Kejti's Factory - Opowiadanie
"Wyścig"

Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska


4. Dolina wyścigu - sezon jesienny.
Dni nadal były ciepłe, ale wiatr przyniósł chłodne powietrze z północy. Morze burzyło się i niosąc białą pianę wdzierało na plażę.
King stał na szczycie wzgórza ze zmrożonymi oczami, grzał się w słońcu. Ciepło rozlewało się po jego kościach. To było przyjemne, bardzo przyjemne. Właśnie wrócił z Pustkowia do Doliny, zbliżał się kolejny sezon startowy. Zimą planował pójść do swoich. Ilu przeżyło? Miał nadzieję, że najbliższym mu przyjaciołom udało wymknąć się z pazurów zarazy. Nie myślał o tym jednak wiele. Było życie, była śmierć. Jak wszyscy mieszkańcy tego świata oswoił się z dramatami.
Martwiło go coś innego. Starzał się. Czuł to po leniwym, upalnym lecie aż zbyt dobrze. Przeżył co prawda trzydzieści sześć zim, a i konie mające na swoim kącie po pięćdziesiąt spisywały się dobrze na torze, jednak życie na Pustkowiu wyniszczało i sprawiało, że Tułacze szybciej się starzeli. On był po trosze Tułaczem. Większą część roku spędzał na chorej ziemi. Doskonale wiedział, że skracał sobie karierę mistrza i życie, ale nie umiał wyrzec się Pustkowia. Panujące tam reguły były mu bliższe, niż Prawo Wyścigu. Nie uważał jednak, by społeczeństwo jakie stworzyli Tułacze, w pełni odpowiadało jego osobowości. Tułacze zbyt wielką - jak dla niego - wagę przywiązywali do samych siebie, za mało dawali innym. King nie należał do tych, którzy wierzą, że zasady według jakich żyją, są słuszne tylko dlatego, że są prastare. Nie był tylko próżnym mistrzem bratającym się z niższymi braćmi. Gdyby urodził się Tułaczem, nazwano by go mędrcem, tak twierdzono, że był dziwakiem. Marzyło mu się, że zmieni świat. Próbował uczyć konie jak żyć inaczej, jak sobie pomagać. Żadne jednak ze społeczeństw nie rozumiało jego teorii braterstwa. W obu konie były rozpaczliwie samotne. Tułacze sami izolowali się od innych, Konie Wysokiego Rodu dzielił Wyścig.
- King! King! - Frajer wołał go, gnając pod górę.
- King. - Stanął przed nim. Dyszał ciężko. - Biała Gwiazda znowu zaczęła szaleć. Chce, żeby jednak nie pozwolono mi stanąć na Torze. Wszystko zaczęła od początku i konie zbierają się na dole.
- Jak to, zaczęła od początku? - King spojrzał na zdyszanego Frajera. Czar spokojnego dnia na wzgórzu w ciepłych promieniach jesiennego słońca prysł.
- Ona jest uparta - wyszeptał Frajer. - A konie jej słuchają. Ma u nich poważanie. King, pomożesz mi?
Kary ogier skinął głową.
- Chodź - powiedział tylko i razem zeszli ze stoku. - Majestatyczny King i drżący, skulony w sobie, utykający Frajer.
Wokół Miejsca Zatrzymania wrzało. Biała Gwiazda z Trójnogiem przy boku stała przed wejściem. Mówiła podniesionym głosem:
- Czy możecie pozwolić, żeby stawał na Torze wraz z wami ten, który zhańbił imię swojej siostry? Jak w ogóle możecie się na to godzić, przymykać oczy?!
Wystąpieniu Białej Gwiazdy nie przysłuchiwały się tylko młode konie, które prowadziły swoją własną dyskusję pod przewodem Wicher Północny.
King wstąpił w tłum, a konie ustępowały mu z drogi. Stanął w końcu przed obliczem Białej Gwiazdy.
- Jaki masz dowód na to, co mówisz? - spytał spokojnie.
- Wystarczy, że to przeżyłam - odpowiedziała zaperzona Biała Gwiazda i tupnęła.
- Ale my nie musimy ci wierzyć.
- A to źrebię? - rzuciła głową, wskazując na mizerną postać Białego.
- Ile on przeżył zim? - spytał King.
- Piętnaście - odpowiedziała nagle zakłopotana.
Reszta koni znieruchomiała, jakaś myśl zaczęła kiełkować w ich głowach.
- A ty, Frajerze? - King zwrócił się do siwka.
- Dwadzieścia trzy – oznajmił, lekko się zacinając.
- A więc - rzucił King - chyba sami widzicie, że to zwykła mistyfikacja. Frajer...
- Hasufel - poprawił go Trójnóg.
- Frajer - powtórzy raz jeszcze King - i Biały mogliby być braćmi, ale nigdy ojcem i synem. Zaprzeczałoby to naturze naszego gatunku. Nie wiem, w takim razie, czyje to dziecko, Biała Gwiazdo, może i ty nie wiesz, ale na pewno nie twojego brata.
- Jak śmiesz - wyszeptała klacz przez zaciśnięte zęby.
- Przykro mi - odparł tylko.
Konie zaczęły szeptać między sobą. To stało się dla nich oczywiste - Frajer był niewinny. Jak mogli być tak do tej pory ślepi, nie myśleć, nie rozumieć, że stara klacz wykorzystuje ich do załatwienia swoich nieczystych interesów.
- Powinniśmy zwrócić mu imię - rzucił Roland.
- Tak. Dobrze mówisz - poparła go pewnie Wietrznica.
- Nie zrobimy tego - rzekł kwaśno Trójnóg. - Wiemy, że nie jest ojcem Białego, ale nie wiemy, czy rzeczywiście nie zgwałcił swojej siostry. Nie możemy powiedzieć tak i nie możemy powiedzieć nie. Jeśli zostanie mistrzem, otrzyma imię. Taki stan rzeczy chyba wszystkich zadowoli.
- Tak. - Frajer wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie - burknęła Biała Gwiazda. - Jemu nie powinno się dawać szansy, to zboczeniec. - Nikt jej już nie słuchał. Dumna i pusta, nienawistna siwka przegrała tę rundę.

Pierwszy bieg wyeliminował Chandrę i Ziutę. Zielona dama nie dała po sobie poznać zawodu. Nie powiedziała niczego, nawet nie drgnęła jej powieka. Zwycięstwo nie było jej potrzebne, pozycja jaką miała z urodzenia - uprząż pierwszego stopnia - zupełnie jej wystarczała.
Róża rodziła sobie znacznie lepiej, niż w poprzednim sezonie.
W drugim biegu odpadły Biała Gwiazda i Błyskawica.
Biała Gwiazda parsknęła gniewnie, rzucając głową, a Frajer uśmiechnął się ukradkiem. On był wśród pierwszych, biegnąc przy boku Kinga. Odnosił sukcesy, a mimo to nie był spokojny. Czuł, że zwycięstwo leży w zasięgu jego możliwości. Nogi wzmocniły mu się od poprzedniego sezonu, a pierś Róża rozrosła. Ćwiczył na Torze całe lato. Teraz jedynym przeciwnikiem dla niego był King. Miał jednak nadzieję, że stary mistrz jeszcze ten jeden raz ustąpi - był przecież szlachetnym i myślącym koniem. Nie, nie to martwiło Frajera.
Na Torze zabłysł Biały – milczący syn Białej Gwiazdy i nieznanego ogiera. Frajer patrzył siwego źrebca, tego, który miał być jego synem. Dopóki ten był dzieckiem, którego ojcostwo mu wmawiano, Frajer nienawidził go, tak samo, jak Białej Gwiazdy. Teraz mu współczuł. Wiedział, że siwa klacz nie da mu miłości, że nie nauczy go wygrywać, że będzie Białym pomiatać, tak jak od dawna nim pomiatała.
Wieczorem w murach Miejsca Zatrzymania wyszeptał wprost do ucha Wietrznicy:
- Muszę z tobą poważnie porozmawiać.
- Tak? - Uśmiechnęła się.
- Czy kochasz mnie naprawdę?
- Tak, czemu wątpisz? - zdziwiła się.
- Tylko się upewniam - wyjąkał zakłopotany. - Wyjdziesz za mnie?
- Jak tylko będzie nam wolno, gdy otrzymasz imię.
- Otrzymam je. To pewne - uśmiechnął się. - Ale... Chciałbym cię o coś prosić.
- Słucham.
- Czy gdy będziemy już parą, zgodzisz się, żebyśmy adoptowali Białego?
- Co? – spytała nerwowo. - Dlaczego? Czy tylko dla tego źrebaka chcesz się ze mną ożenić? O co tu chodzi?
- Kocham cię - zarzekł się. - Jesteś dla mnie najważniejsza, a on... On po porostu potrzebuje pomocy. Biała Gwiazda zniszczy go, jak mnie chciała zniszczyć. Zresztą... – Nie umiał jej tego wytłumaczyć. - Bądźmy więksi od niej.
- Bądź cicho - poprosiła Wietrznica, bo Frajer podniósł głos i inne konie zaczęły przysłuchiwać się ich rozmowie. - Przecież on nawet nie umie mówić.
- A jeśli go nauczę? Jeśli to możliwe?
- On jest głupi.
- Może Biała Gwiazda nam i jemu to wmówiła. Skąd wiesz?
- Daj spokój! - Wietrznica nie chciała dalej o tym rozmawiać. Poczuła się zraniona. W jej sercu zrodziły się wątpliwości. Czyżby Frajer jej nie kochał? Czyżby ten źrebiec był dla niego ważniejszy niż ona? Dlaczego? Wszystko jedno dlaczego, to po prostu bolało.
Frajer, chociaż tego wieczora niczego już nie powiedział, nie przestał o tym myśleć. Sprawa słabej istoty, podobnej do niego, stała się dla niego naprawdę ważna.
W dwa dni później rozmawiał o tym z Kingiem. Szli brzegiem morza, z dala od Toru i Miejsca Zatrzymania, by nikt ich nie usłyszał. Razem wyglądali zabawnie: elegancki, kary King o spokojnych, rytmicznych ruchach i siwy Frajer dużo wyższy od mistrza, utykający i skulony w sobie.
- Dużo o tym myślałem - zaczął niepewnie siwek. - Teraz kiedy Biała Gwiazda i Biały już nie są dla mnie zagrożeniem, myślę, że ona może taką samą krzywdę wyrządzać temu źrebakowi, jaką chciała wyrządzić mnie, że go zniszczy. - Wypowiedź szła mu nieskładnie. - Nie sądzę, żeby był tak głupi, jak ona twierdzi i... - Zawahał się. - Co musiałbym zrobić, żeby go adoptować?
King zatrzymał się i spojrzał na niego badawczo.
- Po pierwsze, musisz mieć imię - rzekł poważnie. - Po drugie, musisz mieć żonę.
- Pobierzemy się z Wietrznicą, gdy otrzymam imię, ale... Czy jest jakiś sposób, żebym otrzymał je wcześniej, bo myślę, że wygram Wyścig.
Słowa Frajera zadziwiły Kinga, ale szybko znalazł odpowiedź:
- Nie bądź tego taki pewny. Żeby wygrać, musisz najpierw pokonać mnie. Teraz nie oddam ci Wyścigu, jeśli to zrobię, stracę tytuł.
Frajer poczuł się zakłopotany. Nie powinien nalegać, ale wciąż wierzył, że King się złamie i pozwoli mu wygrać. On przecież potrzebował imienia. Kingowi tym czasem tytuł był zupełnie zbędny. I tak, gdy kończył się sezon, odchodził na Pustkowie, nie biorąc udziału w życiu Koni Wysokiego Rodu.
- A gdybym i tak wierzył, że wygram? - spytał w końcu Frajer.
- Do tego masz prawo - mistrz poczuł się zagrożony. Może miał w sobie wiele idei równości i braterstwa, a także niezgodne z prawami świata i wole niesienia pomocy, ale był też dumny, jak wszyscy jego współplemieńcy i nie potrafił znieść myśli o porażce. - Możesz założyć, że imię już ci się należy. Być może Trójnóg pozwoli ci je przybrać, ale nie wiem, co cię spotka, gdy przegrasz. Twój związek z Wietrznicą i prawo do dziecka zostaną z pewnością unieważnione. O tym, co będzie dalej zadecyduje Trójnóg, a wiesz, że on nie będzie dla ciebie łaskawy. Jeśli jednak wciąż chcesz, porozmawiam z nim.
- Chcę - odpowiedział Frajer.
- Więc dobrze, zrobię to - zgodził się King.
- Dziękuje, mistrzu.
- Dobrze, że o tym pamiętasz - uśmiechnął się kary. - Jeśli jeszcze potrafię, wygram, mimo, że z całego serca życzę ci szczęścia.
- Wiem. - Frajer skinął głową. - Takie jest prawo Toru.

- Trójnogu. - King stanął przed najstarszym wiekiem. - Przychodzę w sprawie Frajera.
Byli sami w sali zgromadzeń Miejsca Zatrzymania.
- Hasufela. – poprawił go Trójnóg. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Frajera, ale o to nie będziemy się kłócić - rzekł King. - On uważa, że wygra Wyścig, a ja wiem, że jeśli ja go nie pokonam, na dzień dzisiejszy, nikt go nie pokona. Jest młody i silny, dużo ćwiczył.
- Co z tego? - spytał stary.
- Frajer...
- Hasufel.
- ... chciał prosić, byś pozwolił mu już używać swojego imienia.
- Po co?
- Chce się ożenić i adoptować Białego.
- Przecież nie jest jego ojcem - głos Trójnoga brzmiał chłodno.
- Nie jest - przyznał King. - Ale on uważa, że Biała Gwiazda wyrządza źrebcowi krzywdę.
- Bzdura.
- Więc nie pozwolisz mu przybrać swojego imienia?
- A sądzisz, że wygra?
- Nie odpowiem. - King potrząsnął głową. - To nie leży w moim interesie.
- Czemu więc prosisz o łaskę dla niego? - spytał Trójnóg z lekką kpiną w głosie. Jego wargi ułożyły się w nieprzyjemny uśmiech.
- Proszę o to, co mu się należy - odpowiedział King spokojnie. - Resztę niech rozsądzi Wyścig.
- Niech tak będzie. Powiedz mu więc, że od dziś zwie się Mortigan.
- Dziękuję - skłonił się King i odszedł.
- Wygrałeś, Mortiganie - powiedział potem Frajerowi.
- Wygraliśmy - powtórzył siwek, całując Wietrznice.
Klacz nie powiedziała niczego. Do oczu nabiegły jej łzy, nie mogła jednak pozwolić im wypłynąć na ganasze. Wiedziała, że siwek ryzykował zbyt wielką stawkę. Zresztą, nie chciała teraz za niego wychodzić. Nie chciała mieć nic wspólnego z przygłupim źrebcem, w ogóle nie chciała o nim słyszeć. Nie zaprotestowała jednak. Stała nieruchoma i cicha, zgadzała się na wszystko.
Wieczorem Trójnóg ogłosił powszechnie swoje postanowienie. Część koni usiłowała protestować, ale od tej decyzji nie było odwołania. Stary wiedział, co robił.

- Biała Gwiazdo - Trójnóg zwrócił się do siwej klaczy. - Pewnie dotarło już do ciebie, że Mortigan - słysząc to imię klacz rzuciła nerwowo głową - chce ci odebrać dziecko.
- Tak. - Biała Gwiazda nerwowo przestępowała z nogi na nogę. - Ale czy ma do tego prawo?
- Jak najbardziej - powiedział stary. - Nie jest jego ojcem, ale jest krewnym i jeśli się ożeni, będzie miał do dziecka większe prawo, niż ty, teoretycznie będzie w stanie zapewnić mu lepszą opiekę.
- I ty się z tym zgadzasz?! - Klacz kipiała ze złości.
- Jeśli wygra, muszę.
- A jeśli nie wygra?
Odpowiedzią był tylko uśmiech, ale Białej Gwieździe najzupełniej to wystarczyło.

Mortigan i Wietrznica stanęli przed Trójnogiem w sali zgromadzeń, a konie otoczyły ich kręgiem.
- Zebraliśmy się tu wszyscy - powiedział stary - by być świadkami związku tych dwojga. Przystąpmy więc do ceremonii. Czy ty, Mortiganie, bierzesz sobie za żonę tu obecną Wietrznicę i ślubujesz być jej wiernym, dopóki Prawo Natury was nie rozłączy?
- Tak - siwek drżał z podniecenia.
- Czy ty, Wietrznico, bierzesz sobie za męża tu obecnego Mortigana i ślubujesz być mu wierną, dopóki Prawo Natury was nie rozłączy?
- Tak - odpowiedziała klacz półprzytomnie. Kiedyś o tym marzyła. To było kiedyś, dawno, nie poznawała już w stającym obok niej ogierze banity, którego pokochała.
- Ogłaszam was więc mężem i żoną - powiedział Trójnóg grobowym głosem. - Pamiętajcie jednak, że nie zwalnia was to z obowiązku rywalizacji z sobą na Torze, Wyścig jest bowiem Prawem. Możecie się pocałować.
Ich wargi połączyły się w pocałunku. Mortigan był roztrzęsiony i żarliwy. To prawda, że myślał o Białym, ale przecież naprawdę pragnął stającej obok niego klaczy. Wietrznica pozostała zimna. Wciąż zmagała się z myślą – kim on naprawdę jest? Może popełniła błąd wiążąc się z nim? Wszystko jedno, ceremonia była zakończona.
Po ganaszach Róży popłynęły łzy, a i oczy Rolanda zasnuły się mgłą.
Czarny pocałował Lotną, przypominając sobie uroczystość ich ślubu.
Wicher Północny potrząsnęła grzywą z dezaprobatą.
Spojrzenia Kinga i Ziuty spotkały się. Było w nich pytanie, była i odpowiedź - wszystko skończone, przecież wiesz, była też prośba o przebaczenie.
City’i przytuliła się do Strzałbarnaby, oni nie zdecydowali się jeszcze na formalny związek.
- Proszę o uwagę - Trójnóg znowu zabrał głos. - Ponieważ Mortigan jest wujem Białego, a Biała Gwiazda jest samotna, tych dwoje ogłaszam opiekunami źrebca.
Biała Gwiazda wspięła się na tylne nogi i przysiadła na zadzie, ale nie powiedziała niczego.
- Biały, wyjdź na środek - nakazał Trójnóg.
Chudy siwek postąpił parę kroków naprzód, głowę miał przypłaszczoną do ziemi.
- Jako opiekun źrebca - niespodziewanie odezwał się Mortigan - nadaje mu dziś imię Hajzum, które będzie mógł nosić, jeśli kiedyś zostanie mistrzem.
Wicher Północny roześmiała się histerycznie, a mury powtórzyły jej śmiech echem.
- Niech tak będzie - rzekł Trójnóg, jakby tego nie słyszał.
Konie wstrzymały się od komentarzy. Wiedziały, co się stanie, gdy Mortigan nie będzie zwycięzcą. Jego wrogów już to cieszyło, śmieszyła ich też jego duma. Bo czy kuternoga mógł być mistrzem? Nikt chyba w to nie wierzył, oprócz Wietrznicy i Kinga.
Tej pierwszej jednak stało się to obojętne. Nie wiedziała, czy dla jej męża będzie lepsze zwycięstwo, czy porażka. To pierwsze miało dać mu prawo do imienia, to drugie mogło go otrzeźwić, a jej przywrócić tego, którego kochała.
King bał się ostatecznego wyniku. Nie życzył młodzieńcowi porażki, chciał jego szczęścia. Nie mógł jednak zrzec się tytułu, był dumny, dumny jak wszyscy z jego rodu. Chwilami żałował, że poszedł do Trójnoga, że naraził Mortigana na rozczarowania, ale wiedział, że gdyby on tego nie zrobił, siwek sam by wyprosił tę decyzję. Rozumiał już, że kto by nie wystąpił z tą prośbą, Trójnóg by się zgodził. Dla starego to był rodzaj gry. Bawił się życiem młodzieńca i cieszył się możliwością kpienia z mistrza. Nie lubił ich obu - tak w każdym razie Kingowi się wydawało.
Nocy poślubnej nie było, nie kochali się. Wietrznica powiedziała:
- Mamy już jedno dziecko, a ja nie chcę na razie rodzić. Chcę biegać. - To było wszystko.

- Nie musisz się więcej bać - powiedział Mortigan do Białego.
Było po zmroku. Wszystkie konie zebrały się w murach Miejsca Zatrzymania i ułożyły do snu. Biały tkwił w kącie. Nie wychodził z niego poza porą Wyścigu.
- Nie wiem, co robiła ci Biała Gwiazda. - Na brzmienie tego imienia mały zadrżał. - Ale to się już nie powtórzy - obiecał Mortigan. Usiłował otrzeć pysk o szyję małego, ale źrebiec skulił się w sobie. - W porządku, jeśli nie chcesz... Mamy czas. - Zostawił go w spokoju.
Źrebiec spłoszonym spojrzeniem śledził ruchy swojego nowego opiekuna. Mortigan pocałował Wietrznicę. Ona milczała. On nie rozumiał dlaczego. Kochał ją, kochał bardzo mocno.

Wyścig dobiegał końca. Biały odpadł z piątą lokatą, najwyższą spośród młodych koni.
- Wspaniale się spisałeś. Jeszcze trochę, a będziesz mistrzem - powiedział mu Mortigan.
Źrebiec tylko przypłaszczył głowę.
Na Torze zostały cztery konie: King, Mortigan, Wolna i Róża. Bieg nie był ciężki, klacze nie dorównywały siłą i dynamiką ogierom.
Mortigan nie rozumiał, czemu obok niego nie stała Wietrznica. Doskonale wiedział, że dobrze biegała. Tymczasem odpadła jako szósta. Przestało jej zależeć. Zapadała się w sobie. Świat okazał się inny, niż się tego spodziewała.
Z lokatą czwartą odpadła Wolna, z trzecią – Róża. Jej kondycja i stan zdrowia polepszyły się od poprzedniego sezonu. Mimo to w klasyfikacji ogólnej nie wypadła najlepiej.
- Jutro rozstrzygnie się wszystko - powiedział wieczorem Mortigan.
Wietrznica milczała. Nie chciała, żeby coś się rozstrzygnęło, zbyt bała się tego, co może stać się z ich życiem tak w wypadku przegranej, jak i wygranej.
Przed południem stanęli na Torze: King i Mortigan, dwa konie, które pokonały Gryfa. Trójnóg dał znak. Ruszyli. Na początku oba biegły spokojnie, raz jeden, raz drugi prowadził. W połowie dystansu Mortigan poczuł, że zaczyna słabnąć, wtedy przyspieszył, miał nadzieje, że oszuka Kinga i uda mu się uciec. King był jednak zbyt doświadczony, by nabrać się na coś takiego i również przyspieszył.
Nie poddam się - pomyślał Mortigan. Najdalej jak mógł wyrzucając nogi. Był wyższy i dłuższy od mistrza. To dawało mu przewagę.
King spiął się w sobie. Zapomniał o tym, co dobre i słuszne, zacisnął zęby. Wiedział jedno - musiał wygrać. Piana pokryła mu boki, jego oddech stał się rzężący i zaczął sprawiać mu ból. Wszystko jedno, musiał biec, biec, biec. Zamkną oczy. Był na prostej. Musiał gnać, nic więcej. Pot zlewał jego boki, szyję i pysk. Nogi poruszały się mechanicznie.
Żaden nie zwolnił, żaden się nie zawahał. Linie mety przekroczyli razem - łeb w łeb. King, który gnał z zamkniętymi oczami nie znał rezultatu. Mortigan czuł się jednocześnie zwycięzcą i przegranym. Zwiesili głowy, z trudem łapiąc powietrze, czekali na werdykt Trójnoga. Ich boki podnosiły się ciężko.
- Łeb w łeb - oznajmił stary donośnie. - Do następnego sezonu obaj nosicie tytuł mistrzowski. - Białej Gwieździe zadrgały szczęki. - Mortigan w pełni już zasłużył na swoje imię. - Trójnogowi też było ciężko to oznajmić.
Siwek od razu odzyskał siły. Podniósł głowę.
- Wygraliśmy – powiedział śmiejąc się i obsypał Wietrznicę pocałunkami. Ona odpowiedziała mu zimno i mechanicznie, jej pysk i postawa nie wyrażały niczego.
King stał dalej z opuszczonym łbem. Serce tłukło mu się w piersiach. Czuł to. Nie był już tak szybki, jak dawniej. Zaczął się bać. Może już nigdy nie wygra? Starzał się, gdy Mortigan dopiero wstępował w życie. Mortigan miał zająć jego miejsce. Jak radzili sobie ci, którzy nigdy nie wygrywali? Nie wiedział. Poczuł gorycz. To było tak, jakby spojrzał w oczy śmierci. Jego czas dobiegał końca. Zadrżał.
Gdy podniósł głowę - nie mógł długo stać bez ruchu, okazać słabości, przyznać się do odczuwanego lęku - napotkał spojrzenie Ziuty i zrozumiał, że zielona dama odgadła jego myśli.
Tak, boję się, Ziut - pomyślał.
Czas płynie - odpowiedziały jej ciemne, wyłupiaste oczy.
Porozumieli się, choć żadne z nich nie Lśniło.

C.D.N.

Pierwszy opisany sezon jesienny
imię lokata średnia miejsce
Biała Gwiazda 24 20 19
Czarny Diament 7 11,5 10
Wolna 4 10,5 9
Czarny 12 13,5 13
Lotna 8 13 12
Indianek 14 11,5 11
Kak 20 15 15
King 1 1 1
Biały 5 5,5 3
Hasufel 1 1 1
Rozynand 17 15 15
Sylas 15 16,5 17
Wietrznica 6 4 2
Roland 13 10,5 9
Gamoń 19 15,5 16
Róża 3 10 8
Trójnóg 16 15 15
Arwena 6 6,5 4
Wicher Północny 22 21,5 21
Demoniak 9 9 6
Robol 21 20,5 20
Ziuta 25 14,5 14
Błyskawica 23 19,5 18
City’i 18 14,5 14
Chandra 26 15,5 16
Strzałbarnaba 10 9,5 7
Wiatr 11 7 5
Powrót do poprzedniej strony
www.kejti.pl ... Nie zapomnij zajrzeć tu za miesiąc ...