Kejti's Factory - Opowiadanie




"Nie chcesz tego wiedzieć"

12. A życie toczy się dalej


Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska


Żona Niosącego, Muszla, stanęła w drzwiach studia.
- Chodźcie na kolację – powiedziała.
- Dobra, już. Przyszłaś w samą porę, akurat potrzebujemy przerwy – oznajmił Niosący.
Kiedy dotarli do kuchni, a Bohater i Jaśniejący usiedli przy prostym, drewnianym stole, Niosący wyciągnął butelkę wina.
- Przyda nam się – oznajmił.
- Ja nie piję – zaprotestował Bohater. – Chciałbym jeszcze nagrać dziś wokal.
- To może tym bardziej powinieneś się napić – zaśmiał się Jaśniejący.
- No – przytaknął Niosący. – Był byś bardziej wyluzowany, to może lepiej by ci szło.
- Bądźcie przez chwilę poważni.
- Ty zawsze tak.
Uwielbiali dogryzać Bohaterowi i się z niego podśmiewać. A on nie wiedzieć czemu to znosił, choć sam, do wielu spraw nie potrafił podejść z mniejszym zadęciem. Nie mógł więc nie budzić śmiechu.

- Musimy skończyć na dziś – oznajmił Bohater, choć nie było jeszcze późno. – Tu jest za zimno, żebym mógł tu przebywać. A co dopiero pracować.
Faktycznie, siedział w studio w kurtce i rękawiczkach, a jego nos przybrał sinofioletową barwę.
- Tu nie jest zimno – zaprotestował Niosący. – Gdybyś zaczął normalnie jeść, to byś nie marzł.
Bohater już przed kilku laty wyeliminował ze swojej diety wszelkie tłuszcze. Dało to efekt, o którym od dawna marzył – w końcu był naprawdę szczupły. Niestety zaczął też okropnie marznąć. Jednak dla wymarzonego wyglądy Bohater dużo potrafił wycierpieć.
- Gdybyś zamontował tu porządne ogrzewanie, wszystko byłoby jak trzeba – odpowiedział.

- Nie będziesz mieć nic przeciwko, jeśli wpadnie dziś moja siostra? – spytał Niosący.
- Czemu miałbym mieć? – zdziwił się Bohater. Znowu pracowali razem w studiu Niosącego. Już od dawna Bohater nagrywał praktycznie tylko u niego. Zaczął nawet tam nocować. Życie szło w przód, zmieniali się ludzie i miejsca. Wciąż ciężko było mu znieść częsty brak ciepłej wody. Polubił jednak żonę i córki Niosącego. Nie raz już jedli razem posiłki i żartowali. Było trochę tak, jakby on też stał się częścią ich rodziny, starszym, bogatym wujkiem.
- Wiesz, jak byliśmy nastolatkami, kochała się w tobie – powiedział Niosący.
Bohater uśmiechnął się.
W dawnych czasach pokój siostry Niosącego pełen był plakatów, z których szczerzyła się twarz Bohatera. Koncert Momentu Chwały był zresztą pierwszym koncertem, na jakim był. Kolegom, słuchającym mocniejszej muzyki, mógł się tłumaczył, że po prostu poszedł z siostrą. W tamtych czasach wstydził się powiedzieć, że sam był ich fanem. On z kolegami grał zupełnie inną muzykę. A jednak głos Bohatera robił na nim niesamowite wrażenie. Kiedy, jako młodzieniec, dorabiał sobie myciem podłóg w szpitalu psychiatrycznym, jednemu z pacjentów rodzice przynieśli kasetę z „Przejażdżką” Supernowej. Ten utwór go powalił. To było naprawdę coś wielkiego. Nie raz już dzielił się z Bohaterem tymi wspomnieniami. A Bohater zawsze się z nich śmiał.
- I może się głupio zachować – dodał Niosący.
- Przyzwyczaiłem się – odparł Bohater.

- Dlaczego nie zgodziłeś się na zdjęcia w czasie wywiadu? – Od tego zaczęła młoda dziennikarka, z którą zgodził się spotkać w swoim gabinecie w mieszkaniu w Mieście na Wyspach. W miejscu, które miało być jego prywatnym, małym studiem. Nic jednak nie wyszło z tego pomysłu. Nie lubił nagrywać sam.
Dziennikarka pracowała może w niezbyt renomowanej gazecie, ale Bohater uznał, że mimo wszystko była nieco zbyt bezczelna.
- Stylizujesz się, jakoś specjalnie na sesje zdjęciowe?
- Nie - odparł. – Gdyby był tu profesjonalny fotograf, ubrałbym się tak samo. Założyłbym tą samą koszulę, te same buty. Ale na spotkanie z fotografem robie makijaż. Trzeba ukryć, że nie zawsze chce mi się ogolić i to. – Wskazał ręką na zwiotczałą skórę na szyi. Mam za dużo zdjęć, na których wyglądam fatalnie.
Dziennikarka uśmiechnęła się krzywo. Chyba, gdyby nie planował następnej solowej płyty, nie zgodziłby się na ten wywiad. Wiedział, że początkowo dziewczyna w ogóle nie miała pytać o jego planach na przyszłość. Ale Dzwoneczek to na niej wymogła, grożąc, że w ogóle nie skontaktuje jej z Bohaterem.
- Jaki tworzyliście z Jedyną zespół?
Tworzyliście? Szczęki Bohatera nieznacznie zadrgały.
- Zawsze się uzupełnialiśmy. I byliśmy z sobą naprawdę bardzo blisko. – Żeby to zademonstrować splótł palce wskazujące obu dłoni. - Możemy się długo nie widzieć, a i tak jesteśmy sobie bliscy. – Nie mógł powiedzieć tego w czasie przeszłym.
- Jak się dowiedziałeś o chorobie Jedynej?
Musiała o to zapytać. Świat chciał wiedzieć o wszystkim.
- Byłem w samochodzie, kiedy zadzwonił telefon. Parkowałem pod domem. I potem, zanim doszedłem do swoich drzwi, pomyślałem, że to nie może być prawda.
- Co jej powiedziałeś w szpitalu?
- Nie wiem, czy powiedziałem coś szczególnego.
- Planujesz więcej dzieci? – wiedział, że ten wywiad ma dotyczyć głównie jego rodziny, ale taka zmiana tematu go zmroziła.
- Nie. Jesteśmy za starzy. Mieliśmy wcześniej inne rzeczy do zrobienia i nie zdążyliśmy się za to zabrać zawczasu.
- A chciałeś mieć więcej dzieci?
- Tak. Ale ostatnio Skrzydlaty dostał żółwia i to nam musi wystarczyć.
- Jak czujesz się jako stary człowiek?
- Pewnie niedługo trafi mnie atak serca, ale nigdy nie czułem się lepiej. – Taka była prawda i mógł to powiedzieć, choć nie czuł się komfortowo w czasie tej rozmowy. – To, jak człowiek się czuje, zależy od tego, kim jest. Starszy człowiek już wie, kim jest. Ma jakąś pozycję, żonę, dziecko. To wszystko daje poczucie bezpieczeństwa. A dziecko, to jak wyższy poziom w grze komputerowej. Myślę, że nawet mój syn to zrozumie. – Uśmiechnął się lekko.
- Jakim jesteś ojcem?
- Rozpieszczającym. I... To pewnie źle. – Podrapał się w kark. – Ale, kiedy byłem dzieckiem, marzyłem, żeby ojciec kupił mi na raz trzy zabawki. A przecież też byłem rozpieszczany. No więc ja kupuję na raz trzy.
- Co robisz razem ze Skrzydlatym?
- Gramy na komputerze, jeździmy gokartami. Jak mówiłem, rozpieszczam go. Staram się go też zabierać, kiedy wyjeżdżam gdzieś z koncertami, co oczywiście nie zawsze jest możliwe.
- Czy Skrzydlaty ma talent muzyczny?
- Ma słuch. Ale muzyka niezbyt go interesuje. Jak jego mamę, która w ogóle nie ma słuchu. On nawet nie lubi moich piosenek. – Roześmiał się. - Poza dwiema – dodał.
- A jaką Róża jest żoną? Spędziliście z sobą już wiele lat.
- Ona jest moim najlepszym przyjacielem. Jest trudna. Owszem. Ale rozumiemy się. Dorośliśmy razem.
- Lubisz swój głos?
- Już się przyzwyczaiłem. Ale zacząłem śpiewać w Momencie Chwały, bo nikt inny nie chciał. Ja w sumie też nie chciałem. Kiedyś czułem się zażenowany słysząc, jak śpiewam. Teraz jestem to w stanie znieść, w kawiarni, czy w barze w tle. – Uśmiechnął się. Chyba właśnie dochodzili do pytań o płytę.

- Wiesz, jest fajny konkurs, w którym mogłabyś wziąć udział – oznajmił Miejscowy, po tym, jak wymienili wstępne grzeczności i z grubsza zdali sobie relację z tego, co ostatnio porabiali.
- Teraz przecież jestem w trasie. – Przypomniała Róża. Przyszło jej właśnie do głowy, że Miejscowy jej zupełnie nie słuchał. A przecież ze dwadzieścia minut opowiadała mu o sukcesach trasy Bohatera, promującej jego kolejną solową płytę „Złota rączka”.
Koncerty miały oprawę zrobioną z ogromnym rozmachem i gromadziły rzesze ludzi. Płyta też sprzedawała się dobrze, choć tak Bohater, jak i jego zespól nie byli z niej zadowolenie. „Filiżanka” miała klimat, „Syn hydraulika” stanowił mistrzowskie dzieło, a to był gniot nagrany dlatego, że trzeba było coś wydać. Mieszkańcy Zimnego Kraju po latach w końcu zaczęli czekać na solową produkcję Bohatera i trzeba było zaspokoić ich potrzeby.
Ci mężczyźni – powiedziała w duchu Róża.
- No wiem, przecież mi mówiłaś. - A więc jednak Miejscowy słuchał. – Ale tylko po kraju, no i przecież miewasz jakieś wolne wieczory.
- Raczej poranki.
- Wszystko jedno. Ale posłuchaj, to naprawdę coś dla ciebie. Konkurs sztuki użytkowej. Interesujesz się tym, masz smykałkę...
- Nie przesadzaj.
- A kto urządził bar w waszym hotelu, wymyślił wystrój pokoi... Jesteś w tym naprawdę dobra. I powinnaś zrobić też coś swojego.

Jedyna przyjęła dziennikarza w swoim ogrodzie, wśród krzewów i kwiatów odgradzających ją od zewnętrznego świata.
- Byłem na twojej poprzedniej wystawie – powiedział elegancki, lekko siwiejący mężczyzna. – Wcześniejsze obrazy były właściwie czarnobiałe, te tryskają wręcz kolorami.
- A no tak – zgodziła się Jedyna i się roześmiała.
Malowała od lat, ale nigdy nie traktowała tego poważnie. Kiedyś tworzyła małe pejzażyki, głównie posługując się akwarelami. Tego robić już nie mogła. Jej ręce nie były tak sprawne jak dawniej, nie mówiąc o oczach. Podejrzewała, że lepiej już nie będzie. Odkryła jednak węgiel. Na początku rysowała dziwaczne twarze, poprzez nie oddając targające nią emocje, których nie umiała już opisywać słowami. Potem, kiedy życie stało się znośniejsze, a ona na nowo uczyła się nim cieszyć, w jej pracach pojawiły się kolory, a obok twarzy kwiaty. Dlaczego teraz wystawiała i sprzedawała swoje prace, a nie robiła tego nigdy wcześniej? Może dlatego, żeby pokazać, że można przetrwać, to co ją spotkało i jeszcze potem czymś się cieszyć, robić coś wartościowego. A, że ludzie chcieli mieć jej prace, czemu nie miałaby ich uszczęśliwić? Choć fani utrudniali jej życie, to przecież czuła, że ją kochają i to chyba też jej pomogło przetrwać te najtrudniejsze dni. Tak jej się w każdym razie wydawało.
- Jaki jest tego powód?
- Było źle, a teraz jest dobrze – wciąż się uśmiechała. – Wróciłam do kolorów. One są niezwykłe. Często nie planuję, tego co narysuję. Ale czuję, że muszę zrobić tak i tak. Kiedy połączy się niebieski z szarym, nagle okazuje się, że tworzy się z tego taki spokój i... cisza. Tak. Cisza i spokój.
- Tego potrzebujesz, kiedy tworzysz?
- Nie zawsze. Czasem puszczam muzykę na ful.
- A te twarze? Czy przedstawiają kogoś konkretnego.
- Niektóre tak, inne nie.
- Kogo?
- Nie mogę powiedzieć. Ale sama to wiem. – Wstała od stolika i powoli podeszła do oprawionych już obrazów, ustawionych ciasno, jeden obok drugiego pod ścianą domu. Przez chwilę je przeglądała. W końcu wyciągnęła jeden przedstawiający trzy szare, chude, kobiece twarze. Wszystkie ściągał grymas bólu, łatwo dostrzegalny mimo prostoty rysunku. – To ja. – Oznajmiła. – Tak się czułam, kiedy byłam chora. Było strasznie. Nic mi się nie chciało i wszystko wydawało mi się niemożliwe. Ta twarz po środku, to ja, kiedy było najgorzej.
- A teraz? Teraz czujesz się już dobrze?
- Tak. Teraz jestem zdrowa. Owszem, biorę jeszcze całą masę leków. Ale mogę rano wstać z łóżka. Był moment, że nie mogłam. Mogę iść na spacer, mogę tworzyć. Jestem zdrowa.
- A twój wzrok?
- Na prawe oko nie widzę prawie wcale. – Przyłożyła ustawioną pionowo dłoń do nosa. – Widzę to, co jest po lewej stronie. Żeby zobaczyć cię całego muszę przekręcić głowę. To jest dziwne, ale już się przyzwyczaiłam.
- Czy myślisz, że możesz wrócić do Supernowej?
- Oczywiście, że nie będę już mogła biegać po wielkich scenach, jak kiedyś. Ale moglibyśmy zrobić coś mniejszego. – Na moment spoważniała. – Już o tym rozmawiałam z Bohaterem. Na pewno coś jeszcze kiedyś razem zrobimy.

Stał na scenie klubu studenckiego, a przed sobą miał tylko kilkaset osób. Wyruszył w trasę, która nie miała mu przynieść dochodu, a do której być może będzie musiał dołożyć. Czasy prawdziwej międzynarodowej sławy minęły. Byli jednak na świecie ludzie, którzy chcieli go słuchać. To dla nich tam był. Zadarł w górę głowę i rozłożył ręce. Każda z jego dłoni była dokładnie tam, gdzie powinna, co nie zdarzyło się nigdy przedtem. Teraz władał tym, co działo się u jego stóp i tym, co na scenie. Jego ręce panowały nad tłumem, każąc mu wiwatować i wskazywały muzyką, kiedy dokładnie mają wejść. A i jego gitara w końcu była dobrze nagłośniona, potrzebna jako element muzycznej układanki. Wiele się przez te wszystkie lata nauczył i teraz przeżywał swój mały, prywatny tryumf. Choć wciąż nie specjalnie potrafił śpiewać, ani grać na gitarze, stał się panem muzyki. A piszczący na sali ludzie przyszli tam oglądać właśnie jego, nie wokalistę super grupy, a tylko i wyłącznie jego – Bohatera Tułacza.

- Jaka jest twoja ulubiona gwiazda muzyki popularnej? – Bohater powtórzył pytanie, które wcześniej zadał mężczyzną z zespołu. Ci, jeden przez drugiego, krzyczeli nazwy grup i nazwiska piosenkarzy, samych przebrzmiałych gwiazd, które jednak na trwałe zapisały się w historii muzyki. Legendarna milczała. Skierował więc obiektyw swojego Super Mądrego Telefonu tylko na nią i powtórzył pytanie raz jeszcze.
Legendarna zarumieniła się. Z okrągłą twarzą otoczoną kręconymi włosami wyglądała niewinnie, jak dziecko.
- Bohater Tułacz – powiedziała cicho.
- Nie – parsknął. – Wymień kogoś innego.
Trochę czuł się zmieszany słysząc jej słowa. Na co dzień zapominał, że była od niego prawie o połowę młodsza i że należała do grona tych, którzy dorastali słuchając jego muzyki. Wciąż nie do końca uświadamiał sobie, jak wiele w życiu dokonał.
- Ale taka jest prawda. – Legendarna zarumieniła się jeszcze bardziej.

- Ale śmierdzą! – krzyknął Bochen i zaczął wywijać skarpetką, gdy Bohater włączył tylko nagrywanie w swoim Super Mądrym Telefonie. Bochen grał z Bohaterem od lat. Wszyscy, nawet on sam, zapomnieli, że był kiedyś przystojnym, szczupłym mężczyzną z czarnym kucykiem. Tylko długość jego włosów została taka sama. Wciąż też był wesołkiem.

Publiczność w Wolnym Mieście oszalała, kiedy Jedyna wyszła na scenę.

- Potrzebujemy kogoś, kto sporządziłby zapis nutowy, do naszych największych hitów. Oczywiście w takiej aranżacji, żebyśmy byli w stanie to zagrać i żeby to dobrze brzmiała z orkiestrą.
- I...? – Niosący już się spodziewał, czego Bohater może chcieć. Jakoś zawsze przychodził do niego z trudnymi zadaniami. Nigdy nie pytał, czy on by mógł. Nigdy też nie prosił. On mówił „zrób to”, jak wymagający szef. Albo jak kumpel, który chciał, by Niosący uwierzył we własne siły. Bo przecież zawsze był w stanie zrobić to, o czym mówił Bohater. Sam w to nie wierzył, póki nie zaczynał próbować. Ale Bohater był od samego początku pewny.
- Mógłbyś to zrobić.
- Wiesz, że nigdy czegoś takiego nie robiłem?
- Ja tym bardziej.
Roześmieli się obaj.

- Gramy z orkiestrą. – Wieloryb przypomniał przed kolejnym występem Niosącemu. – Powinniśmy zachowywać się godnie. Tym razem więc stój w miejscu i skup się na tym, co masz zagrać.
Kiedy jednak wyszli na scenę, Niosący jak zwykle nie potrafił się pohamować. Zaczął skakać po scenie i potrząsać długimi włosami.

- Zapytaliśmy was w sieci, jaka jest wasza ulubiona piosenka Supernowej – powiedział Bohater do mikrofonu. Znów miał u swego boku Jedyną. Nieco mniej dynamiczną, ale stojącą na własnych nogach, choć w studiu widywał ją czasem z balkonikiem. Nagrali kolejną płytę, „Wdzięk”, świeżą, bezpretensjonalną, naprawdę dobrą, choć głos Jedynej nie miał już takiej skali, jak niegdyś. Nie była też w stanie zapamiętać zbyt długich partii tekstu.
- Spodziewaliśmy się różnych odpowiedzi: „Miniona miłość”, „Posłuchaj serca”. Wy jednak wybraliście to.
Pochylił się nad polakierowaną na czarno gitarą akustyczną. Pierwsze akordy doprowadziły widownie do wrzenia, zanim jeszcze dołączył do nich charakterystyczny rytm perkusji, na pozór nie pasujący do ballady.
Bohater zaczął śpiewać, cicho spokojnie.
„Srebrny smutek” to była piosenka, w której właściwie wszystko było nie takie, jak powinno. Nie nadawała się na przebój. Kiedy wydawali „Patrz uważnie!”, uznali nawet, że nie jest dość dobra, by znaleźć się na płycie. Trafiła więc na drugą stronę singla „Spojrzenie” i tam jej historia miała się zakończyć. Jakimś cudem jednak na Ważnej Wyspie pojawiła się na radiowych listach przebojów. W prezencie dla fanów, zamieszczona ją więc na płycie „Włóczęga”, cztery lata po jej nagraniu. Teraz, dwadzieścia trzy lata później, fani w sieci uznali, że to właśnie jest ich ulubiony utwór Supernowej. A gdy po raz pierwszy zagrali go na żywo, widownia oszalała. Życie czasem zaskakiwało.
Jedyna zadziwiająco mocnym głosem, jak na to, co przeszła, odpowiedziała Bohaterowi, w tym rzewnym dialogu kochanków, którzy nie potrafią się dogadać.
Choć przed chwilą wydawało się, że widownia nie może już bardziej szaleć, okazało się, że to jednak możliwe. Sporo osób na sali płakało oczarowanych tak samym utworem, jak i mocą drzemiącą w Jedynej, kobiecie, która pokonała śmierć i znów była najlepsza.

- Pokarz, co tam ukrywasz. – Bohater podszedł z tyłu do Niosącego ze swoim Super Mądrym Telefonem. Pytanie zadał w języku ważnej wyspy. Od dawna nie nagrywał już tylko dla siebie, ale po to, żeby jego filmiki trafiły do sieci.
Niosący odwrócił się i uniósł do góry prawą dłoń. Z opuszków palców ciekła mu krew.
- Tak się urządziłem na koncercie – powiedział z ostrym akcentem przywodzącym na myśl sposób mówienie ludzi ze wschodu. Zawsze tak mówił. Uważał, że to śmieszne.
- Ciężkie jest życie gitarzysty.
- Dokładnie. Granie na gitarze to bardzo ciężka i niebezpieczna praca.

„Bardzo przepraszam naszą publiczność, że wczoraj zbiegłam ze sceny przed końcem koncertu – napisałam na w sieci Legendarna. – Miałam problemy z żołądkiem. Przepraszam też, że już nie wróciłam na scenę. Niestety nie dałam rady. Na szczęście teraz czuję się już dobrze.”

Bohater odstawił drinka na ziemię obok leżaka i lekko przekręcił się na bok, tak, żeby móc widzieć Jedyną.
Pierwszy raz w życiu spędzali razem urlop. Oczywiście nie tylko we dwoje, ale z Różą, Niedźwiedziem i dziećmi. To było możliwe i do tego całkiem miłe. Bohater cieszył się, że poza smażeniem się w słońcu i delektowaniem miejscowym jedzeniem, mógł poświęcić też sporo czasu na plany dotyczące dalszego ciągu trasy. Już nie pamiętał, że wcześniej nie spotykali się w takim gronie z powodu jego uprzedzeń do Niedźwiedzia. A przecież kiedyś powiedział w wywiadzie, że ten będzie mógł zagrać w Supernowej po jego śmierci. Chyba podświadomie obwiniał go za to, że Jedyna przestała mieć wystarczająco dużo czasu dla Supernowej. Ale teraz były to odległe, zapomniane sprawy.
- Myślałaś już, od czego powinniśmy zaczynać koncerty? – spytał.
- Od czegoś z mocą – powiedziała Jedyna powoli. – Czegoś jak „Gorącokrwista”, ale może nowego.
- A tak konkretniej? – roześmiał się.
- Może od tego nowego utworu, tego no... o uciekaniu.
- „Najlepsze wyjście” – podsunął jej.
- No – przytaknęła.
Nie była już tą energiczną, wygadaną dziewczyną, co kiedyś. Ale i Bohater nie był już tamtym chłopakiem marzycielem. Nie umiał też już pisać takich piosenek, jak wtedy, prostych, choć pełnych pasji. Czas płynął, czy tego chcieli, czy nie. Najważniejsze było jednak, że wciąż mogli razem spędzać czas, nagrywać i wstępować.

Zręczny i Niosący dyskutowali o sprawach technicznych. Miś leżał na pasiastej kanapie z twarzą częściowo zasłoniętą czapką. Jeszcze przed chwilą drzemał, a teraz wciąż nie chciało mu się ruszyć. Jednym okiem obserwował Bohatera, który bezskutecznie próbował namówić czarno-białego kota, żeby zszedł z jego zeszytu.
- No, zwierzaku. Przesuń się troszkę.
Białonosa nic sobie jednak nie robiła z jego próśb.
Bohater wciąż pisał teksty, notował akordy i rysował w dużych zeszytach, jak wtedy, gdy był dzieciakiem. Dużo starszy, sławniejszy i bogatszy wciąż był taki sam, jak w czasach, kiedy zaczynali. Miś uśmiechnął się pod nosem, nazywając go w myślach nieśmiałym i nieprzystosowanym. Tyle lat się z nim męczyli i za niego wstydzili, ale było warto.
Wciąż się też spierali. Zwłaszcza gdy chodziło o pieniądze. Ostatnimi czasy wszyscy nieźle zarobili na płytach Momentu Chwały, koncertach i poświęconej także ich historii książce „Być Bohaterem”. Ale on zarobił więcej. Zawsze zażarcie walczył o jak najlepsze kontrakty dla siebie. Był po prostu chciwy.
Zdarzało się, że Misiek w ogóle nie chciał znać Bohatera, ani o nim myśleć. Nie zaprosił go na swój ślub, choć byli na nim obecni wszyscy inni chłopcy z Momenty Chwały.
Po Bohaterze jednak takie demonstracje spływały jak woda. Nie komentował ich, nie obrażał się, ale też się nie zmieniał. Był jaki był.
A teraz znowu nagrywali. Nie pracowali razem od tylu lat, że zdążyli zapomnieć o większości urazów. Misiek mógł więc obiektywnie stwierdzić, że gdyby nie Bohater i jego osiągnięcia z Supernową, nie byłoby żadnego powodu, żeby po raz kolejny mogli reaktywować zespół. Jakby Bohater nie był nieudany i trudny we współżyciu, bez niego Zimny Kraj już dawno by o nich zapomniał.
Wszystko zresztą wyglądało z dystansu nieco inaczej, lepiej. Choćby Śmieszek i jego elektryczne pianino. Śmieszek nie był dobrym klawiszowcem, a kiedy kupowali sprzęt, on wybrał najtańszy. Jego elektryczne pianino nadawało się tylko na prowincjonalne wesela. Ale to ono stworzyło charakterystyczne brzmienie Momentu Chwały.

„Opowiedz nam coś o waszej trasie. Zaczęliście trzy lata temu od sześciu koncertów na próbę, a potem...” – poprosił młody dziennikarz prowadzący w sieci kącik poświęcony działalności Jedynej i Bohatera.
„Potem rozciągnęło się to w naprawdę długą trasę. Byliśmy na obu kontynentach i na Wielkiej Wyspie. Nagraliśmy w drodze płytę. Wydaliśmy film z koncertu na laserowym dysku. Nakręcono o nas film dokumentalny „Nowy początek”.” – Pozwolili filmować się nie tylko w czasie trasy, ale także wspólnych wakacji. Dokument według Bohatera wyszedł zbyt ckliwy. Za dużo w nim miejsca poświęcono na opowieści o raku i powrotach sprzed bram raju, nie tylko Jedynej, ale i fanki, którą ponoć obudziła ze śpiączki ich muzyka. Ale trudno, film był, jaki był, widać filmowcy uważali, że czegoś takiego oczekuje publiczność. – „Byliśmy w drodze ponad dwa lata. Ale my to po prostu kochamy.”
„A czym teraz się zajmujesz?”
„Byłem w Mieście Mgieł na koncercie Niedźwiadka Radło” – Napisał Bohater i dorysował po tekście uśmiech. – „Mogę chwilę odpocząć, kiedy Jedyna nagrywa solową płytę. A poważnie, niedługo wejdzie na ekrany film „Klitki”, do którego robiłem muzykę.” – Reżyserem tego filmu był Wieloryb Gajowy, który nakręcił wiele teledysków Supernowej i z którym Bohater zdążył się zaprzyjaźnić. – „Ścieżka dźwiękowa też będzie w sprzedaży. Poza tym poszerzam swój asortyment win. Tak, że nie mogę powiedzieć, że nic nie robię.”
Bohater od zawsze uwielbiał wino, a że kiedy coś go interesowało, chętnie się o tym uczył, teraz sporo o tym trunku wiedział. Na początku planował wybrać kilka rodzajów wina specjalnie dla swojego hotelu. Wymyślał im nazwy związane ze swoim życiem. I może dlatego fani Supernowej zaczęli traktować je jako gadżety związane z zespołem. Być może pod ich wpływem, a może dlatego, że jego wina były naprawdę dobre, zainteresowały się nimi sklepy.
„A kiedy Moment Chwały ruszy w trasę? Ponoć Miś nie ma czasu latem...”
„On zawsze nie ma czasu. Wielu z nas bierze udział w różnych projektach, ma normalną pracę. Ale kiedyś na pewno zagramy.”
„Wspominałeś w sieci, że Zimny Ciągnący pisze książkę o Supernowej. Co możesz powiedzieć o tej książce?”
„W sumie nic, bo to jego książka, nie moja.” – Owszem, Bohater udzielał Zimnemu obszernych wywiadów i udostępnił mu swoje prywatne zdjęcia, ale nie miał wpływu ani na treść, ani na formę książki, która powstawała. – „Ale jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że będę mógł ją przeczytać, zanim wyjdzie.”
„Powiedz nam, w jaki sposób Jedyna wpływa na produkcję waszych płyt. Wybiera piosenki, które zaśpiewa, a poza tym?”
„Przede wszystkim ja piszę piosenki, więc też ja decyduje o klimacie płyt. Oczywiście wysyłam Jedynej wersje demo nowych utworów. Ona wybiera, które zaśpiewa, czy sugeruje, których wcale nie powinniśmy nagrać. Ale w studiu jest tylko wtedy, kiedy nagrywamy jej wokal. Od czasów „Łomotu” sprawy produkcji zupełnie zostawiła Jaśniejącemu i mnie. Przy „Pozdrowieniu” trochę z nami pracowała, ale potem już nie. Z nieznanych powodów wierzy, że zrobimy wszystko najlepiej, jak to możliwe.”
„Ostatnimi czasy wciąż pracujesz w studiu Niosącego. Jak się pogodziłeś z panującymi tam niskimi standardami?”
„Nie pogodziłem się. Nie jestem człowiekiem, którego cieszyłoby spanie w śpiworze. Ale klimat tego studia jest niezwykły i warunki techniczne też. Po prostu nie mogę sobie tego odpuścić. W czasie ostatnich dziesięciu lat spędziłem tam prawie rok. Aż dziwne, że jeszcze mam żonę. Może powinienem kupić sobie dom w pobliżu. Albo chociaż samochód z miejscem noclegowym.”
„Kiedy rozmawialiśmy z Jaśniejącym, powiedział nam, że nie jest zadowolony z kilku piosenek, które razem wyprodukowaliście. A jak to jest z Tobą? Czy są piosenki, z których nie jesteś zadowolony?”
„Nie. Ja wierzę we wszystkie swoje piosenki. Inaczej bym ich nie nagrał. Owszem, czasem nie działają na publiczność tak, jak powinny, albo coś nie tak poszło w produkcji. To się zdarza. Może Jaśniejący odbiera to inaczej, bo nie on jest ich autorem.”
„Kiedy rozmawialiśmy z Jedyną Dzwon, stwierdziła, że trudno zainteresować media starym zespołem, jak Supernowa. Czy to dlatego wasze single brzmią coraz młodziej?
„A brzmią? To po prostu piosenki, jedne z wielu. Owszem, staramy się wyprodukować je jak najlepiej, ale robimy tak ze wszystkimi piosenkami.”

- Jak czujesz się obecnie jako artystka?
- Bardzo dobrze. – Jedyna roześmiała się. – Jestem prawdziwą artystką. Długo pracowałam nad nową płytą.
- Jak długo?
- Chyba z sześć lat. No, ale przez dwa lata zajmowałam się tylko Supernową.
Nie dodała, że samodzielnie napisała tylko jedną piosenkę. Większość z nagranego materiału skomponował jej mąż, ale i Bohater napisał dla niej utwór. Owszem, sama mogła skomponować więcej. Tylko, że teraz, w formie w jakiej była, szło to bardzo wolno i było trudne. Dała więc sobie spokój. Mówić też o tym nie musiała. Powiedziała raz, wystarczy.
- Piosenkę z pierwszego singla napisał twój mąż?
- Tak.
- Wydaje mi się smutna. O czym jest?
- O tym, co czujemy wewnątrz. I o wewnętrznej sile. Wiele dla mnie znaczy.
- Po tym wszystkim co przeszłaś, teraz, kiedy jesteś już zdrowa, czy trudno ci mówić o raku?
- Tak. Wciąż i wciąż o tym mówić, to jest po prostu smutne. Tak, że pomówmy lepiej o czymś innym.
- Ale cóż, to pytanie w sumie wciąż wiąże się z chorobą. – Reporterka z czwartego kanału Radia Zimnego Kraju nie mogła odpuścić. Czy wydawało jej się, że jeśli nie użyje słowa rak, to już wszystko będzie w porządku? – Czy po niej, coś się zmieniło?
- Mój głos – odpowiedziała Jedyna. Po tylu latach w branży rozrywkowej wiedziała, że na reporterów nie ma innej rady, jak tylko odpowiadać na ich pytania, uprzejmie i zwięźle, jeśli się chce od nich szybko uwolnić. – Mój głos zawsze był dobry. Ale teraz jest dużo silniejszy.
Tak, jej głos naprawdę był silny, choć stracił dynamikę i tak wielkie kiedyś zdolności modulacji. Ale to nie było coś, o czym chciała myśleć, a tym bardziej mówić.
- Jak myślisz, dlaczego twój głos się zmienił? – Ta reporterka była naprawdę wyjątkowo odporna.
- Nie wiem. Pewnie ze względu na wiek, no i na to, co przeszłam. Ale to stało się już dawno temu, więc może pomówmy o czymś innym. Teraz wszystko jest w porządku.
- Tak. Wyglądasz wspaniale. Myślisz, że ludzie, którzy przeszli przez naprawdę straszne momenty w życiu, robią się silniejsi?
- Tak.
- Twoja nowa płyta nosi tytuł „Teraz”, czy to znaczy, że podoba ci się życie, w momencie w którym jesteś?
- Tak. Żyję. Czuję się silna i kreatywna. Jest wspaniale.
- Planujesz trasę?
- Tak.
- Od dawna masz wielu fanów. Czy sprawiało ci to problem, że gdy chorowałaś, wszyscy wciąż dopytywali się o twój stan zdrowia.
- Trochę. Cóż... Ale to było też miłe i... Teraz jestem zdrowa, więc zostawmy ten temat.
- A jak z malowaniem?
- Miałam trzy wystawy, ale w najbliższym czasie będę zajmować się muzyką.

- To dokąd ruszamy? – spytał Bohater otwierając drzwiczki czarnego Śmigacza.
- Po cichu liczyłem, że pojedziemy Prawdziwym Elegantem – powiedział dziennikarz, któremu przed chwilą udzielił obszernego wywiadu w swoim biurze w hotelu w Strażniczych Piaskach.
- Został w garażu, w domu. Rzadko go ruszam – wyjaśnił Bohater. Obecnie był właścicielem sześciu samochodów i trzech motorów. Niektórzy dziennikarze uważali, że to nieprzyzwoite, inni nazywali go kolekcjonerem. A on po prostu lubił samochody i było go na nie stać. – Tu najczęściej przyjeżdżam na rowerze. To znaczy, kiedy mam czas.
Dziennikarz zajął miejsce w sportowym wozie, chyba niezbyt zadowolony, że wchodząc do niego musiał się schylać. Ale Bohater takie pojazdy lubił najbardziej, choć nigdy nie miał okazji ani odwagi skorzystać z ich pełnej mocy. W całym Zimnym Kraju nie było ani jednej drogi, gdzie wolno by je było rozpędzić choćby do połowy prędkości, jaką miały na liczniku.
- Ty wybierz, dokąd pojedziemy – powiedział dziennikach. – Chciałbym zrobić ci zdjęcia w miejscach dla ciebie ważnych.
Bohater odpalił silnik i wyjechał z podjazdu przed hotelem. Ruszyli w stronę centrum.
- Ale moglibyśmy podjechać pod dom, w którym mieszkałeś jako dziecko – dodał dziennikarz.
- Chcesz mnie tam fotografować? – upewnił się Bohater.
- Tak.
- Ale przecież teraz mieszka tam ktoś inny.
- I?
- Nie powinniśmy naruszać czyjejś prywatności.
- Mówisz to poważne?
- Oczywiście. Może dla reporterów takie rzeczy wyglądają nieco inaczej. Ale ja jestem zwykłym, prostym człowiekiem, niezależnie od tego, że jestem sławny i obrzydliwie bogaty.
- Kurcze – dziennikarz roześmiał się z zakłopotaniem. – Nieźle mi przygadałeś. I tak, masz rację.

Misiek wyszedł zza perkusji. Obciągnął przyciasną bluzę. Obdarzył uśmiechem widownię, ale wdzięcząc się, łypnął też w stronę kamerzysty. To był jego najmłodszy, trzeci syn.
Ciekawe, czy tym razem powstrzyma się od śmiechu i nie zatrzęsie kamerą? – przebiegło Miśkowi przez głowę.
Podszedł do mikrofonu. Jeszcze raz obciągnął bluzę, po czym zaśpiewał bardzo starą piosenkę o niedorzecznym tekście, jedyny utwór w historii Momentu Chwały, którego nie śpiewał Bohater. Ten, również radośnie wyszczerzony odzywał się tylko w refrenie, dorzucając pojedyncze słowa do opisywanego w piosence dialogu kochanków, którzy, by uniknąć ciekawskich, wymyślili swój własny język.
Przed trasą próbowali grać wiele starych piosenek, do których nie wracali od lat. O dziwo wciąż je pamiętali i naprawdę umieli wykonać. Choć sami dotąd o tym nie wiedzieli, one gdzieś w nich żyły.
Morze ludzi u stóp Miśka szalało. Był w stanie dostrzec przybyszy z dalekich stron o ciemniejszym kolorze skóry. Mieli z sobą flagi z zabawnymi napisami. Trudno było mu uwierzyć, że przebyli tysiące kilometrów, żeby teraz go oklaskiwać. Na co dzień był przecież zwykłym kolesiem. Z nich wszystkich tylko Bohater został prawdziwym gwiazdorem, ale teraz to właśnie on – Misiek stał na środku sceny.

- Dziś mija trzydzieści pięć lat, od dnia, w którym napisałeś do nas, że zbyt rzadko puszczamy Moment Chwały – powiedział spiker z Radia Portowego Rejonu.
- Tak. – Bohater zaśmiał się. – Zupełnie zapomniałem o tym liście. Wy mi przypomnieliście. Chyba z piętnaście lat temu, przyszedłem do was udzielić jakiegoś wywiadu i zobaczyłem go za szybką na ścianie. Przypomniałem sobie wtedy, że wysyłałem też do was kartki, podpisując je fałszywym nazwiskiem, żeby nasze piosenki trafiły na listę przebojów.
- Kartek nie mamy, ale faktycznie, list u nas wisi. Zarzucałeś nam, że gramy za dużo muzyki tanecznej. Dowodziłeś też, że jako lokalna radiostacja, powinniśmy wspierać zespół z Małego Portowego Miasta.
- No i miałem rację. – Bohater znowu się roześmiał. - Wtedy nasz rynek muzyczny bardzo mocno koncentrował się wokół Miasta na Wyspach. Zresztą kilka miesięcy po napisaniu tego listu podpisałem kontrakt z WMFF z Miasta na Wyspach. Tak to już było. Trochę mi wstyd, że robiłem takie rzeczy. Ale... było się młodym. A teraz to fajna pamiątka i okazja, żeby spotkać się w radiu.
- Kiedy ostatnio pisałeś tego typu listy?
- Och, dawno. Teraz już tego nie robię. – Bohater co i rusz parskał śmiechem.
- Nie umieściłeś na tym liście do nas swojego typowego podpisu.
- Jeszcze go wtedy nie wymyśliłem. Pomysł na niego powstał później, kiedy musiałem podpisywać płyty fanom.
- Jak oceniasz ten miniony czas?
- Wspaniale. Zawsze robiłem to co chciałem. Zawsze chciałem pisać piosenki. Szybko jednak zrozumiałem, że pisanie dla innych nie jest tak fajne, jak wykonywanie swoich utworów. A wracając do tematu podpisu, to w początkach Supernowej często podpisywałem się za Jedyną.
- Nie uważasz, że to oszustwo?
- Nie aż takie wielkie. Silny z Uderzeniowców też często podpisywał się za pozostałych.
- Co uważasz za swoje największe osiągnięcie?
- To co robiłem z Supernową, cztery piosenki umieszone na pierwszym miejscu listy przebojów Mocarstwa Drugiego Kontynentu. To, że koncertowaliśmy na całym świecie. Oczywiście tu, u nas, w Zimnym Kraju największe było to, co zrobiłem z Momentem Chwały. Daliśmy największy koncert w historii. Ale nie tylko ten był magiczny. Daliśmy wiele wspaniałych koncertów.
- Co jeszcze chciałbyś zrobić?
- Pracować dalej. Jedyna jest teraz w solowej trasie, ale potem znowu ruszymy z koncertami Supernowej.

Niosący uderzył w struny gitary. Spod jego palców powinien popłynąć wstęp do „Wielkiej miłości”. To, co się rozległo, przypominało bardziej zdławiony jęk.
Bochen nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Niewiele to zmieniło w ogólnie panującej kakofonii dźwięków.
Niosący twardo grał dalej. Wiedział już, co się stało i że w tej chwili nic nie jest w stanie na to zaradzić. Obluzowała mu się struna. Widownia nie gwizdała, więc chyba nie było aż tak źle.
Śmiech Bochna okazał się jednak zaraźliwy. Niosącemu też chciało się śmiać. On mógł grając szczerzyć zęby. Bohater nie mógł jednak jednocześnie śmiać się i śpiewać. A zachowanie Bochna i Niosącego, oraz niezmiennie rozpaczliwy jęk gitary i u niego wywoływały ataki histerycznego śmiechu. Ostatnie wersy piosenki bardziej wyparskiwał, niż śpiewał.

- Tak wygląda typowy mężczyzna z Zimnego Kraju – oznajmił Bohater wskazując na Wielkiego, ich basistę od czasu reaktywacji zespołu. Kiedyś to Jedyna zajmowała się przedstawianiem zespołu i pozdrawianiem publiczności. Teraz jej umysł nie pracował już tak sprawnie, by temu podołała. – Długie włosy. – Wielki wskazał na sterczące mu wokół uszu smętne kosmyki, był prawie łysy. – Okulary, zarost. – Obaj się uśmiechali, bo to, co mówił Bohater, niewiele miało wspólnego z rzeczywistością.
- I jak typowy mieszkaniec Zimnego Kraju jestem prostym człowiekiem – powiedział Wielki specjalnie wymawiając słowa twardo, jakby niezbyt potrafił mówić w języku Ważnej Wyspy.
- Czym ci się to objawia?
- Lubię prostą muzykę, taką do tańca.
- Jaka jest według ciebie najlepsza płyta Supernowej?
Wielki udawał przez chwilę, że się zastanawia. Bohater przyglądał mu się stukając czubkiem buta w scenę. Na ustach tańczył mu lekko zakłopotany uśmiech, taki sam, jak we wczesnym okresie Momentu Chwały. Może był gwiazdorem, nauczył się poruszać po scenie i panować nad głosem, zebrał wiele nagród i zarobił jeszcze więcej pieniędzy, ale wewnątrz wciąż był nieśmiałym chłopakiem marzycielem.
- „Taneczna namiętność” – stwierdził w końcu Wielki.
- No nie – roześmiał się Bohater i wskazał kciukiem w dół. – To była nasza najgorsza płyta. – To akurat powiedział zupełnie szczerze. Mimo upływu lat uważał ten produkt WMFF za kompletną pomyłkę.
- Naszą najlepszą płytą było „Pozdrowienie”.
- Nie. „Taneczna namiętność” – upierał się Wielki, a widownia krzyczała nie zgadzając się z żadnym z nich.

Jeszcze przed chwilą wszystko szło dobrze, czy też wręcz idealnie. Widownia szalała. Jedyna była naprawdę w dobrej kondycji. Teraz jednak prawie wszyscy zamarli.
Niosący grał jeszcze swoje. Wielki też. Perkusja jednak umilkła.
Zaniepokojony Bohater obejrzał się na Bochna. Jedyna też. Miała właśnie zacząć kolejną zwrotkę „Randki w samochodzie”. Nie zaczęła.
Bochen siedział z pałeczkami uniesionymi w górę.
„Gdzie ja jestem?” – spanikowany pytał sam siebie w myślach. – „W Wysokim Mieście. Tak. Ale gdzie ja jestem w piosence?”
W końcu sobie przypomniał i ruszyli dalej. Ludziom zgromadzonym w hali mogło się nawet wydawać, że tak miało być.
- Mamy pecha do tego miasta – powiedział po koncercie potrząsając mokrymi od potu włosami.
- Ano – zgodził się Bohater.
Przed dwoma laty musieli odwołać koncert w Wysokim Mieście. Bohater dostał wtedy w samolocie takiej biegunki, że z lotniska trafił prosto do szpitala, skąd wypuścili go następnego dnia wieczorem.

- Jaką piosenkę chciałbyś puścić naszym słuchaczom? – spytała znana spikerka radiowa, po tym, jak Bohater przez godzinę odpowiadał na pytania zadawane mu telefonicznie i przez sieć.
- „Opowieść kosmiczną” Wojaka Mocarza.
- Skąd taki wybór?
- To perfekcyjny utwór. A Mocarz Wojak jest wielkim artystą. Jestem jego fanem od lat. Wiesz, ostatnio mój syn zrobił mi wielką niespodziankę. On raczej nie będzie muzykiem, jest maniakiem komputerowym. A tu wchodzę do pokoju i widzę go przy pianinie. Grał właśnie „Opowieść kosmicznym”. I naprawdę nieźle mu to wychodziło. – Z biegiem lat Bohater był coraz bardziej elokwentny i gadatliwy. Nauczył się dawać ludziom to, czego od niego oczekiwali.

Legendarna Dumna nacisnęła przycisk przy furtce i czekała. Chwilę to trwało, zanim ktoś wyszedł do ogrodu i ruszył w jej stronę, żeby otworzyć. To był wysoki, śniady mężczyzna z wyraźnymi zakolami – Niedźwiedź. Znała go ze zdjęć.
- Witaj – uśmiechnął się. – Jedyna czeka na ciebie.
- Miło mi. – Także się uśmiechnęła. Weszła do ogrodu i od razu pochyliła się, żeby podnieść leżący na ścieżce bukiecik róż. Kiedy stała i czekała, aż ktoś wpuści ją do środka, do płotu podbiegła młoda kobieta i przerzuciła przez niego kwiaty. Była przywiązana do nich mała koperta.
Niedźwiedź zaprowadził ją do jasnej, przestronnej kuchni. Jedyna przywitała ją uśmiechem. Nie wstała od stołu. Wymieniły grzecznościowe formuły. Legendarna podała Jedynej kwiaty.
- Leżały na ścieżce.
- Fani. - Jedyna znów się uśmiechnęła. Powąchała kwiaty, potem odłożyła je na blat stołu. – Są słodcy. Naprawdę. – Nie ruszyła koperty. Legendarna przypomniała sobie, że po chorobie straciła zdolność czytania.
Niedźwiedź postawił pomiędzy nimi tace ze słodkimi bułeczkami.
- Napijesz się kawy?
- Tak, poproszę.
Zabrał też kwiaty, żeby wstawić je do wody.
- Przyszłam porozmawiać o książce.
- Wiem.
- Naprawdę chcesz wziąć udział w tym projekcie, opowiedzieć o sobie?
- Oczywiście. – Jedyna powiedziała to głośno i dobitnie.
- To będzie ciężka praca. Wracanie do przeszłości może też być bolesne.
- Oczywiście – zgodziła się Jedyna. – Ale ja chce opowiedzieć ludziom jak było. Powiedzieć im całą prawdę.
O nogi Legendarnej otarł się gruby, pręgowany kot domagając się pogłaskania.
- Malarzu, daj spokój – skarciła go Jedyna.
- W porządku. – Legendarna uśmiechnęła się i pogłaskała kota. Potem spojrzała na Jedyną. – Chcesz, żeby ludzie zrozumieli?
Jedyna potrząsnęła głową.
- Tego, co przeżyłam, nie da się zrozumieć. Tego cierpienia, strachu, uczucia niemocy. – W oczach stanęły jej łzy. - Ale... Chcę, żeby wiedzieli, mieli choć nikłe pojęcie. Nieraz słyszę pytanie, czemu to jeszcze robię. Czemu się tak męczę. Ale co ja bym miała zrobić? Położyć się i umrzeć?
Legendarna nie umiała znaleźć odpowiedzi. Na szczęście zjawił się Niedźwiedź z kawą.
- A więc, zaczynamy?
- Tak.
Legendarna wyjęła dyktafon.
- Mogę?
- Tak.
Włączyła sprzęt.
- Opowiedz mi najpierw o swoim dzieciństwie – poprosiła.
Jedyna zaczęła mówić powoli, ze skupieniem. Nawet tam, w odległej przeszłości było sporo faktów, o których mówienie zadawało ból. O wielu z nich, jak choćby o tym, że jej ojciec nadużywał alkoholu, fani jeszcze nie słyszeli. Zdarzały się też rzeczy, których nie potrafiła sobie przypomnieć. To rak zabrał jej część wiedzy o sobie i uświadamianie sobie tego, także bolało.

„Widziałeś stronę internetową poświęconą twoim plektronom, którą zrobiła Powabna?” – spytała Bohatera za pośrednictwem sieciowego komunikatora młoda dziennikarka. Był to bardzo wygodny sposób przeprowadzania wywiadów. Nie trzeba było marnować czasu na podróż na spotkanie i unikało się przekłamań swoich wypowiedzi.
„Tak. Oczywiście. Widziałem.”
„I co o niej myślisz?”
„Jest naprawdę świetna. Kosztowała sporo wysiłku. Ogólnie każda taka ekstremalna pasja robi na mnie wrażenie. To coś, jak zbieranie butów, ze skóry krokodyla.”
„Butów ze skóry krokodyla? Eh.” – Kiedyś samego Bohatera gazety nazywały kolekcjonerem butów. – „Zauważyłeś pewnie, że Powabnej jednej kostki brakuje. Czy istnieje szansa, żebyś jej ją dasz?”
„Oczywiście. Nawet już jej szukałem. Niestety w tej chwili mam tylko jeden egzemplarza, ten w swoim archiwum.”
„W archiwum? A gdzie przechowujesz swoje kostki? Masz na nie specjalną szafę, czy może leżą porozrzucane po twoim domu? Choć, znając twoje pedantyczne podejście do porządków, ta druga możliwość raczej odpada.”
„Tak. Mam je w czerwonym pudełku u siebie w biurze.”
„Kto wymyśla napisy na kostki?”
„Czasem ja, czasem ktoś inny z zespołu, obsługa techniczna, moja żona. Zawsze, na każdej trasie, od reaktywacji Momentu Chwały, są jakieś z jej imieniem. Chciała, żeby przynosiły mi szczęście.”
„I przynoszą? Masz jakąś szczęśliwą kostkę? Wierzysz w takie rzeczy?”
„Nie. One są tylko po to, żeby uderzać w struny gitary. Ale miło mieć te od niej.”
„Niektóre wasze hasła były dość oczywiste. Ale inne, jak choćby te dotyczące pieniędzy: „Każdego dnia zarabiam”, „Pieniądze muszą pracować” i tak dalej. Skąd wzięły się te teksty?”
„U nas, w Zimnym Kraju, zarzucano nam, że cała Supernowa jest zbyt komercyjna. Dlatego wybrałem te teksty. Wybrałem, bo to sławne cytaty. Chciałem zobaczyć ilu dziennikarzy je rozpozna, a ilu uzna, że sam jestem tak pazerny. Czytanie, co potem o nich pisali, bywało zabawne.”
„A jak to było z kostką z napisem: „Hej gupku, kocham cię”? Skąd się wzięła?”
„Nie wiem. Ja bym to umiał napisać poprawnie.” – Bohater opatrzył swoją wypowiedź przyjętym w sieci symbolem oznaczającym uśmiech.
„Zamówiliście potem kostki z poprawionym tekstem?”
„Nie. W tamtych czasach mieliśmy za mało kasy. Musiało tak zostać.”
„Czy dobrze mi się wydaje, że coraz częściej rzucasz kostki publiczności?”
„Tak. Zmieniam kostki, kiedy palce zaczynają mi się po nich ślizgać. W czasie koncertów człowiek strasznie się poci. No więc zmieniam kostki. Więcej ich zamawiamy, niż kiedyś, bo nas na nie stać. A, że fani chcą je mieć, to nimi rzucam. Czasem co piosenkę. Bo czemu nie? Prosta sprawa.”
„Umieściłeś w sieci filmik, gdzie Niosący pokazuje po koncercie swoje zakrwawione palce. Tobie też zdarzają się takie urazy?”
„Oczywiście. Choć nie bardzo często. Najczęściej rozbijam sobie łokieć o gitarę, kiedy próbuje popisywać się na scenie.”

Kilka miesięcy później pojawiły się w siedzi zdjęcia koperty oklejonej znaczkami z Zimnego Kraju. Powabna nie mogła uwierzyć w swoje szczęście, którym chwaliła się całemu światu. Bohater znalazł drugi egzemplarz kostki, której brakowało jej do kolekcji.

„Bohater w swojej książce „Piosenki mojego życia” napisał, że na charakterystyczne brzmienie Supernowej złożył się spryt Jaśniejącego, cudowny głos Jedynej i twój styl gry na gitarze. Jak mógłbyś to skomentować?” – młody dziennikarz stukał w klawiaturę komputera. Żałował, że nie może przeprowadzić tego wywiadu na żywo. Dobrze jednak było pogadać z Wielorybem choćby tak, jak teraz, przez sieć w czasie rzeczywistym. Dziennikarz sam był fanem Supernowej i jak większość z nich, uważał Wieloryba, za najlepszego gitarzystę na świecie.
„Nie czytałem jeszcze książki Bohatera, ale jeśli on tak uważa, to jest mi bardzo miło” – odpisał Wieloryb. Pomyślał przy tym, że czasem jeszcze tęskni z Bohaterem i starymi, tandetnymi piosenkami, które tamten puszczał i z zachwytem komentował.
„Byłeś ważną częścią Supernowej.”
„Nie. Supernową tworzyli Bohater i Jedyna. Ja byłem tylko muzykiem sesyjnym, który dla nich pracował.”
„Ale twój sposób gry na gitarze stał się ważną częścią ich największych przebojów. Przyłożyłeś się do ich sukcesu.”
„Nie myślę tak o tym. Granie to moja praca. Ale fakt, miło jest słyszeć w radiu swoją gitarę.”
„Wielu fanów chciałoby, żebyś wrócił. Czy jest to możliwe?”
„Na jeden koncert, tak. Na jakąś galę, czy coś. Mógłbym jeszcze raz z nimi zagrać. Ale teraz zajmuję się innymi sprawami. Poza tym, ich styl znacznie się zmienił i już nie pasuje do tego, jak gram. Te zmiany już dawno się zaczęły. „Przejażdżka” to był ich najwspanialszy album, na którym grałem. Potem, po „Włóczędze”, nasze muzyczne drogi zaczęły się rozchodzić.” – Tym razem nie wspomniał, choć skarżył się na to na portalach społecznościowych, że źle układała mu się współpraca z Niosącym. Kiedyś napisał nawet, że ten jest co prawda miłym kolesiem, dobrym technikiem dźwięku, a nawet niezłym basistą, ale po gitarę nie powinien sięgać. Czasem też sugerował, że Bohater mógłby już nie chcieć z nim współpracować. Był moment, kiedy ludzie w sieci postulowali, że powinien wrócić do Supernowej. Na początku wydawało mu się to miłe. Szybko jednak uznał, że ludzie przesadzili. – „Trudno było mi się pogodzić z myślą, że już nie należę do zespołu. Ale to sprawy minione. Pozwólmy Supernowej robić to, co chce i jak chce” – napisał, kierując swoje słowa do fanów. – „Poza tym, nie miałbym czasu.” – pisał teraz. – „Pracuję nad nowym projektem, o którym nie mogę jeszcze mówić. Wydaję też solową płytę z muzyką instrumentalną” – Chyba sam nie do końca wiedział, czego chce. W sieci często z sentymentem wspominał występy z Supernową.
„A jak ci się podobał pomysł, żeby na trasie „Łomotu” grał razem z tobą na gitarze prowadzącej jeszcze Niedźwiedź Południowy?”
„To był mój pomysł” – ta odpowiedź zaskoczyła dziennikarza. - „Na płycie było bardzo dużo gitar, za dużo, żeby jedna osoba sobie z tym poradziła na scenie. Myślałem, że mógłby zagrać z nami Druh Bohaterski, bo wcześniej już współpracował z Bohaterem i jest naprawę niezłym gitarzystą. Zanim jednak to zaproponowałem, oni zatrudnili Niedźwiedzia. To bardzo miły koleś i niezły muzyk. Ma początku, co prawda, nie grało nam się razem dobrze, ale potem się dotarliśmy i było super.”
„Jak ci się podoba nowa wersja „Spojrzenia”?” – Supernowa nagrała ją do reklamy na prośbę Najlepszej, znanej firmy odzieżowej z Zimnego Kraju.
„To bardziej nowy miks, niż nowa wersja. Tam jest wszystko, co było, w tej piosence. Nawet moje otwarcie. Nie jestem pewny, czy ktoś to na nowo zagrał, czy wzięli moje stare nagranie. Nowa wersja powinna być naprawdę nowa, nieść powiew świeżości. Tu zabrakło im pomysłu.”
„A co powiesz o ostatnich płytach Supernowej? Nie podobają ci się?”
„To nie o to chodzi. Muzyka, której słucham i muzyka, którą gram, to dwie różne sprawy. Przysłali mi „Szkołę wdzięku”, ale jej nie przesłuchałem. Słyszałem „Ubraną w nagość” w radiu. To niezła piosenka.”

Drzwi wejściowe skrzypnęły.
- Cześ! – zawołał Skrzydlaty w głąb domu.
- Cześć – odkrzyknął Bohater nie wstając z kanapy. – Jak poszło?
- A jak miało pójść? – Syn wszedł do pokoju. Był bardzo podobny do ojca w analogicznym wieku – pulchny, wysoki i kudłaty. Uśmiechał się nieco głupkowato.
- Nie stresowałeś się?
- A czym? - Skrzydlaty wzruszył ramionami. W sposobie bycia też przypominał ojca. Wydawało się, że niczego nie traktuje poważnie. Tego dnia udzielał swojego pierwszego poważnego wywiadu. – Ja się ma takiego ojca, nie da się nie być przyzwyczajonym do mediów.
Roześmieli się obaj.
- Stresuję to się zawodami – dodał Skrzydlaty już poważniej. – Dziennikarzom powiedziałem, że mam w tych zawodach spore szanse. Wiesz, że moja strategia jest jeszcze mało znana, to mi daje przewagę, ale... Może jestem w to jeszcze za cienki.
- Ja tego nie ocenię – stwierdził Bohater. – Ale jak nie wygrasz teraz, to następnym razem. – Obaj lubili wygrywać, obaj też byli marzycielami snującymi na pozór nierealne plany. Może Bohatera powinno martwić, że jego syn postanowił poświęcić życie elektronicznym sportom i zostać zawodowym graczem w Gwiezdne Rzemiosło. Ale czy równie niemądrym nie było chcieć zostać sławnym muzykiem, gdy nie umiało się ani grać, ani śpiewać?

Bohater pomógł Jedynej wstać z wysokiego stołka.
Mieli za sobą dwie kolejne płyty Supernowej – „Szkołę wdzięku” i „Podróże” – oraz dwie ogromne trasy po całym Pierwszym Kontynencie.
Oparła się o jego ramię. Nie ważyła wiele, chuda kobieta w podeszłym wieku, o włosach wciąż obciętych na jeża i ufarbowanych na jasny blond. Wszystko się zmieniło, tylko nie jej fryzura. Bohater zresztą także się zestarzał. Jego długą twarz żłobiły głębokie zmarszczki. Tylko płomienny uśmiech i błysk w oczach zostały takie same, jak kiedyś.
Jedyna miała problem ze zrobieniem kroku. Prawa noga nie była jej do końca posłuszna. Pomógł jej dojść do krawędzi sceny. Dołączyli tam do nich pozostali muzycy. Zarzucili sobie ramiona na plecy. Razem ukłonili się wiwatującemu tłumowi.
Ludzie wciąż ich kochali, choć Jedyna nie mogła biegać po scenie, a czasem zdarzało jej się zapomnieć tekstu. Po koncertach w sieci i tak miały pojawić się komentarze, że była cudowna. Bo była. Choroba odbierała jej siły do życia, ale ona wciąż walczyła i wciąż odnosiła sukcesy.
To dzięki niej Bohater znów miał u swych stóp świat. Stał na scenie dla blichtru i sławy? A może ze względu na muzykę i przyjaźń? Jakby nie było, znajdował się we właściwym miejscu.
Odnieśli sukces tak ogromny, że aż trudno było to sobie wyobrazić. Ale najważniejsze było to, że wciąż mogli stać obok siebie na scenie i kłaniać się światu. Wiele przeszli, ale musieli też szczerze przyznać, że mieli szczęście. Każdy kolejny dzień i każdy następny koncert stanowiły ogromne zwycięstwo, były cudem, który, jak to cuda, nie musiał się przecież zdarzyć.

- „Szkołę wdzięku” nagraliście, bo mogliście, „Podróże” były kontynuacją idei „Włóczęgi”, czemu teraz nagrywacie nową płytę?
Bohater tylko na moment rozdziawił usta. Pytanie, które usłyszał, było jednym z najgłupszych pytań na świecie, ale on odpowiedział już w życiu na wiele takich.
- To moja wina – oznajmił szybko i zaprezentował krzywe zęby w rozbrajającym uśmiechu. – Po prostu lubię pisać nowe piosenki. No i napisałem. No i je zarejestrowaliśmy. Owszem, na koncertach gramy stare hity, bo ludzie wciąż chcą ich słuchać. Jesteśmy jednak istniejącym zespołem, więc możemy nagrywać.
- A jaka idea przyświecała filmowi „Pamiętniki Supernowej”?
- Żadna. – Bohater roześmiał się. – Przez lata zgromadziliśmy ogromną ilość materiału dokumentującego nasze podróże, prace w studiu i tak dalej. Uznaliśmy, że warto coś z tego zrobić, zwłaszcza, że taśma, szczególnie ta do domowego użytku, bardzo szybko niszczeje. A, że w czasie pracy nad naszymi teledyskami zaprzyjaźniłem się z Wielorybem Oraczem, który w międzyczasie został reżyserem światowej sławy, pozwoliliśmy mu zmontować ten materiał. No i wyszło, jak wyszło.

Bohater znowu stał na scenie zalany czerwonym światłem. Uśmiechał się promiennie, jak to on.
Może ten koncert nie powinien się odbyć. Ale złożono mu taką propozycję. A on miał czas. Bochen, Niosący i Jaśniejący też mieli czas. W planach było przecież parę miesięcy trasy Supernowej. Bilety na koncerty od dawna były już w sprzedaży. Bohater żartował z dziennikarzami, że w najbliższych latach będą grać co wieczór, oprócz poniedziałków, kiedy to Jaśniejący robi pranie. I nagle Jedyna oznajmiła, że muszą zmienić plany. Nie powiedziała mu tego wprost. Najpierw przeczytał o tym w sieci. Jedyna publicznie żegnała się z fanami i dziękowała im za miłość i wsparcie. Potem zadzwoniła do niego Dzwoneczek. Wtedy on zadzwonił do Jedynej.
- Źle się czuję – powiedziała mu przez telefon. Powinien się tego spodziewać. Od dawna występowała na siedzącą i zawsze ktoś musiał jej pomóc wejść na scenę i z niej zejść, a jej głos stawał się coraz bardziej brzęczący. Powinien się tego spodziewać, ale się nie spodziewał. W duchu liczył, że jeszcze przez lata będą razem koncertować. To, czego ostatnimi czasy doświadczali na scenie, to był pochód chwały. Owszem, świat się zmienił, a oni się zestarzeli. Nie byli już idolami młodych, ale wszędzie mieli jeszcze dość fanów, by ci mogli wypełniać wielkie hale i stadiony. I teraz, tak nagle, wszystko się skończyło. – Lekarz powiedział, że życie w trasie zbyt obciąża mój organizm. Czuję, że ma rację.
- Coś ci się stało? – zaniepokoił się.
- Nic nowego. Ale prawa noga zupełnie przestała mnie słuchać.
Teraz on musiał napisać w sieci oświadczenie dla fanów. Przeprosić ich, za odwołanie koncertów i podziękować za spędzone razem lata. Długo nad nim myślał. Starał się być przy tym tak skromny, jak tylko mógł. Wychwalał głos Jedynej, to jak świetnie czuła się na scenie, ale przede wszystkim to, jak dobrym była przyjacielem. „Odbyliśmy razem wielką, radosna podróż poza rzeczywistość” – tak zakończył swój tekst. Zacisnął mocno szczęki. Czuł się pusty i zupełnie niepotrzebny.
Potem czekały go spotkania z reporterami i odpowiadanie wciąż na te same pytania. Nową płytę trzeba było promować. Wychodziły single. Wypuszczono teledysk, zarejestrowany kilka dni przed ogłoszeniem decyzji Jedynej. Wtedy jeszcze była w stanie wstać z kanapy. W czasie promocyjnej sesji fotograficznej, też wyglądała jeszcze całkiem nieźle. Choć, zimowy koncert w południowej części Pierwszego Kontynentu i związana z nim długa podróż bardzo ją wymęczyły. Czy czegoś przed nim nie zataiła?
- Jak czuje się Jedyna?
- Nie jest teraz w stanie samodzielnie chodzić i bardzo ją to martwi – powiedział i podrapał się po nosie. – Ogólnie jej stan zdrowia nie pogorszył się, jest po prostu zmęczona i nie ma siły na dalsze życie w trasie. Musimy to uszanować. – Zamrugał oczami. Czy jemu samemu nie było najtrudniej się z tym pogodzić? I czy przypadkiem jego słowa sobie nie zaprzeczały? Chyba nie powinien mieszać własnych spostrzeżeń z oficjalnym oświadczeniem Jedynej.
- Czy to oznacza koniec Supernowej?
Sam chciał to wiedzieć.
- Będziemy kontynuować współpracę tak długo, jak Jedyna będzie chciała – znowu zamrugał oczami. – Teraz ona rządzi. Bez niej zresztą nie może być Supernowej.
Kiedy dostał propozycję solowego koncertu, zwrócił się do Legendarnej z pytaniem, czy by z nim nie wystąpiła, a ona o dziwo znalazła na to czas. Teraz razem stali na scenie. Uśmiechali się, a hala wiwatowała.
Z biegiem czasu wokół zostawało coraz mniej ludzi. Kiedy o tym myślał, przejmował go strach przed nieuniknionym. Mama i Skrupulatny odeszli. Odszedł Mocarz Wojak. Tuż przed urodzinami Bohatera. Wspaniały otrzymał prezent od losu. Nie wiedział, czy z Jedyną będą jeszcze mieli jakąś wspólną przyszłość. Ale sam żył i jeszcze miał siłę koncertować. A przecież właśnie to kochał najbardziej.

Bohater wszedł pod prysznic, odkręcił wodę i zadarł głowę. Pozwolił strugą wody płynąć po twarzy. Chciał wierzyć, że to tylko woda. Był spocony i zmęczony, na swój sposób szczęśliwy. Wydał kolejną solową płytę – „Wspaniała noc”, na której okładce znalazło się zdjęcie jego siostry Czułej i znowu koncertował. Jesienią miała się ukazać następna płyta – „Wspaniały dzień”, tym razem ze zdjęciem matki. Oba krążki zawierały bardzo osobiste kompozycje, smutne, a czasem wręcz przejmujące. Bohater wziął też udział w kilku mniejszych projektach, już optymistyczniejszych. Czy po to, żeby zagłuszyć ból, czy dlatego, że miał czas? A jakie to miało znaczenie? Stracił Czułą. Z rodziny, z ludzi, którzy znali go od dziecka, nie został mu już nikt. A co działo się z Jedyną? Nie wiedział wiele więcej niż media. Miała męża, dzieci, dla przyjaciela nie było w jej życiu miejsca. Ale chyba tak to jest, kiedy jest się starym. Przyjaźń jest dobra na starcie, kiedy nie ma się niczego więcej. Tylko czemu to tak bolało, że nie miał jej koło siebie?

Sieć wrzała od protestów. Fani z całego świata byli na niego źli, że w czasie letniej trasy pozwolił Legendarnej śpiewać klasyki Supernowej. Teraz dziennikarka zapytała go, co o tym myśli.
- Jedyną alternatywą byłoby już nigdy więcej nie grać tych piosenek na żywo – rzucił nieco zbyt gniewnie. – Ale... – Bardzo szybko zdołał nad sobą zapanować i ściszyć głos. – Wcześniej oczywiście zapytałem Jedyną o zgodę. Ona nie będzie więcej koncertować. Oczywiście mógłbym śpiewać te utwory sam. Robiłem to już. Kobiecy głos lepie jednak do nich prasuje. To wszystko. Zupełnie nie rozumiem, czemu ludzie nie chcą pozwolić tym piosenką wciąż żyć.

- Czy przypadkiem nie tworzy zespołu na cześć samego siebie? – spytał dziennikarz.
Nowy projekt Bohatera budził wiele kontrowersji, jak zresztą wszystko, co ostatnimi czasy robił. Właśnie planował trasę pod hasłem Supernowa Bohatera Tułacza. Chciał inaczej grać stare piosenki, z zespołem, z którym koncertował poprzedniego lata, wprowadzając do akompaniamentu skrzypce i stalową gitarę na pedały.
- Nie. – Bohater potrząsnął głową. – Ale nazywam wszystko po imieniu, szczerze i trafnie. To będzie moja wersja piosenek Supernowej. Będę grał utwory, które napisałem i które nadal wiele dla mnie znaczą. W doskonałym świecie Jedyna stałaby koło mnie na scenie. Ale to się już zdarzy. Muszę się z tym pogodzić. I inni też. Mam do wyboru grać te piosenki bez niej, lub nie grać wcale. Mój wybór jest oczywisty.
- A pytałeś Jedyną, co o tym myśli?
- Oczywiście. I zgadza się ze mną.
Dziennikarz więcej nie wnikał i zmienił temat:
- Na wielu koncertach będą miejsca siedzące. Czy to znaczy, że tym razem będziecie grać sama spokojne utwory?
- Nie. – Bohater roześmiał się. – Po prostu moi fani się starzeją i wielu z nich woli siedzieć. Ale jak ktoś chce, może wstawać i tańczyć.
- Powiedziałeś kiedyś, że twoja poprzednia solowa trasa po całym Pierwszym Kontynencie była prezentem, jaki sobie dałeś na pięćdziesiąte urodziny. Czy teraz dajesz sobie prezent na zbliżającą się kolejną okrągłą datę.
Bohater znowu się roześmiał.
- Nie myślę w ten sposób. Ja po prostu czasem gadam takie głupoty.
- Czy Supernowa Bohatera Tułacza to pojedynczy projekt, czy jeszcze będziesz coś działał w tym kierunku? – Dziennikarz jednak wrócił do kontrowersyjnego tematu.
- Będę grał swoje piosenki napisane dla Supernowej tak długo, jak zdołam – zapewnił Bohater. – Taki jestem i taki chcę być.

Powrót do pierwszej strony
www.kejti.pl ... Nie zapomnij zajrzeć tu za miesiąc ...