Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska
2. Dolina Wyścigu - sezon wiosenny
Wiosna była już w pełni. Promienie słońca dawały przyjemne ciepło, ożywiając ziemie. Trawy wystrzeliły w górę bujne, jasnozielone i soczyste. Kwiaty rozkwitły dziesiątkami kolorów, rozsiewając wokół mdłe i słodkie zapachy. Tylko Tor w dolinie pozostał nagi, nie zagościło tam nawet źdźbło trawy. Ziemia tratowana przez dziesiątki sezonów była jałowa. Lecz nawet gdy jakiejś wyjątkowo odpornej i upartej roślinie udało się zapuścić tam korzenie, była wyrywana. Tor musiał pozostać Torem, póki rozgrywano Wyścig. Właśnie trwały ostatnie przygotowania, sezon miał lada dzień się rozpocząć. Zwierzęta na stałe mieszkające w Dolinie Koni Wysokiego Rodu w Miejscu Zatrzymania były już gotowane, ale wciąż nadciągały te, które większą część roku spędzały w górach lub na Pustkowiu. Nie przybył też jeszcze King - mistrz Toru.
Trójnóg uśmiechnął się.
- Jeśli nie przyjdzie, straci tytuł - powiedział sam do siebie.
Trójnóg był najstarszym spośród Koni Wysokiego Rodu i najwyższym rangą uprzęży, dlatego też zawsze przewodził Radzie i otwierał sezony startowe. Swojego prawdziwego imienia wyrzekł się wiele zim wcześniej, nikt nie pytał dlaczego. Pochodzenie przydomku Trójnóg było oczywiste, ogier miał tylko trzy nogi - prawa tylna kończyła się tuż za stawem skokowym. Stracił ją w czasie wędrówek po górach. Mimo to stawał na Torze i biegał. Nie odnosił sukcesów, ale nie bywał też ostatni. To budziło szacunek.
Za Kingiem nie przepadał, nie podobał mu się styl życia mistrza, to, że zadawał się z Końmi Prymitywnymi, jak w dolinie nazywano Tułaczy.
Trójnóg wstrząsnął wiekową głową. W korytarzach Miejsca Zatrzymania rozległ się szum, dwa głosy toczyły z sobą kłótnię. Trójnóg wyprężył szyję, czekał, wiedział, że zaraz będzie musiał rozsądzić jakiś spór.
Był dużym, skarogniadym ogierem o sierści przyprószonej już siwizną. Patrzył na świat ogromnymi oczami, błękitnymi i łagodnymi - to był tylko pozór - Trójnóg doskonale wiedział, co to gniew. Nie prowadził też życia przykładnego starca. Jego partnerka Arwena była wiele zim od niego młodsza.
Do sali narad wpadł najpierw zdyszany młodzieniec mlecznosiwej maści. Był wysoki i szczupły. Lekko utykał na przednią nogę. Nerwowo zarzucał głową, podbijając w górę gęstą grzywkę spadającą mu na oczy. Nosił uprząż drugiego stopnia. Za nim wpadła potężna i nie młoda już, również siwa klacz nosząca uprząż trzeciego stopnia i siwe źrebię z głową tuż nad ziemią, a za nimi tłum innych koni. Młodzieńca Trójnóg nie znał.
- Jestem Mortigan - nerwowo rzucił siwek. - Przyszedłem stanąć na Torze...
- Ale nie staniesz - stwierdziła klacz, tupiąc przednią nogą.
- Nie krzyczcie - poprosił Trójnóg. - Biała Gwiazdo, wytłumacz mi, co tu zaszło - zwrócił się do klaczy.
- Ten tutaj koń, to niestety mój młodszy brat - powiedziała klacz, cofając głowę i prężąc grubą szyję. – Nie zasługuje na to, by nosić tak szlachetne imię i by stanąć na Torze. Zgwałcił mnie i to dziecko - wskazała źrebca - jest owocem tego gwałtu.
- To prawda? - Trójnóg spojrzał badawczo na Mortigana.
- Nie - jęknął młodzieniec.
- Ależ tak - rzuciła stanowczo klacz.
- Trzeba zwołać Radę - oznajmił starzec. - Niech społeczność Doliny Wyścigu zadecyduje, czy chce ufać nowemu przybyszowi, czy tej, którą znamy od wielu sezonów. Zbierzcie tu wszystkich - zarządził.
Parę młodych koni wybiegło z Miejsca Zatrzymania, by sprowadzić nieobecnych.
- Ja naprawdę tego nie zrobiłem - próbował tłumaczyć się młodzieniec.
- Kłamie, winowajcy zawsze kłamią! - krzyczała klacz.
Konie schodziły się i ustawiały w sali narad, każdy ze swoją drużyną. Chwilę wrzało od głosów, potem Trójnóg uciszył wszystkich jednym skinieniem głowy. Brakowało już tylko Kinga.
Wtedy właśnie się zjawił, drobny, kary, bardzo elegancki ogier. Szedł wyginając szyję, wysoko unosząc nogi i wysoko trzymając daleko odsadzony ogon. Jego pysk zdobiła szeroka łysina, a wszystkie nogi wysokie skarpetki. Nosił uprząż drugiego stopnia.
Taki właśnie był mistrz.
Za nim szedł jego syn, też jak ojciec kary, jedynie z białą plamką na chrapach. Na imię było mu Sylas. Tradycja rodu Kinga nakazywała, by najstarszy syn nosił imię ojca, Sylasa nie mogło to jednak dotyczyć, nie był ślubnym dzieckiem. Po tragicznej śmierci Cremony będącej pierwszą żoną Kinga, mistrz szukając pocieszenia żył parę miesięcy z Tułaczką Strzałą i Sylas był owocem tego związku. Miał jednak postawę Konia Wysokiego Rodu i jak one lśniącą sierść. Pozwolono mu wziąć udział w Wyścigu. To miał być jego pierwszy start.
- Witaj - skłoniła się przed Kingiem wysoka klacz o zielonej sierści.
- Witaj, Ziuto - uśmiechnął się do niej. Kiedyś byli razem. King ją zostawił, powiedział, że nie może z nią żyć, że ciągle kocha Cremonę. Ziuta to zrozumiała. Na jej przeszłości też leżał cień, coś co nie dawało spokoju. Zgwałcona jako źrebiczka urodziła córkę - Ares-polonę. Porzuciła ją, uciekła. Z tego powodu, jak i z powodu jej zielonej sierści wyrzekł się jej brat - Trójnóg. Była jego młodszą siostrą, ale i ona nie znała jego prawdziwego imienia. Kiedy się urodziła, już go nie miał.
Jeśli chodzi o związek Ziuty z Kingiem, zostali przyjaciółmi, a ich drużyny współpracowały ze sobą na Torze.
King podszedł do swoich.
- Witaj - rzucił potężny, kary Rozynand.
- Witaj - uśmiechnęła się kara Wietrznica.
- Witajcie - odpowiedział im.
- Cisza! - Trójnóg raz jeszcze przywołał wszystkich do porządku. - Zebrałem was tutaj, by obradować nad losem tego młodzieńca - wskazał siwka. - Biała Gwiazda twierdzi, że mimo, iż jest jej bratem, zgwałcił ją. On mówi, że jest niewinny. Muszę dodać, że nosi on szlachetne imię Mortigan. Rzecz pierwsza, czy uważacie, że powinniśmy odebrać mu imię? Będziemy głosować. Kto jest za tym, żeby przy swoim imieniu pozostał niech wystąpi.
Na chwilę zapanowała cisza. Konie spojrzały po sobie. Potem King postąpił krok naprzód, za nim poszli Rozynand i Wietrznica. Na przód postąpiła Ziuta, kara City’i i Błyskawica w czarno-zielone łaty - siostry bliźniaczki, kary Strzałbarnaba i Wiatr o złotej sierści - brat Wietrznicy. Wiatr obejrzał się na swoją partnerkę również złotokasztanowatą Chandrę. Potężna klacz nawet nie drgnęła. Inne konie też stały nieruchomo.
Czy to byli już wszyscy? Nieśmiało postąpiła naprzód kasztanowata Róża z drużyny Rolanda. Była w dolinie po raz pierwszy. Roland zmierzył siostrę złym spojrzeniem. Żachnęła się, ale nie cofnęła. Powstrzymał ją widok smutnego pyska siwego młodzieńca i jego ciemne, wystraszone oczy. Nie wierzyła, że był winny. Jej serce zabiło szybciej. Znalazło się w nim miejsce dla nieznajomego.
- To już wszyscy? - spytał Trójnóg.
Tak, to byli wszyscy. Nikt już się nie poruszył.
- Ile was jest? Troje, ośmioro, dziewięcioro - liczył głośno. - Ja i zainteresowani sprawą nie głosują, to czworo - policzył też źrebię. - Wszystkich jest dwadzieścioro siedmioro. Przeszło. Rada zadecydowała o odebraniu ci imienia - zwrócił się do Mortigana. - Jeśli chcesz je odzyskać, musisz na to zasłużyć, a jedyny sposób w jaki możesz to zrobić, to zostanie mistrzem Toru.
- Jakie więc teraz będę nosił imię? - zapytał siwek, cofając się i przysiadając na zadzie.
Trójnóg przyjrzał mu się, jego niepewnej postawie i opadającej na oczy grzywce.
- Ja nazywam cię Frajerem i wszyscy mają obowiązek tak się do ciebie zwracać.
Koń zwiesił głowę. Przyjął to.
- Zostaje jeszcze jedna sprawa - kontynuował Trójnóg. - Czy dopuścimy go do Wyścigu?
- Nie - syknęła Biała Gwiazda.
- Kto jest za przyznaniem mu prawa startów na własne kopyto?
Konie nie ruszyły się.
- Więc to chyba jasne?
- Nie. - King potrząsnął głową. - Trójnogu, nie możesz zabronić któremuś z nas przyjęcia go do swojej drużyny, a ja właśnie to zrobię.
Pysk siwka rozjaśnił się.
- King, tak nie postępuje najszacowniejszy na Torze - zwrócił mu uwagę Trójnóg.
- Ja tak postępuję - odpowiedział mistrz. – Chodź, Frajerze, musimy omówić strategię biegu - powiedział do siwka i ruszył ku wyjściu, przepychając się pomiędzy koni. Jego drużyna poszła za nim. Siwek utykając poczłapał na końcu.
Jakiś koń wybuchnął śmiechem:
- On utyka. Jak ma biegać w drużynie mistrzów.
Po tej uwadze zawtórował mu chór innych złośliwych uwag.
Róża zamknęła oczy, chcąc powstrzymać łzy.
Kiedy sala narad opustoszała, przed Trójnogiem stanęła trójka młodych koni. Gniada klacz o płomiennie rudej sierści była smukła i drobna, w jej żyłach nie mogła płynąć czysta krew. Nerwowo rzucała głową, podbijając w górę ciemną grzywę. Jeden ze stojących o pół kroku za nią młodzieńców był makabrycznie chudym bułankiem o rudej grzywie, drugi zwalistym kasztanem z konopiastą grzywą i z pędzlami białych włosów wokół pęcin.
- Witaj, Trójnogu. - Klacz skłoniła się szybko, nerwowo grzebiąc nogą. - Jesteśmy młodzi, przeżyliśmy po szesnaście zim, stworzyliśmy własną drużynę i chcielibyśmy prosić o zgodę na starty - wyrzuciła z siebie. - Na imię mam Wicher Północny – skłamała. - A moi towarzysze to Demoniak - przy tych słowach skłonił się chudzielec - i Robol - na to skłonił się kasztan.
Trójnóg spojrzał na nich badawczo.
- Nie jesteście czystej krwi - powiedział - ale co do was, chłopcy, nie wątpię, że chociaż jedno z waszych rodziców było Koniem Wysokiego Rodu. Mam rację?
- Nie wiem - rzekł Demoniak trzęsącym się głosem. - Nie znałem ich. Jestem sierotą.
- Ja też - dodał Robol. - Na Pustkowiu od wielu zim zaraza zbiera swoje żniwo.
- Jak wygląda twój rodowód, Wicher Północny? - Trójnóg zwrócił się do klaczy.
- Wstyd się przyznać – powiedziała, ociągając się. - Ale mój ojciec był Koniem Wysokiego Rodu.
Trójnóg raz jeszcze przyjrzał się jej badawczo.
- Jakie nosił imię?
- Rudy - rzuciła. Nie chciała się do tego przyznać, ale to mogła być jej jedyna przepustka na Tor. Cóż, jej rodowód był trochę wątpliwy. Rudy był Koniem Wysokiego Rodu, a raczej byli nimi jego rodzice i siostra Cremona. On urodził się kaleką. Jedna z jego tylnych nóg była zbyt krótka i nie dotykała ziemi. Nigdy nie nauczył się galopować. Wypędzono go z doliny. Dopóki City’i wędrowała po Pustkowiu był z nią. Potem City’i odeszła i związała się ze Strzałbarnabą. On był samotny. Jedną jedyną noc spędził z tułaczką Strzałą. Tak została poczęta Tina. Tak właśnie brzmiało prawdziwe imię Wicher Północny. Rodzice nie musieli jej nawet porzucać, kiedy tylko mogła, sama odeszła. W jej mniemaniu nikt nie chciałby być dzieckiem takich rodziców. Marzyła o Torze, o biegu, o byciu jedną ze szlachetnej rasy. Taka już była: próżna i pusta, nie wiedziała, co to wdzięczność, czy miłość.
- Tak - westchnął Trójnóg. - On miał w sobie naszą krew. Trudno - potrząsnął głową. - Nasza rasa upada. Pozwalam wam. Biegajcie.
- Dziękuję - skłoniła się klacz i młode konie odeszły.
Cóż, źle działo się ze szlachetną rasą. Od wielu zim nie urodziło się wśród nich żadne źrebię i żadna klacz nie była ciężarna. Jeszcze parę sezonów wcześniej Trójnóg nie dopuściłby do biegu koni półkrwi. Dziś, działało na ich korzyść, że były młode. Może Wicher Północny będzie rodziła dzieci? Trójnóg miał taką nadzieję.
Tuż przed południem Konie Wysokiego Rodu ustawiły się na starcie. Utworzyły rząd zadów pokrytych lśniącą sierścią, rząd umięśnionych piersi, mocnych nóg. Napinały się mięśnie, nabrzmiewały żyły. Serca przyspieszały rytm. Konie nerwowo przestępowały z nogi na nogę, strzelały ogonami i mięły nimi powietrze.
Trójnóg dał znak do startu. Ruszyli. Na początku biegli pierś przy piersi, potem stawka rozciągnęła się.
King biegł lekko gdzieś w połowie stawki. Tak wyglądała jego taktyka. Potrafił dobrze finiszować. Jeszcze wyjdzie na drugą, czy trzecią pozycję. Na razie chodziło tylko o to, by utrzymać się w Wyścigu.
Frajer biegł z pierwszymi, w galopie jego kulawizna nie była widoczna. Zaczął jednak słabnąć już w połowie dystansu. Jego mięśnie były wiotkie i nieprzyzwyczajone do długiego biegu. Wyprzedzało go coraz więcej koni. Zrównała się z nim też kara, długonoga klacz z drużyny, do której i on teraz należał. Miała na pysku wąską strzałkę, a na nogach wysokie skarpetki. W jej ruchach drzemała dynamika i siła. Po prostu nie mogła mu się nie podobać.
- Biegnij, Mortigan – syknęła, z trudem łapiąc oddech. – Biegnij, Mortigan. Nie zapanujesz nad tym z tyłu. Odetną cię. Odpadniesz.
Nie zdążył jej odpowiedzieć, bo już go minęła.
Zebrał się w sobie, zmusił mięśnie do ogromnego wysiłku i on także zaczął wyprzedzać.
Stawali na starcie każdego ranka, zawsze było ich o dwoje mniej. Pierwsi odpadli młodzi przybysze Wicher Północny i Robol, po nich Demoniak i Sylas.
- Nie przejmuj się - powiedział King do syna. - Jesteś jeszcze młody, nie możesz wygrywać z dorosłymi końmi.
- Ja się nie przejmuję - parsknął Sylas, rzucając głową, ale w jego jasnych, błękitnych oczach był gniew i żal. - Nie musisz mnie pocieszać. - Był dumny. - Nie wierzę w Wyścig. Będę Tułaczem. - King nie odpowiedział na.
Następnego dnia odpadły izabelowata Lotna z drużyny swojego męża - Czarnego i Róża. Kasztanka zwiesiła głowę i płakała cicho, stojąc na Torze. Frajer patrzył na nią. Współczuł klaczy, ale nie podszedł do niej i nie pocieszył. Nie znał jej i był zbyt nieśmiały na taki gest. Czy mógł mieć u niej szansę, skoro stracił imię?
- To nic - powiedział Rolad, podchodząc do siostry. - Może uda ci się jesienią. - To było wszystko, na co się zdobył.
Po kolejnym starcie odpadła Błyskawica, karo-zielona klacz z drużyny Ziuty. Też płakała. Jej nie miał już kto pocieszyć. Takie było Prawo Wyścigu.
- Czemu mówisz do mnie Mortigan? - spytał Frajer Wietrznicę pewnego popołudnia. - To już nie jest moje imię. Straciłem je.
- Ale odzyskasz. - Klacz uśmiechnęła się. - Poza tym ja ci wierzę. Nie mógłbyś czegoś takiego zrobić Białej Gwieździe.
- I nie zrobiłem.
- Widzisz. - Pochyliła kokieteryjnie głowę. - Miałam rację. - Przeszła parę kroków bokiem, prezentując mu swój gęsty, daleko odsadzony ogon. - Pójdziesz ze mną nad morze? - zaproponowała.
Siwek był zdziwiony i może trochę zakłopotany. Podrzucił tylko grzywkę na czole.
- Wiem, że takie propozycje powinien składać ogier, ale ty jesteś nieśmiały - powiedziała klacz.
- Masz rację. - Teraz się uśmiechnął. - Więc, pójdziemy nad morze?
- Oczywiście. - Wietrznica wierzgnęła i razem pobiegli przez dolinę, poprzez jej wysokie trawy, ku morzu. Wpadli galopem w wodę, wzbijając w górę deszcz ogromnych kropel. Stawali potem przed sobą dęba, rżeli, unosili w górę głowy, naprężali szyje, rozchlapywali wodę, biegali, tarzali się w piasku i znowu biegali.
Wietrznica chwyciła go wargami za grzywę, potem musnęła jego szyję.
Odwrócił się nagle, zarywając nogami w piasku.
- Co ty robisz? - spytał przerażony.
- Bawię się z tobą – odpowiedziała. - Podobasz mi się.
- Ja nie mam imienia - jęknął.
- Ale je odzyskasz. Uspokój się - skubnęła go w bark i w ganasz.
Frajer nieśmiało musnął wargami jej szyję. Znowu zaczęli skakać i chlapać się w falach. Wypadli potem na brzeg. Gonili się, ocierali o siebie, stając dęba. Nie wiedzieli, że ich przodkowie bawili się tak, jeszcze zanim nauczyli się z sobą rozmawiać. Nie mogli tego wiedzieć. Sunęli wargami po swoich szyjach, łączyli się w pocałunku. Tego konie nauczyły się dużo później, już budując miasta, ale oni nie wiedzieli i tego, dla nich był to najzwyklejszy rytuał rodzącej się miłości.
- Jesteś taka piękna - wyszeptał Frajer.
- Och, Mortigan - westchnęła tylko Wietrznica.
W końcu zostawało ich w Wyścigu sześcioro: King, Frajer, Wietrznica, Ziuta, Wiatr i Chandra. King zebrał ich o świcie na naradę.
- Zostali praktycznie sami swoi – stwierdził. - Doskonale wiecie - ciągnął dalej - że żadne z was dziś jeszcze nie jest w stanie mnie pokonać. Pozwólcie zostać mi samemu z Frajerem na Torze, a ja wszystko tak zaaranżuje, że przybiegniemy na metę równo, Frajer zasłużył na to. Wszyscy wiemy, że został niesłusznie osądzony...
- Kto wie, czy tak niesłusznie - weszła mu w słowo Chandra.
- Oddam mu Wyścig - skończył King, jakby jej nie usłyszał.
- Szlachetnie postępujesz - uśmiechnęła się Ziuta brzydkim, lecz wytwornym uśmiechem.
- Nie możesz jednak wymagać od nas posłuszeństwa, jeśli my nie podzielamy twojego zdania - powiedziała Chandra, chyba w imieniu siebie i Wiatra.
- Ależ ja podzielam - zarzekł się Wiatr.
- Ja nie! - Chandra rzuciła gniewnie głową.
Frajer cofnął się i skulił w sobie.
- Uważam, że wszyscy poszaleliście – ciągnęła dalej Chandra. – Przecież jasne jest, że ten ogier jest winny tego, czego się wypiera i ja Wyścigu nie mam zamiaru mu oddawać.
- I może nie będziesz musiała - odpowiedział spokojnie King. - Ten młodzieniec jest lepszy od ciebie.
King miał rację, zmaganie na Torze jak zawsze ujawniło prawdę. Tym razem odpadły Chandra i Ziuta.
Dwa ostatnie biegi nie pasjonowały nikogo. Konie ruszały lekkim galopem tylko udając, że walczą, a wolne tempo tłumaczyły zmęczeniem. Tak jak to było zaplanowane najpierw odpadli Wiatr i Wietrznica. W ostatnim biegu King i Frajer przybiegli równo.
Trójnóg kipiał ze złości i zaczął już nawet mówić: „Jedno zwycięstwo to zbyt mało”, prężył przy tym szyję i grzebał nogą, gdy na stoku opadającym łagodnie ku dolinie zjawił się kary ogier.
Z daleka poznali go wszyscy. Znieruchomieli, wznosząc głowy i rozdziawiając pyski. Przybysz był potężnym koniem średniego wzrostu. Żyły nabrzmiały na jego nogach, mięśnie miały ogromną siłę, kopyta odbijały blask słońca. Grzywę i ogon miał gęste, może niezbyt piękne, ale w całym swoim ciele miał tyle elegancji i gracji, że zdawało się, iż w jego żyłach płynie szlachetna krew. W rzeczywistości był Tułaczem, niezbyt młodym zresztą.
To był Gryf. Wiele sezonów wcześniej, gdy Trójnóg nie był jeszcze starcem, a dolina nie była zamknięta przed Tułaczami, gdy mogli stawać do Wyścigu, Gryf był mistrzem. Wszystkie biegi wygrywał o parę długości i raz tylko był drugi. Wtedy to King go pokonał, będąc młodzieńcem mającym zaledwie szesnaście zim. Gdy postanowiono chronić szlachetną rasę przed dopływem krwi Koni Prymitywnych wypędzono Gryfa z doliny.
- Witaj młodzieńcze - rzekł Gryf do Frajera, tańcząc na tylnych nogach i przyglądając mu się małymi, świdrującymi oczkami. - Widzę, że zrównałeś się z tym, który mnie jako jedyny z was pokonał.
- Nie masz prawa by stanąć na Torze - rzekł Trójnóg gniewnie.
- Nie mam - powiedział Gryf, rzucając głową. - Niech więc tylko ten młodzieniec stanie na Torze, a ja pobiegnę po trawie, wzdłuż Toru. Tego nie możesz mi zabronić.
- Rzeczywiście nie mogę - przyznał Trójnóg. - Biegnijcie więc.
Frajer zgodził się na to bez słowa, chociaż był pewny przegranej. Zbyt dobrze wiedział, że swój wynik zawdzięczał Kingowi, a nie własnym umiejętnością. Był już też bardzo zmęczony.
Stanęli na starcie, a oczy wszystkich skupiły się na nich. Frajer jednak najmocniej poczuł na swoim boku spojrzenie dwóch klaczy: delikatnej Róży, z której oczu wyczytał, że wierzyła w niego i twardej Wietrznicy, ta złożyła wargi do słów i wyszeptała: „Mortigan, wygrasz”. Trójnóg dał znak do startu. Ruszyli.
Frajer został na początku z tyłu.
Jestem bez szans - pomyślał i wtedy sprężył się w sobie. Klacze w niego wierzyły, King pewnie też, a on chciał odzyskać imię. Przyspieszył i gnał prawie ślepy ze zmęczenia, gdy pot i piana oblepiły mu boki, a tępy ból odezwał się w uszkodzonej nodze. Jego oddech stał się chrapliwy i nierówny, nie mógł zaczerpnąć tchu, ale gnał. Prawie nie dotykał w biegu ziemi, a ta stała się odległa i jednocześnie twarda jak skała, rozdzierając kopyta bólem - każde po kolei. Przed sobą miał ogon Gryfa. Wyrzucał wprzód nogi tak daleko, że myślał, iż oderwą się od ciała i biegł, biegł. Zrównał się z Gryfem, wyprzedził go charcząc. Minął zakręt i wypadł na prostą.
Stanął na mecie. Wygrał. Nie miał jednak siły się cieszyć. Stał ze zwieszoną głową i rozpaczliwie chwytał wargami powietrze.
- Wygrałeś - powiedziała Wietrznica.
- Jesteś co najmniej mi równy - powiedział King.
On nie miał siły odpowiedzieć.
- Teraz odejdź stąd – Trójnóg zwrócił się do Gryfa. - Przegrałeś.
- Odejdę - odpowiedział tamten. - Nie jestem już bowiem mistrzem - gdy to mówił było w nim więcej elegancji i dumy, niż w Trójnogu, Kingu i wszystkich razem wziętych Koniach Wysokiego Rodu.
Nie czekał na odpowiedź Trójnoga, odwrócił się na zadzie i oddalił z wielką gracją lekkim galopem.
- Cóż, Frajerze. - Trójnóg spojrzał na z trudem unoszącego głowę młodzieńca. - Pokazałeś nam, że umiesz biegać, ale myślę, że to wciąż za mało, by zwrócić ci imię. Nie zapominaj, jak jest ono szlachetne.
Frajer poczuł się, jakby ktoś uderzył go kopytem po pysku, ale niczego nie powiedział. Drżał tylko, gdy pot stygł na jego sierści.
- Nadam ci imię zastępcze, również spośród szlachetnych - ciągnął dalej Trójnóg. - A o twoim prawdziwym imieniu pomyślimy, gdy utrzymasz tytuł, który teraz dzielisz z Kingiem. Myślę, że takie rozwiązanie wszystkich zadowoli.
- Mnie nie ucieszy żadna łaska dla niego - powiedziała zagniewana Biała Gwiazda.
- Co za imię będę teraz nosił? - spytał nieśmiało Frajer, z trudem łapiąc oddech.
- Od dziś nosisz imię Hasufel - zdecydował starzec.
- Nie jest uczciwe to, co proponujesz - rzekł King, pewnie uderzając nogą w ziemię. - Bawisz się tym źrebcem, nie dotrzymując obietnicy. Niech według ciebie będzie on Hasufelem, ale ja nie przyjmuję twojej decyzji. Dla mnie jest on młodzieńcem, któremu odebrano imię przez złośliwość jego własnej siostry i twój ślepy upór, w którym nie chcesz wysłuchać obu stron. Nikt z nas nie wie, co naprawdę się zdarzyło, ale zważ, że nadano mu szlachetne imię i że odziedziczył uprząż drugiego stopnia, że być może kiedyś to on będzie otwierał sezony, jak ty teraz. Jesteś mu winien choć odrobinę zaufania i szacunku.
- Co to wszystko znaczy? - nieśmiało spytał Frajer-Hasufel.
- Znaczy to - powiedział King podniesionym głosem - że nie słyszałem nigdy o Hasufelu, tylko o Frajerze, który będzie kiedyś Mortiganem.
- King... - jęknął ten, który już sam nie znał swojego imienia. - Nie odbieraj mi chociaż tego.
- Nie mogę odebrać ci imienia, którego nigdy nie nosiłeś - mówiąc to King rósł w oczach wszystkich, przyćmiewając majestat Trójnoga. – Wiedz, Frajerze, że jeśli zgodzisz się na noszenie nie swojego imienia, swojego już nie odzyskasz. Zobaczysz, że twoi wrogowie do tego nie dopuszczą.
- Więc nie przyjmuje go - wyszeptał słabo Frajer.
- Brawo! - krzyknęła Wietrznica.
- Może nie będziesz miał następnej szansy na łaskę. - Uśmiechnęła się chytrze Biała Gwiazda.
- Wszyscy powariowaliście - skomentował to Trójnóg.
Pierwszy opisany sezon wiosenny
imię |
miejsce |
Biała Gwiazda |
16 |
Biały |
6 |
Czarny Diament |
16 |
Wolna |
17 |
Czarny |
15 |
Lotna |
18 |
Indianek |
9 |
Kak |
10 |
King |
1 |
Frajer |
1 |
Rozynand |
13 |
Sylas |
18 |
Wietrznica |
2 |
Roland |
8 |
Gamoń |
12 |
Róża |
17 |
Trójnóg |
14 |
Arwena |
7 |
Wicher Północny |
21 |
Demoniak |
19 |
Robol |
20 |
Ziuta |
4 |
Błyskawica |
16 |
City’i |
11 |
Chandra |
5 |
Strzałbarnaba |
9 |
Wiatr |
3 |