w pierwszym kanale telewizji Kraju Wiary – prezenter w końcu przeszedł na język Ważnej Wyspy. Jego akcent zastawiał wiele do życzenia. – Dobrze was tu mieć.
- Dziękujemy. – Jedyna chciała powiedzieć coś więcej, ale prezenter jej nie dał.
- Bardzo szczególną rzeczą w was jest, wiele zespołów, które zaczynały wtedy co wy... Teraz też wróciły, ale... – W tym miejscu prezenter pogubił się w niuansach językowych i wyprodukował kilka nieistniejących słów. - Albumy z przebojami. A wy cały czas pracujecie i nagrywacie nowe albumu, tak jak teraz. Nazywa się... eee... „Sługa”.
- „Usługa” – poprawił go Bohater.
- „Usługa”, tak – powtórzy dziwacznie ubrany mężczyzna. – Taki jest tytuł.
- „Usługa” – powiedział jeszcze raz Bohater gubiąc się w toku myślenie prezentera.
- Dokładnie – zgodził się tamten, jakby to była jego płyta i podsunął im mikrofon.
Mina Bohatera wskazywała, że nie wie, co w tym momencie powinien powiedzieć. Spojrzał na Jedyną, ale zrobiła minimalny krok w tył sugerując tym, że nic nie rozumie. No tak, on lepiej znał język.
- Skąd taki tytuł? – zapytał sam siebie. – Ta płyta, to najlepsze co mogliśmy nagrać i oferujemy to każdemu, kto tylko chce. Taka jest nasze usługa, dla was.
Prezenter pogadał przez chwilę w swoim rodzimym, szeleszczącym języku. Po czym wypalił:
- Byliście kiedyś parą?
Powiedzieli to, co zawsze. Wciąż próbowali się uśmiechać. Tego wymagał od nich ich zawód.
- Jesteście bardzo mili. Macie szczęśliwe rodziny. Jak dużo dzieci macie?
Zdegustowani odpowiedzieli zgodnie z prawdą.
- Myślicie, że one stworzą, powiedzmy, Supernową Dwa? Taką recytowano- goździkową?
Znów nie całkiem pojęli, co prezenter chciał powiedzieć, ale musieli jakoś przebrnąć przez tę farsę.
- Czemu nie, byłoby wspaniale – stwierdziła dzielnie Jedyna.
- Jesteście bardzo... wspaniali. Zagracie kiedyś u nas cały koncert?
- Być może – odpowiedział Bohater, bo zawsze tak odpowiadał. – Jeszcze nie ustaliśmy dokładnych dat, ani miejsc koncertów w czasie planowanej trasy.
- Co teraz dla nas zagracie?
- Następnym utworem będzie „Chciałabym latać” – oznajmiła Jedyna.
Prezenter znów coś nawijał w swoim języku, a publiczność piszczała. Przekręcił przy tym tytuł piosenki, nazywając ją „Bardzo chciałabym latać”.

Kiedy rozbrzmiały pierwsze tony „Przejażdżki” ze stropu hali, jak zwykle, wypuszczono ogromne, czarne balony, każdy ozdobiony białym napisem „Supernowa”. W czasie tej piosenki widownia zawsze bawiła się balonami. Stało się to już rytuałem.
Nie zawsze jednak wszystko szło tak, jak powinno. Tym razem balony znosiło w stronę sceny. Pierwszy Jedyna odesłała w dal celnym kopniakiem. Musiała włożyć w to sporo siły, bo średnica balonu była niewiele mniejsza, niż jej wysokość.
Drugi uderzył w stojak mikrofonu Bohatera. Nie przewrócił go, coś jednak w nim obluzował, tak, że ten zaczął się składać. Bohater nie zareagował. Musiałby puścić gitarę, a wtedy zapewne zgubiłby rytm.
Jedyna miała jednak niesamowity refleks. Chwyciła uciekający mikrofon i przytrzymała na wysokości ust Bohatera.
Musiała zostać w tej pozycji do końca utworu, a gdy przyszła pora na jej kawałki tekstu skorzystać z tego samego urządzenia.
Ale jakoś poszło. Szczęśliwie dobrnęli do końca utworu, a wtedy mogli wkroczyć na scenę techniczni i usunąć usterkę.

- Co o tym myślisz? – spytał Bohater, po tym, jak puścił Wielorybowi przez telefon demo nowej piosenki, zatytułowanej roboczo „Niezwykła okazja”.
- Jest super – powiedział tamten.
- A gitara? Mógłbyś to dokładnie tak zabrać?
- Właśnie gitara jest super – stwierdził Wieloryb. – I wiesz, chyba nie ma potrzeby, żebym w ogóle to nagrywał. Naprawdę, tym razem można wziąć twoje nagranie.
Z biegiem czasu Bohater śpiewał i grał coraz lepiej. Nie mogło być inaczej, skoro robił to bez przerwy.

Powrót do pierwszej strony
www.kejti.pl ... Nie zapomnij zajrzeć tu za miesiąc ...