Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska
Jedyna obudziła się w środku nocy. Czasem jej się to zdarzało. Otworzyła oczy i przez moment wpatrywała się w ciemność. Wiedziała, że sen szybko znowu nie przyjdzie. Zaczynała się starzeć, tak jej się w każdym razie wydawało. Nie była już w stanie zasnąć w każdej chwili i w każdym miejscu, jak wtedy, gdy miała dwadzieścia lat. Słuchała oddechu śpiącego obok niej Niedźwiedzia. Wciąż nie potrafiła uwierzyć w swoje szczęście. Po wielu nieudanych związkach w końcu trafiła na kogoś takiego, jak on, szczerego i gotowego do poświęceń. Niedźwiedź musiał być najlepszym facetem na świecie.
Uśmiechnęła się sama do siebie. Potem cicho wysunęła się spod kołdry. Na palcach wyszła z sypialni i ruszyła w stronę kuchni.
Zatrzymała się jeszcze na moment w drzwiach pokoju dzieci. Tancerka i Waleczny spali mocno. Byli niesamowici. Tacy grzeczni. Chyba oboje wdali się w ojca.
Na policzku Walecznego pozostał niedomyty ślad po dzisiejszej zabawie w Dawnych Mieszkańców Drugiego Kontynentu. Chyba wszyscy chłopcy się w to bawili i to od niepamiętnych czasów. Obok jego łóżka leżała zabawkowa gitara. Waleczny upierał się, że zostanie muzykiem, jak jego tata. Może tak będzie. Znowu się uśmiechnęła.
W końcu dotarła do kuchni. Nalała sobie szklankę mleka. Zapatrzyła się w ciemne okno. Nic przez nie nie było widać, ale wiedziała, że jest za nimi ogród pełen kwiatów. Czy kiedykolwiek sądziła, że będzie mieć aż tyle? Nie. Nigdy nie wierzyła w cuda, a jednak jeden z nich stał się jej udziałem. Miała wspaniałe życie.
Właśnie parkował samochód, kiedy zadzwonił telefon. Dlatego nie odebrał od razu. Zrobił, co miał do zrobienia. Dzwonek w tym czasie nie ucichł.
- Halo. – Kiedy samochód już stał, mógł w końcu odebrać komórkę.
- Witaj, Bohaterze.
- Witaj – odpowiedział zaskoczony.
- Jedyna jest w szpitalu – oznajmił dziwnie bezbarwnym głosem jej mąż.
- Co się stało? – Jeszcze nie czuł strachu.
- Stanęła na samochodziku Walecznego i przewróciła się. Uderzyła głowę w podłogę. Na początku myślałem, że to wstrząśnienie mózgu. Lekarze też tak myśleli.
Serce Bohatera zaczęło bić szybciej.
Więc sprawa nie była błaha. Poza tym, przecież następnego dnia mieli lecieć do Miasta nad Wielką Rzeką. Gdyby polecieli dzisiaj, tak jak tego chciał, nie miałaby wypadku. Ale ona chciała lecieć rano. Nie mogła zrozumieć, że kiepsko funkcjonował, kiedy musiał zbyt wcześnie wstawać. Natomiast on musiał uszanować, że bała się lecieć w rocznicę zamachu terrorystycznego. Ona sama nigdy nie miała problemów ze wstawaniem. Nieraz wspominała, że w dzieciństwie budziła swoją siostrę śpiewem, co tamtą bardzo denerwowało i powodowało, że rzucała w nią poduszkami. Bohater świetnie rozumiał jej siostrę.
- Podejrzewają, że to może być guz mózgu. Muszą zrobić badania.
- Przykro mi – powiedział. Dał radę się opanować i nie rzucić czegoś na kształt „o Boże!” lub „to straszne”.
- Uznałem, że powinieneś wiedzieć. Byliście umówieni na jutro. Jedyna z tobą nie poleci, ale też pewnie nie dacie rady zrealizować najbliższych planów.
- Oczywiście – zgodził się, już myśląc, że będzie musiał odwołać występy w gali Nocy Wspaniałej Telefonii Komórkowej. To było naprawdę coś. Nie brali tam byle kogo. Występ z prawdziwą orkiestrą miał być sprawdzianem ich umiejętności i mocy pisanych przez niego piosenek. – Zadzwoń, jak będzie już coś wiadomo.
- Oczywiście.
- Trzymaj się.
- Dzięki.
Niedźwiedź przerwał połączenie, a Bohater przez chwilę wsłuchiwał się w ciszę w słuchawce.
To niemożliwe. Jedynej nie mogło się nic stać. Nie jej.
Zamknął oczy i oparł czoło na kierownicy.
Jedyna otworzyła oczy. Zobaczyła nad sobą twarz Niedźwiedzia, jakoś dziwnie bladą i zatroskaną. Uśmiechnęła się do niego, choć bardzo bolała ją głowa. On też się uśmiechnął. A więc nie było tak źle.
Tylko, co tu robiła Szczególna, jej teściowa?
I dlaczego ściany były takie sine?
Pojawił się mężczyzna w białym fartuchu.
- Dobrze, że się obudziłaś – powiedział. – Czy planowałaś teras trasę koncertową?
- Tak.
- Więc chyba trzeba będzie ją odwołać.
Czemu od tego zaczęli rozmowę? I czy naprawdę było aż tak źle. Chyba nie, skoro on się uśmiechał.
Czyżby miała wypadek? Nie mogła sobie przypomnieć.
Przy śniadaniu Niedźwiedź przeczytał jej artykuł o młodym człowieku z Zimnego Kraju, który pracował w Mocarstwie Drugiego Kontynentu i zginął równo przed rokiem w wielkim zamachu terrorystycznym.
- Jakie to dziwne – zamyśliła się wtedy. – On pewnie obudził się i myślał, że czeka go dzień, jak każdy inny. Nudna praca w biurze i takie tam. Nie mógł wiedzieć, co go czeka, pewnie mu to nawet przez myśl nie przeszło.
- Nikt tego nie wie – powiedział Niedźwiedź. – I może to dobrze. Losu nie da się odmienić. Ale póki nie jest znany, możemy cieszyć się drobnostkami, taki jak słoneczny dzień.
- Masz rację – uśmiechnęła się. – Więc może skorzystamy z tego słońca. Chodźmy pobiegać.
- Zdążysz się spakować?
- Pewnie. Nie potrzebuję wielu rzeczy. Nie jadę na długo – odpowiedziała.
A potem biegali. Niedźwiedź zaproponował, że będą się ścigać. Pokonała go śmiejąc się radośnie. Ale potem była zmęczona. Stwierdziła, że chwilę się prześpi. Uważała, że wciąż ma czas, żeby się spakować. Poszła do sypialni na górę. Niedźwiedź został na dole. Coś brzdąkał na pianinie. Chyba komponował. Zasnęła. A może nie. Nagle poczuła, że jej niedobrze, że musi zwymiotować. Wstała, poszła do łazienki.
Co było potem?
Nie wiedziała. Czuła ból. Niedźwiedź wołał jej imię. Słyszała sygnał karetki.
- Jestem w szpitalu?
- Tak. – Niedźwiedź wydawał się być spokojny, więc i ona spróbowała nie panikować.
- Co mi jest?
- Dowiemy się, jak przyjdzie lekarz.
W końcu pojawił się starszy mężczyzna w fartuchu. Nie ten, który mówił o trasie. Tamten jakoś szybko znikł, zanim zdążyła sformułować jakiekolwiek pytanie.
- Upadek spowodował pęknięcie czaszki – oznajmił. – To nie jest jednak wszystko. Na prześwietleniu widać jeszcze guz w twoim mózgu.
- Czy umrę? – spytała, choć tak naprawdę nie do końca zrozumiała jego słowa. W tamtej chwili nie była wstanie zauważyć, że Niedźwiedź pobladł, a Szczególna głośno wciągnęła powietrze.
- Nie z powodu guza – powiedział lekarz. – Można usunąć go operacyjnie, a potem zastosować naświetlania.
- Czy to prawda, że Jedyna doznała poważnego wstrząśnienia mózgu? – Dziennikarka spytała o to Tutejszego przez telefon. Jakimś cudem udało jej się zdobyć numer brata Jedynej. I nie zawahała się spróbować dowiedzieć od niego czegoś więcej, choć był osobą nie związaną z branżą rozrywkową, a do tego był już późny wieczór.
Na początku Dzwoneczek tylko tyle podała do wiadomości publicznej – Jedyna upadła i się potłukła. Nie chciała wywoływać zbyt dużego szumu. Była pewna, że nie tego Jedyna teraz potrzebuje.
Jednak żeńska połowa Supernowej była zbyt sławna i okazało się, że każda wiadomość o niej wywoła zamieszanie.
- Nie wiem. Niczego jeszcze nie wiem. – Zaskoczony Tutejszy mógł powiedzieć tylko tyle. Dziennikarka niczego się od niego nie dowiedziała. Spróbowała następnego dnia. Wtedy już jednak Tutejszy miał za sobą rozmowę z Niedźwiedziem i nie odebrał telefonu.
- Jak się czujesz?
Bohater był spięty, co Jedyną nawet lekko bawiło. Przecież wiedziała, że on nigdy nie wiedział, jak się zachować.
- Mogło być lepiej. – Skrzywiła się. – Usiądź. – Wskazała mu ręką białe, szpitalne krzesło. Posłuchał jej i faktycznie usiadł. Zupełnie nie pasował do sterylnego wnętrza, w którym się znalazł, był zbyt wysoki i zbyt kolorowy, w drogich, ekstrawaganckich ciuchach. Wykręcał sobie palce, jak nieśmiały dzieciak. A przecież na onkologii nikt tak ostentacyjnie nie okazywał zdenerwowania. To nie było coś, do czego tu wolno się było przyznawać. – Ciągle boli mnie głowa. Ale da się znieść.
Spróbował się uśmiechnąć.
- To dobrze – wydusił z siebie.
- A co u ciebie?
- Dziennikarze trochę mnie męczą. Nie wiem, co im mówić.
- Że będzie dobrze.
- Tak powiedzieli lekarze?
- Ja tak mówię. – Jedyna uśmiechnęła się. – Oni jeszcze nie wiedzą. Mam guza w czaszce, ale nie są pewnie jakiego typu. Potrzebują kolejnych badań. I kolejnych.
- Będą cię operować?
- Jeszcze nie wiedzą. Ale nawet jeśli, ponoć po kilku tygodniach powinnam się pozbierać.
- Może wstrzymać się z wydaniem „Romantycznych przebojów”?
- Nie. – Pokręciła głową. – Przecież płyta jest gotowa. Niech się ukarze. Przecież poradzisz sobie sam z promocją. Po operacji pewnie nie wyjdę tak szybko na scenę... Ale może wiosną dam radę pokazać się publiczności. Wiesz... – Na moment zawiesiła głos. – Zawsze tyle marudziłam, że dzieci, że Niedźwiedź... Ale teraz bardzo chciałabym stanąć na scenie, przed naszymi fanami. Przysyłają mi tu kwiatu. Takie wielkie róże, jak lubię.
- To miło.
- A jak ci od Nocy Wspaniałej Telefonii, nie obrazili się na nas za bardzo?
- Nie. Przełożyłem nasz udział na przyszły rok.
- Świetnie. Do tego czasu już powinnam wydobrzeć.
- Będzie dobrze – powiedział ktoś. Wydawało jej się, że zna ten miękki, lekko zachrypnięty głos.
Z trudem uniosła spuchnięte powieki. Bolała ją głowa. A właściwie wydawało jej się, że głowa by ją bolała, gdyby bodźce z otaczającej ją rzeczywistości mogły do niej docierać z właściwą im zazwyczaj wyrazistością i siłą. Kim był ten mężczyzna? Próbowała się skupić, ale myślenie stanowiło dla niej ogromny wysiłek.
- Będzie dobrze – powtórzył i spróbował się uśmiechnąć.
Znała jego uśmiech, choć dziś wypadł blado, tak jak znała jego głos i dziwny, miękki akcent. To był ktoś, kogo powinna pamiętać. Wysoki i szczupły. Miał bardzo długą twarz, a jego ogromne, ciemne oczy otaczała sieć zmarszczek. Włosy miał krótkie, ciemne, sterczące w różne strony. Sterczące? Powinien wyglądać inaczej. Gdzieś, w jej poszarpanych, zmasakrowanych wspomnieniach czaił się obraz chłopaka o pełnych, gładkich policzkach i dużo dłuższych włosach. Ale kim on był? Znajomym? Przyjacielem? Bratem? Miała brata. Tego była pewna. Uśmiechnęła się do niego, bo miała wrażenie, że kim by nie był, należał mu się widok jej uśmiechu. Ludzi cieszyło, kiedy się uśmiechała. To pamiętała na pewno.
- Wpadnę jeszcze. Teraz odpoczywaj – powiedział, a głos zadrżał mu, jakby miał się rozpłakać. Dlaczego? Nie mogła tego pojąć.
Kiedy Bohater wyszedł z sali, w której leżała Jedyna, oparł się czołem o białą szpitalną ścianę. Zamknął oczy i zacisnął szczęki. Próbował powstrzymać łzy i nawet mu się to udało. Mógł być z siebie dumny, ale uznał, że to zupełnie chore uczucie.
- Wszystko w porządku? – spytał Niedźwiedź.
- Tak. – Był w stanie się wyprostować i spojrzeć w twarz tamtego silnego mężczyzny. Nie mógł mu powiedzieć, że przeraził go widok opuchniętej, poczerwieniałej twarzy Jedynej, jej głowy owiniętej bandażem i wszystkich otaczających ją sprzętów. Dla Niedźwiedzia to musiał być dużo cięższy do zniesienia widok, a jednak niewzruszenie trwał na posterunku.
- Jeszcze przyjdę – wykrztusił.
- Dobrze.
- Trzymaj się.
- Ty też.
- Powiedz mi, tylko proszę, szczerze. – Niedźwiedź oparł się łokciami o blat małego, okrągłego stolika, białego jak prawie wszystko w szpitalnym bufecie. Próbował spojrzeć w twarz znajomego lekarza. – Na ile stan Jedynej jest poważny?
- Kości ładnie się zrastają. Rana też dobrze się goi. Nie zostaną jej blizny. - Czy nie zrozumiał, o co naprawdę został zapytany? A może chciał odwlec moment udzielenia odpowiedzi?
- A guz? – Niedźwiedź uniósł nieco głowę i z nadzieją spojrzał w twarz lekarza.
- Szczerze? – Mężczyzna w fartuchu także ośmielił się, żeby oderwać spojrzenie od blatu stolika. Ich oczy na moment się spotkały. W Niedźwiedziu wciąż było tyle wiary. Lekarz wzdrygnął się. Ilu już ludzi pozbawił nadziei? A tego człowieka znał. – To wyjątkowo paskudny rak. Został jej rok. Jeśli leczenie będzie dawać dobre rezultaty może dwa, trzy lata. na więcej nie możesz liczyć.
- A ona tak wierzy, ma plany...
- Możesz jej nie mówić. Powinieneś jednak przygotować dzieci na to, co je czeka.
- Po raz pierwszy w życiu będę musiał ją oszukać.
- I tak miała szczęście. Guz był na tyle duży, że razem z nim trzeba było usunąć część mózgu. Niewiele osób przeżywało takie operacje. Jakieś pięć procent. A z tymi, co przeżyją, też bywało różnie. Niektórzy potem niewiele różnią się od roślin, nie wiedzą kim są. Masz szczęście, że możesz z nią rozmawiać.
- Znam dziewczynę, Legendarną, która nieźle śpiewa – powiedział Niosący kilka dni wcześniej. Bohater zabierał się do nagrania kolejnej płyty solowe. Musiał czymś zająć czas oczekiwania, aż Jedyna poczuje się lepiej. – Pamiętasz, puszczałem ci kiedyś jej nagrania.
- Przyślij ją na przesłuchanie – rzucił Bohater. Coś tam pamiętał. Chyba była niezła. Ale żeby ją zatrudnił, musiała być naprawdę dobra.
- Przyślę.
I teraz właśnie Legendarna stała przed nim i musiał stwierdzić, że wyglądała naprawdę niezwykle. Z okrągłą twarzą otoczoną ciemnymi lokami, małym noskiem i trochę nieśmiałym, a trochę nieobecnym uśmiechem nie wydawała się istotą ludzką, a raczej elfem czy wróżką.
- Dzień dobry – powiedziała słodkim głosem.
- Zaśpiewaj to – poprosił Bohater wręczając jej kartkę z tekstem i akordami.
Dziewczyna przyglądała się jej przez chwilę. A potem zaśpiewała.
Bohaterowi aż zaparło dech. Przywykł do śpiewania z kobietami o wspaniałych, potężnych głosach. Oczywiście Jedyna śpiewała najlepiej z nich wszystkich. Płynąca z jej gardła moc poruszała do głębi. Bo nikt, tak jak Jedyna, nie potrafił przekazywać zawartych w muzyce emocji, poruszać ludzkich serc. Ta dziewczyna zaprezentowała mu jednak zupełnie inny rodzaj śpiewu. Nie wiedział, czy miała silny głos. Nie popisywała się jego możliwościami. Ona śpiewało cicho, dyskretnie, nie dając z siebie wszystkiego. Jednak dźwięki płynące z jej gardła zdawały się, tak jak jej postać, pochodzić z bajki.
- Zaczekaj do końca przesłuchań – powiedział Bohater.
- Czemu kazałeś jej czekać? – spytał Jaśniejący, kiedy wyszła.
- Jest niezwykła. Bierzemy ją – oznajmił Bohater. Jego oczy jaśniały z podniecenia.
- A reszta?
- Przesłuchamy je, bo nie wypada inaczej, ale zaangażujemy Legendarną.
- Ile tu kwiatów – rozpromieniła się Jedyna, kiedy Niedźwiedź wwiózł ją do salonu. Po operacji miała problemy z równowagą i nie była w stanie poruszać się samodzielnie. Liczyła jednak, że to z czasem ustąpi.
Natychmiast zapomniała, że jeszcze przed chwilą, gdy Niedźwiedź wyjmował ją z samochodu i sadzał na wózku inwalidzkim ukrywała twarz, wtulając ją w jego ramie. Nie chciała, żeby te dziennikarskie hieny robiły jej zdjęcia w tym stanie. Pracownicy drugorzędnych gazet nie mieli w sobie za grosz zrozumienia dla ludzkiego cierpienia. Nękali ją i jej rodzinę od kiedy tylko znalazła się w szpitalu. Byli szybsi, niż Niedźwiedź. Jeszcze przed nim zadzwonili do Znającej i Tutejszego. Właśnie tak jej rodzeństwo dowiedziało się, że coś jej jest. Dzwoneczek wystosowała oficjalną informację do prasy, ale to pismakom nie wystarczyło.
- Mama! - Waleczny przypadł do jej kolan. – Ale masz super pojazd! Będę mógł się przejechać?
- Pewnie – zmierzwiła mu włosy ręką. – Tylko musisz poprosić tatę, bez takiego wspaniałego kierowcy, nie jeździ się nim już tak super.
Tancerka do niej nie podeszła. Stała przy boku Dumnej, ich opiekunki. Była starsza. Rozumiała więcej. Bandaże na głowie mamy niezmiennie wzbudzały w niej niepokój.
- Trochę za dużo tych kwiatów – powiedział Niedźwiedź, choć jak tylko zamknął usta, poczuł, że poruszył niewłaściwy temat.
- Dlaczego?
- Wygląda tu, jak na cmentarzu.
- No co ty? – Jedyna uśmiechnęła się. – To takie miłe, że ludzie o nas myślą.
- Tak. A wiesz, ten duży bukiet jest od Pięknej.
Nawet dawna wokalistka Rybek o niej pamiętała.
- Trudno w to uwierzyć.
- No to co, skończyliśmy? – spytał Jaśniejący zacierając ręce z zadowolenia.
- Tak – zgodził się Niosący.
Tylko Bohater się skrzywił. Tym razem pracowali we trzech i to nie w studiu należącym do WMFF. To był pomysł Jaśniejącego, żeby skorzystać ze studia i umiejętności Niosącego. Bohater się na to zgodzić. Lubił próbować nowych rzeczy, zwłaszcza, jeśli liczył, że mogą dodać jego nagraniom nową jakość, ale teraz tego żałował.
Z Niosącym współpracował od dawno. Na początku był kimś na kształt mentora i opiekuna dla wszystkich chłopców grających w Masarzu Mózgu. Wydawała ich też jego firma fonograficzna. Na trzeciej światowej trasie Supernowej ci grali po kilka utworów przed ich koncertami. Potem ich drogi nieco się rozeszły. Tylko Niosący jakoś został i Bohater nieraz korzystał z jego usług jako basisty. Po tym, kiedy Zręczny uznał, że jest zmęczony życiem w drodze, Niosący grał nawet z Supernową w czasie ich ostatniej, czwartej wielkiej trasy. Okazało się jednak, że potrafi jeszcze więcej i że ma większe ambicje. Niosący był niezłym gitarzystą, wokalistą i, jak twierdził Jaśniejący, technikiem dźwięku. Z tym ostatnim Bohater nie był jednak gotowy się zgodzić.
Nie podobało mu się też miejsce, w którym pracowali – stary, drewniany dom, stojący w głuszy daleko na południe od Małego Portowego Miasta. Owszem, w oddali, jak w domu szumiało morze, a Niosący miał tu urządzone naprawdę profesjonalne studio, ale pomieszczenia były stanowczo niedogrzane, a w kranach brakowało ciepłej wody. Bohater był mieszczuchem i lubił mieć zapewnione podstawowe wygody.
- Coś ci nie leży? – spytał Jaśniejący.
- Jak dla mnie, to zepsuliście moją piosenkę – walnął prosto z mostu.
- Ale...
Tak, do tej pory najczęściej to Jaśniejący miał rację i umiał poprawić jego utwory tak, żeby stawały się prawdziwymi przebojami. Teraz jednak wydawało mu się, że przyjaciel posunął się za daleko i zniszczył jego pomysł. Może Jaśniejący się wypalił? Chyba na każdego musi przyjść taka chwila? A może to z nim było coś nie tak?
- Posłuchaj...
- Nie. – Bohater wstał. – Jestem zmęczony i może nie potrafię jasno myśleć. Porozmawiamy o tym jutro. Ale obawiam się, że trzeba będzie wszystko nagrać od nowa. – Ruszył w stronę drzwi.
- A dokąd ty idziesz? – Spytał Jaśniejący.
Bohater zatrzymał się. Zmarszczył czoło. Nie zrozumiał zadanego pytania.
- Przecież możesz nocować tutaj. Miejsca jest dużo.
- Oczywiście. Zapraszam – dodał gospodarz, uśmiechając się przyjaźnie. – Większość osób korzystających z mojego studia też tu nocuje.
Bohater pozostał jednak zdenerwowany i spięty.
- Nie. Dzięki. Wynająłem sobie pokój niedaleko stąd.
- W porządku. – Jaśniejący uznał, że nie ma co naciskać. Od kiedy Bohater powiedział, że zepsuli mu utwór, jego oczy jakoś niepokojąco błyszczały. – To co, widzimy się o ósmej?
- W porządku – zgodził się Bohater, co miało oznaczać, że przed dziewiątą na pewno go nie zobaczą.
Będą mogli się wyspać i jeszcze podyskutować, zanim przyjedzie.
- To do jutra. – Wyszedł, chciał znaleźć się jak najdalej od Jaśniejącego i Niosącego, wziąć gorący prysznic i o wszystkim zapomnieć.
- Żeby naświetlać tylko guz, a nie inne partie mózgu, co mogło by być dla nich zabójcze, założymy ci to na głowę. – Lekarz zaprezentował Jedynej coś, co wyglądała jak metalowa korona. Już wcześniej jej o tym mówili. Usłyszała też nazwę tego ustrojstwa, ale nie potrafiła, a może nie chciała jej zapamiętać. Bardzo się starła, żeby to, w czym brała udział, nie stanowiło jej rzeczywistość. – Przykręcimy do czaszki. Nie może się przemieścić. - To było tylko przedstawienie, niezbyt przyjemne i niezbyt udane. – Użyjemy maści znieczulającej.
Chyba przez chwilę wierzyła, że maść może naprawdę zniwelować taki ból. Szybko jednak odkryła, że wprowadzono ją w błąd. Pewnie celowo. Miała się nie bać. Czyżby cierpienie było lepsze, niż strach?
Po jej skroniach płynęła krew. Ciepła i lekka wlewała jej się do ucha. Po policzkach ciekły łzy. Przynajmniej mogła potem powiedzieć, że to łzy bólu. Na szyi krew i łzy mieszały się ze sobą.
Niedźwiedź zbladł widząc ją w tym stanie. Nie mówił potem o tym, ale przecież go znała, musiało mu się zrobić niedobrze. Zdawała sobie sprawę, że wygląda jak ktoś, kogo poddano torturą. Może jak sam boży syn, dwa tysiące lat wcześniej, tuż przed kaźnią.
Spotykało ją to regularnie. Ból nie był w sumie aż tak zły, nie tak zły, jak upokorzenia, których doznawała.
- Sama zafundowałaś sobie tę chorobę – powiedział wysoki lekarz, kolejny w galerii mężczyzn w białych fartuchach, zimny i niedostępny. – Palenie, nadmierne picie, to proszenie się o raka.
Nie odpowiedziała wtedy. Nie znalazła słów. Czuła się jakby ją uderzył i to mocno. Bardzo mocno. Rzuciła palenie już lata temu. A picie? W Zimnym Kraju picie uważano za całe zło tego świata. Ale tak naprawdę, czy to mogło być aż tak złe, że parę razy w życiu się upiła? Nie zrobiła tego sama.
- Wiesz, kupiłem sobie ostatnio gitarę produkcji Świętego – powiedział inny lekarz, dużo później, ale w czasie tych samych tortur. Ten miał długie włosy i ciągle się uśmiechał. A czy powinien, w obliczu jej cierpienia? – Ponoć te gitary są najlepsze. Jak myślisz?
Jak mógł ją teraz pytać o coś takiego?
- Nie znam się. – Nie chciała z nim rozmawiać.
- No tak, pewnie powinienem o to pytać Bohatera. Może mogłabyś nas poznać? Wiesz, gram w kapeli. Dobrze by było, gdyby ktoś, kto siedzi w tym interesie nas posłuchał.
Cholernik nie wiedział co to przyzwoitość i umiar.
Dochodziła dziesiąta, kiedy samochód Bohatera zajechał cicho pod dom Niosącego.
- I jak noc? – spytał go kurtuazyjnie Jaśniejący.
- Okazało się, że znalazłem bardzo miły hotel. – Bohater uśmiechnął się. Był znacznie spokojniejszy, niż poprzedniego dnia. – Dużo myślałem. Zabiliście moją piosenkę. Naprawdę musimy zacząć od początku.
Zaczęli, nie mieli wyboru. Ale Bohaterowi nie podobało się nic, co Niosący by wymyślił. W końcu dwaj producenci zaczęli dostawać głupawki.
- Zagrajmy to jako utwór mocnego uderzenia.
- Zagrajmy jak pościelówę.
Niosący był załamany. Jeszcze nigdy nie pracował tak długo nad jednym utworem. On lubił robić wszystko szybko. Bohater tym czasem wciąż był niezadowolony.
- Wiecie co, mieliście rację – powiedział siódmego dnia, według niego rano. – Wasza pierwsza wersja była naprawdę dobra. Weźmy ją.
To była słuszna decyzja. „Filiżanka”, nagrana w głuszy, nastrojowa, solowa płyta Bohatera, spodobała się nie tylko krytykom, ale też słuchaczom i uzyskała status poczwórnej platynowej płyty w Zimnym Kraju. Po raz pierwszy na poważnie śpiewał o deszczu i morzu, dzieląc się ze światem impresjami ze swojego rodzinnego miasta. Rodacy to docenili i obsypali go nagrodami. Kiedy już nie gonił za uznaniem, przyszło samo.
Bohater rozglądał się. Oczywiście dyskretnie. Był w ważnym miejscu, wśród ważnych ludzi. Ubrany w czarny garnitur i białą koszulę czuł się bardzo nie swojo. Strój, który dla wielu mężczyzn na świecie był strojem codziennym, wydawał mu się zbyt ekscentryczny, ale takie dostał wytyczne. Ponoć nie wypadało się ubrań inaczej na spotkanie z królem.
Jedyna i on mieli odebrać z rąk króla medal za zasługi dla kraju.
Co takiego zrobili? Nic. Zawsze dbali tylko o swoje interesy. Tak, że wydawało mu się to trochę naciągane. Ale ich działalność muzyczna, zapewne służyła za niezłą promocję dla Zimnego Kraju, który nie miał wiele do zaoferowania światu, poza swoimi artystami.
Poprzedniego dnia Jedyna powiedziała przez telefon, że postara się przyjść. Ale w jej stanie mogło to znaczyć cokolwiek. Bardzo chciał ją zobaczyć. Nie powinien jednak na to liczyć, nie powinien na nią czekać.
Nagle dostrzegł ją w tłumie. Chuda i blada, co jeszcze uwydatniały czarna garsonka i kapelusz, szła ku niemu wsparta na ramieniu Niedźwiedzia.
Po co był jej ten kapelusz? Zapewne straciła włosy, ale przecież przez lata i tak strzygła się na paromilimetrowego jeża. Nie byłoby dużej różnicy.
Tylko przez moment się nad tym zastanawiał. Potem rozpłynął się w uczuciu radości. Znów mógł mieć ją obok siebie. Znowu byli Supernową.
- Mógłbyś grać na gitarze w czasie trasy. – Bohater tego nie zaproponował, on stwierdził fakt. „Filinżanka” sprzedawała się tak dobrze, że trasa po Zimnym Kraju była konieczna, a Bohater lubł otaczać się na scenie ludźmi, których dobrze znał.
- Ale ja jestem basistą – zaprotestował Niosący.
- W studiu grałeś na gitarze.
- To było w studiu.
- Jakby nie było, potrafisz.
W środku nocy Jedyna otworzyła oczy. Kiedy przyglądała się ciemności, łatwiej było uwolnić się od myśli. Tylko na kilka sekund. Ale to zawsze było coś. Właściwie niczego nie widziała, a jednak jej obolały mózg rejestrował teraz jakieś wrażenia wzrokowe. I to pomagało.
Uśmiechała się, kiedy w czwórkę siadali do kolacji. Tancerka coś paplała. W końcu udało jej się pokonać strach. To był jeden z powodów, dla których nie mogła pokazać, że ma dość. Kiedyś była silną, sławną kobietą. A jeszcze wcześniej dziewczyną pełną wiary. Nawet jeśli nie całkiem tak było, teraz o tym nie pamiętała. Teraz... To, co dobre, wydawało się pozostawać za nią. Teraz było tylko upokorzenie i ból.
Kiedy wieczorem siedziała sama w salonie była bliska płaczu.
- Jestem nietoperzem! – krzyknął Waleczny wpadając nagle do pokoju. Na szyi miał zawiązaną jej czarną apaszkę. Odrzucił ją do tyłu, tak że utworzyła płaszcz. A może skrzydła?
Roześmiała się wtedy. Jeszcze to potrafiła. Syn chyba nie zauważył, że nie śmiała się już tak czysto, jak kiedyś.
Teraz otulona ciemnością i dzięki temu niewidoczna, nie musiała już przed nikim udawać. Po jej policzkach popłynęły łzy. Nie wierzyła, że da radę przebrnąć przez to, co zgotował jej los. Nie wierzyła, że czeka ją jeszcze coś dobrego. Koniec zmagań wydawał się zbyt odległy. I żeby jeszcze chociaż wiedziała, z czym się zmaga. Lekarze znaleźli kolejny guz, tym razem w lewej piersi. Mówili, że to, co wyrosło w głowie, mogło być przyrzutem. Przeszukiwali jej ciało nowoczesnymi maszynami. Nie rozumiała tego, co robili. Dzięki ich leczniczym miksturą wymiotowała i traciła włosy. Miała dość.
Rozmowy na żywo przez sieć, nazywane potocznie gadkami stawały się coraz popularniejsze. Bohater też musiał odrobić swoje przy klawiaturze i pogadać z fanami. Z jednej strony było to bardzo miłe, mieć kontakt z ludźmi, którzy uwielbiają twoją muzykę i chcą ci to powiedzieć. Z drugiej, było też straszliwie nudne. Po sto razy pytano go już, kiedy powstała Supernowa i skąd wzięła się jej nazwa. A przecież wszyscy już powinni to wiedzieć.
„Jak czuje się Jedyna?” – często zdarzały się też takie pytania.
„Dużo lepiej. Pisze piosenki i tańczy“ – odpowiedział. Nie wiedział, co go podkusiło, może sam chciał wiedzieć, jak się czuła. Sam chciał, żeby jego słowa były prawdą.
„Czy wydacie płytę w przyszłym roku?”
„Może” – w to też chciał wierzyć. W wywiadach dla gazet i radia też mówił takie brednie. Jedyna nie chciała, żeby ludzie wiedzieli, jak jest z nią źle. A może to raczej Niedźwiedź tego nie chciał? On był tylko przyjacielem, czy współpracowników. Kimś, kto w niczym nie mógł pomóc, tylko wierzyć. Wydali drugą część kompilacji zawierającej ich największe przeboje. To zastało zaplanowane, zanim zachorowała.
- Promuj sam naszą płytę – powiedziała mu przez telefon obco brzmiącym głosem. – Interes musi się kręcić. – Czy na pewno wiedziała, co mówi?
„Ale wiadomo, skomponowanie piosenek, nagranie, wybranie materiału, to wszystko zajmuje czas. Więc, zobaczymy.” – Napisał. Oczywiście, że jeszcze komponował dla Supernowej. Ale nie rozmawiał o tym z Jedyną. Nie była jeszcze gotowa na takie rozmowy.
„Czy to prawda, że w telewizji Wąskiego Kraju powiedziałeś, że wydacie płytę w tym roku?” – Wielu ludzi nie czytało wpisów swoich poprzedników.
„Nie. To nie prawda. Nie powiedziałem tego.”
„Ile miałeś lat, kiedy pierwszy raz poszedłeś z dziewczyną do łóżka?” – O takie rzeczy ludzie też pytali.
„Czterdzieści trzy”.
„Lubisz samochody. Masz samochód wyprodukowany w Zimnym Kraju?”
„Nie. Ale mam złotą rybkę. Nazywa się Kudłaty.”
„Dawno nie było nic o tobie słychać”
„Dużo czasu zajmuje mi opieka nad rybką.” – Wiele razy tego dnia wspominał o rybce. Tak go jakoś naszło. Jakiś czas wcześniej wmówił dziennikarce, że w kuchni w domu w Małym Portowym Mieście ma klatkę z wypchaną papugą, bo brak mu czasu na opiekę nad żywym zwierzakiem. W sumie, gadanie głupot stanowiło chyba jakiś rodzaj wentylu bezpieczeństwa. Gdyby miał podchodzić do tych wszystkich pytań poważnie, w końcu by tego nie zniósł.
„Kto jest twoją największą inspiracją?”
„Moja rybka.”
„Czy kiedy pokazujecie się razem, Jedyna i ty, ustalacie, w co się ubierzecie?”
„Kiedyś tak robiliśmy. Chodziliśmy nawet razem na zakupy. Ale to było dwadzieścia lat temu.”
„Co sądzisz o tym, że ludzie ściągają z sieci rzadkie piosenki Supernowej?” – Były też jednak pytania sensowne, nad którymi trzeba było się na chwilę zatrzymać.
„Jeśli są naprawdę rzadkie, to w porządku” – napisał. W sieci pojawiło się parę nagrań, których sam od lat nie słyszał i o których istnieniu zapomniał. Skąd ludzie je mieli? Wokół niego tyle się działo, że nie był w stanie wszystkiego ogarnąć. – „Oczywiście jednak lepiej byłoby dla muzyków, firm fonograficznych i świata, gdyby ludzie kupowali płyty.”
„Co myślisz o wojnie w Kraju Ropy?”
„Jest zupełnie zbędna.” – Nie lubił publicznie wypowiadać się o polityce. Jego poglądy były jego sprawą. Niektóre rzeczy musiały jednak zostać powiedziane.
„Czy to prawda, że Jedyna miała raka?” – I znowu to.
„Cóż, miała operację zeszłej jesieni, ale teraz czuje się już lepiej.” - Na to pytanie po prostu nie mógł odpowiedzieć. Jedyna nie chciała, żeby mówić o jej chorobie, zresztą, sam za mało wiedział, by napisać coś sensownego.
Niedźwiedź otworzył drzwi garażu i wyszedł przez nie na podjazd.
- Czy mógłbyś się przemieścić na chodnik? – spytał reportera, który rozstawił masywny aparat na statywie tarasując mu drogę.
- Nie mogę – zaprotestował reporter, ale głos mu zadrżał. – Szef mi kazał. – Dodał w ramach wyjaśnienia. – To był młody, szczupły człowiek. Zapewne myślał, że szpiegując rodzinę sławnej kobiety walczy o lepszą przyszłość. Może tak zresztą było naprawdę.
- Ale jak ja mam wyjechać? – Niedźwiedź wciąż jeszcze próbował załatwić wszystko w pokojowy sposób.
- No, nie wiem – przyznał reporter, ale nie ruszył się z miejsca.
- Mam zadzwonić po policję?
- Chyba tak – reporter rozłożył ręce. On też nie chciał się awanturować.
Ale nie wszyscy byli tam mili. Niedźwiedź i Jedyna przesiedzieli nie jeden wieczór po ciemku, żeby tylko nikt nie mógł zrobić im przez okno zdjęcia.
Jedyna nie mogła pozwolić sobie na łzy. To wiedziała dobrze. Co prawda nie potrafiła sformułować żadnej wypowiedzi, to jednak wciąż myślała i czuła. Może już niedługo? Choć... Teraz mniej bała się śmierci, bardziej faktu, że być może już nigdy nie zdoła porozumieć się z mężem i dziećmi, uzewnętrznić drzemiących w niej uczuć. Że już nigdy nie zaśpiewa. O tym też myślała.
„Skrupulatny Tułacz wyznał nam - mój brat sam przyznaje, że jego piosenki nie są dobre. Niedawno nawet o tym rozmawialiśmy, a on powiedział, że po prostu innych nie umie pisać. Chociaż przyznaję, że zrobił spore postępy w tym, czym się zajmuje. Jest teraz bardziej odprężony na scenie, bardziej profesjonalny.”
Bohater złożył gazetę. Niezupełnie to powiedział bratu. Zresztą, to miał być żart. Ale pewnie też nie zupełnie to Skrupulatny powiedział dziennikarzom. Z nimi już tak było, przedstawiali wszystko tak, jak chcieli. No a Skrupulatny nie miał z nimi obycia. Starał się trzymać z dala od splendoru i atmosfery skandalu otaczających Bohatera. Sam był poważnym człowiekiem pnącym się po szczeblach uczciwej, statecznej kariery.
Bohater skrzywił się. No tak, popełnił ogromną zbrodnię, której nie tylko wielu rodaków, ale i znajomych nie potrafiło mu wybaczyć. Stał się bardzo bogatym człowiekiem. I na dokładkę dorobił się w tak niepoważny sposób, nie będąc przy tym nawet kimś, kogo talent zapierał by dech w piersiach.
Promienie słońca tańczyły na krawędzi stołu ustawionego w ogrodzie. Jednak rozłożona przed Jedyną kartka papieru znajdowała się w cienie.
Sięgnęła do pudełka po suchą, niebieską pastele. Nakreśliła na kartce łuk, potem roztarła go ręką. Od zawsze lubiła malować i rysować. Kiedyś Bohater chciał nawet kupić od niej kilka obrazków i umieścić w swojej galerii. Jej dzieła nie były jednak na sprzedaż. Tworzyła tylko i wyłącznie dla siebie, żeby odpocząć, żeby się wyciszyć. Tak było kiedyś i tak było teraz, chociaż nie umiała już malować tak, jak dawniej. Nic nie było tak, jak dawniej.
Przekrzywiła głowę i przyjrzała się swojemu dziełu. Widziała tylko jednym okiem i nie całkiem panowała nad swoim ciałem. Zapomniała też jak z liter składa się słowa, a z nich zdania. Czytanie nigdy nie było jej pasją, ale zupełny brak umiejętności czytania stanowił poważny problem.
Cóż, najważniejsze było, że żyła, że wciąż mogła rysować i grzać się w słońcu.
- Tu będziecie spać.
Było już późno, kiedy Niosący zaprowadził Bohatera i Jaśniejącego, do pokoju, który dla nich przygotował. Najpierw zajmowali się tym, co ważniejsze, a więc pracą w studiu. W sprawie noclegu postanowi mu zaufać.
Pchnął drzwi i zapalił światło. Coś szurnęło. Jakiś drobny kształt zniknął pod jednym z łóżek.
No pięknie – przemknęło przez głowę Niosącego. – Oby nie zauważyli.
Ale zauważyli.
- Co to było? – spytał Bohater swoim miękkim akcentem dzieciaka z zachodniego wybrzeża. Niosącego niezmiennie śmieszył jego sposób mówienia w połączeniu z ciuchami Bohatera i całym jego zgrywaniu się na eleganckiego, światowego człowieka. A jeszcze przy tym zaskoczeniu w oczach i wyrazie niesmaku na twarzy Niosący potrzebował sporo mocnej woli, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Zdawało ci się.
- Pewnie.
- A wiecie co – powiedział Jaśniejący, śmiejąc się pod nosem, kiedy tuż przed południem zasiedli razem do śniadania. – Wchodzę sobie dziś do łazienki, a tam na półeczce siedzi sobie mysz i obgryza moją szczoteczkę do zębów. Coś koty się nie popisują.
- Za dobrze je karmię – stwierdził Niosący.
- A więc tam naprawdę była mysz. – Na twarzy Bohatera znów pojawił się wyraz niesmaku.
- Może i była – przyznał Niosący.
- Więc czemu...?
- Żebyś nam nie prysnął.
- No hej!
- Kto cię tam wie.
- Słodki nie ma czasu, ale przecież ty mógłbyś zmiksować naszą płytę. – Bohater miał kolejne zadanie dla Niosącego.
- Nigdy tego nie robiłem.
- Ale technicznie wiesz jak, a tam naprawdę nie ma wiele do zrobienia.
- Dzisiaj premierę miał nowy teledysk Momentu Chwały – oznajmił dziennikarz. – Co byś mógł o nim powiedzieć?
- Że trzeba go obejrzeć – zaśmiał się Bohater. – A poważnie, to jeden film do dwóch piosenek, „Los marzycieli” i „Kamień na brzegu jeziora”, w dużej mierze animowany. Na prawdę miła rzecz.
- Dlaczego w końcu zdecydowaliście się nagrać nową płytę?
- Nie miałem co robić. A poważnie, okazało się, że ludzie ciągle nas potrzebują. W ostatnich latach najpierw wydaliśmy kompilację przebojów, potem płytę z zarejestrowanym koncertem. Czyli jeszcze raz to samo. To był bardzo dobry koncert, ale jednak, znów „Równy” i „Wakacje”. Potem był „Międzyczas”, zbiór nigdy nie wydanych utworów, które jakoś tak zarejestrowaliśmy przy okazji różnych spotkań. I wszystkie te płyty się sprzedały. Przyszła więc pora na „Znajdź pięć różnic”.
- Skąd tytuł?
- To oczywiste. Jest nas pięciu i bardzo się przez te lata zmieniliśmy.
- A jak do tego doszło, że grasz na ukulele?
- Chciałem kupić gitarę, ale w sklepie było ukulele. Kupiłem też książkę o nauce gry, ale nigdy jej nie przeczytałem. Człowiek najlepiej uczy się grać na jakimś instrumencie, komponując na nim.
- Czy Supernowa jeszcze coś nagra?
- Na pewno. Ale kiedy, to oczywiście zależy od Jedynej. Ona pracuje teraz nad solową płytą.
- Jak się czujesz? – spytała młoda dziennikarka.
- Jest już lepiej – powiedziała powoli. – Dochodzę do siebie – dodała. Pochyliła lekko głowę. Otarła kącik oka czubkiem palca wskazującego. – Ciągle jeszcze się wzruszam, kiedy wracam myślami do tego, co było.
Ale nie chodziło tylko o to, przez co przeszła. Cieszyła się, że żyje. A jednak czuła żal, że nie jest już tym, kim była. Okrągła, spuchnięte od sterydów twarz, która przecież nie była jej prawdziwą twarzą, miała z czasem wrócić do normy. Co do innych spraw, lekarze nie byli już tak optymistyczni. Poruszała się powoli, z wielkim trudem. Podobnie formułowała myśli. Czy jeszcze była sobą? Rzadko o tym myślała, bo i na to brakowało jej siły.
- Dotarła do nas plotka, że pracujesz nad nową płytą? – na szczęście dziennikarka zmieniła temat.
- Tak – odparła. – Wolno mi to idzie, ale już zaczęłam nagrywać. To będzie coś w Języku Ważnej Wyspy.
Moment Chwały uczcił swoje dwudziestopięciolecie trasą koncertową i kolejną płytą z największymi hitami.
Niosący uniósł do ust pokaźnych rozmiarów kubek herbaty. Miał nadzieję na chwilę relaksu. Nie zdążył jednak wziąć łyka gorącego płynu.
Drzwi studia skrzypnęły i stanął w nich Bohater, choć jeszcze przed chwilą siedział przy kuchennym stole i coś gryzmolił w zeszycie.
- Napisałem nową piosenkę – oznajmił. – Możemy ją od razu nagrać.
- Możemy – zgodził się Niosący. To, co ostatnio robili, wydawało się zupełnie szalone. Ale tak było dobrze. Tworzyli coś nowego i naprawdę dobrego. Bohater wymyślił sobie płytę-projekt, jakby stworzenie zespołu do jednorazowej produkcji. Nazwał go „Syn hydraulika”, bo przecież nim właśnie był. Poświęcił nawet jeden utwór swojemu ojcu. To był eksperyment, a nie część jego kariery. Nikt na tę płytę nie czekał, mogła więc być jakakolwiek. Mogła być wspaniała! Uczucie bezgranicznej wolności świetnie wpływała na wszystkich zatrudnionych przy projekcie, budząc w nich niespożyte pokłady kreatywności.
- Weźmiesz na trasie rolę głównego gitarzysty? – spytał Bohater.
- Ja? – zdziwił się Niosący.
- Wieloryb nie ma czasu. Chce wiedzieć, czy szukać kogoś obcego, czy zagrasz?
- Zagram.
- Jak się czujesz? – spytał Bohater przez telefon.
- Jest w porządku. Dziękuję – odpowiedziała Jedyna. Jej głos brzmiał obco. Nie lubiła odpowiadać na to najczęściej zadawane jej pytanie.
- Chciałbym, żebyśmy coś jeszcze razem nagrali.
Jakiś czas wcześniej udało mu się ściągnąć ją do studia. Zarejestrowali wtedy dwa utwory, które potem zostały dodane do kolejnej składanki z przebojami Supernowej. Choć nie. Było inaczej, ale chyba żadne z nich już tego nie pamiętało. Wtedy, chyba pierwszy raz w historii ich współpracy, to Jedyna zadzwoniła do niego i spytała, czy nie mógłby napisać dla nich czegoś nowego.
- Nie teraz. Nie mam na to siły.
- W porządku. Nie ma sprawy. – Co innego można było powiedzieć człowiekowi, który cudem uniknął śmierci? Bohater nie mógł nalegać. Chciał jednak więcej.