Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska
"Dotarła na szczyt wzgórza. Stąd widziała morze. Płomienie strzelały wysoko w górę. Czuła ich ciepło. Dusił ją mdły zapach wrzącej, buzującej i podrywającej się w górę w ogromnych bąblach krwi. To było jedyne morze tego świata."
"Wokół niego kłębiły się niskie, brzuchate glumy o wielkich oczach, o szerokich, tłustych wargach, całe skryte pod grzywami żółtych, zielonych i czerwonych włosów."
rysunek Ithlini Ellyan Senah
"Dosiadająca wilkołaka kobieta w fioletowej szacie zbliżała się ku niej. (...) Oparła dłoń na rękojeści miecza i wyprostowała się. Musiała być gotowa na wszystko. Fioletowa podjechała do niej tak blisko, że pysk wilkołaka znalazł się prawie przy jej twarzy. Zwierze zmarszczyło się całe, nie zaatakowało jednak, ani nawet nie wydało z siebie najcichszego dźwięku. Dżanę uderzył w twarz jego smrodliwy oddech, ale nie cofnęła się."
"Mat bez siodła dosiadł kasztanowatosrokatej klaczy, którą nazywał Krasulą. Faktycznie miała w sobie coś z krowy - umaszczenie, figurę i potężne rogi po bokach głowy."
"Dżana uderzała mieczem na oślep. Czarne wojsko rozstępowało się przed nią. Tam gdzieś była ciemna brama, która rozwierała się powoli. Dżana popychała Marzenie w przód, choć jeszcze nie wszyscy zeszli jej z drogi. Jej miecz wciąż przecinał powietrze, bardziej strasząc, niż zadając obrażenia. Nagle usłyszała krzyk. Wypuszczony z dłoni oręż i dwa palce wyleciały w górę, a krople krwi naznaczyły twarz wojowniczki. Dżana nie zawahała się, nie zastanowiła nad tym, co się stało."
"Duch przestępował z nogi na nogę patrząc za mną. Zarżał cicho, a potem puścił się galopem pomiędzy drogami. Tak jak ja przeszłam do swojego świata, tak on zniknął na Międzybagnie. Nikt nie miał już go dosiąść. Na bagnie nienależącym do żadnego ze światów, miał czekać, aż wrócę. Może kiedyś wrócę. Nie wykluczam takiej możliwości."
"Nasze ciężkie buty zadudniły na moście do zamku w Trokach. Uniosłam głowę. Czerwone mury wyrosły nade mną, przesłaniając niebo. Ten widok zaparł dech. Jeszcze czegoś takiego nie widziałam, tak majestatycznej i tak wielkiej budowli. Szłam powoli, wyobrażając sobie, jak zabrzmiałyby na tym moście uderzenia końskich kopyt i one zabrzmiały.
To były Dżana i jej klacz."
"Marzenie urosła jeszcze i zmężniała od czasu, kiedy widziałam ją po raz ostatni. Teraz była już dorosła, teraz była niepokonana, stała się najlepszym koniem bojowym stąpającym po ziemi Świata zza Morza Ognia i Krwi."
"Nie uklękła przed nim, tylko pochyliła głowę. Znała obyczaje. Najemnicy nikomu nie byli więcej winni."
"- Łatwiej jest, kiedy nie trzeba jeść – zauważył Rudy.
- Ale ile traci się przyjemności. – otarła usta rękawem. – Lubię świeże królicze mięso.
- Nie jadasz innego – zauważył Rudy.
Dżana zaśmiała się.
- Ale czasem nie mam mięsa i wtedy tęsknię za króliczą pieczeniom."
"Kiedy odjeżdżała, chłopiec stał z sucharem w ustach i patrzył za nią. Inni wydobyliby z niego taką informacje siłą. Nie rozumiał tego, choć coś mu podpowiadało, że być może, tak jak Dżana wyglądają wróżki. Kiedyś słyszał bajki o dobrych wróżkach, które odmieniały losy biednych dzieci. Kto wie, może kiedy zje wszystkie pięć sucharów, zostanie królem?"
"Był wysoki, bardzo wysoki, wyższy od niej. Nosił brodę i wąsy, miał czarne włosy i ciemne, głębokie oczy. Rozmawiała z nim przez chwilę, tylko chwilę. Przerażał ją, a raczej nie on sam, tylko jego koń. To było wielkie, kare zwierze o nabiegłych krwią, nieufnych oczach i ruchliwych, niespokojnych uszach. Jego parskanie brzmiało jak ciche warczenie, a krok był nierówny. Jakiś wypadek sprawił, że stracił kopyto i pęcinę tylnej nogi. Opierał się na dziwacznej, drewnianej konstrukcji, zapewne wykonanej przez jego właściciela."
"Być może byłaby w stanie zwyciężyć w tym wyścigu, ale nagle ugięła się pod nią noga. Kopyto wpadło w dołek.
Na chwilę wszystko się zatrzymało. Potem klacz runęła w bok, na łeb. Dżana wyrzuciła stopy ze strzemion, padając na ziemię. Klacz przekoziołkowała jej po łydkach. Ziemia zajęczała."
"Wiedziała, że musi się skoncentrować. Wiedziała, że trzy razy musi ciąć w to samo miejsce wystarczająco szybko, żeby ciało fioletowej nie zdążyło się zrosnąć. Wiedziała, że tylko tak może ją zabić. Wiedziała też jednak, że nie potrafi tego zrobić.
Znowu skoczyła wprzód, raz, drugi cięła szyje fioletowej. Trzeci raz już nie dała rady. Zachwiała się. Fioletowa oparła jej dłoń na piersi."
"Zebrała w sobie siły, żeby zadrzeć głowę i zobaczyła tego, który nazwał się Księciem Ciemności. Na tronie, spowity w czarną tkaninę, siedział człowiek, a raczej rozlewająca się na boki góra ciała. Naprawdę uczynił się podobnym do Ich Wielmożności Ciemności.
Dżana nigdy przedtem nie widziała tak grubego człowieka. Nigdy nawet nie wyobrażała sobie, że człowiek może być aż tak gruby. Miał okrągłą twarz, obwisłe policzki i małe, świdrujące oczka, ginące w masach ciała. Jego szyję zakrywał wypchany tłuszczem podbródek."
"- Ty jesteś zła. – Czarna postać uśmiechnęła się. – Pomyśl, okaleczyłaś Annę…
- To był wypadek.
- Może, ale nie musiałaś już wtedy wywijać mieczem. Czarni ustępowali ci z drogi. Nie chcieli cię atakować.
- Skąd miałam wiedzieć?
- Dobrzy wiedzą – zauważyła biała postać."
"Obudziła się i zobaczyła nad sobą pomarszczoną, lecz jasną twarz mężczyzny o długich, siwych włosach, długiej siwej brodzie i gęstych brwiach, spod których patrzyły błękitne, wyblakłe oczy.
- Leif, co tu się dzieje? – spytała. – To naprawdę ty? Co tu robisz? Myślałam, że wszyscy odeszliście."
"Stał zupełnie spokojnie, patrząc na nią, ale jego wzrok sprawił, że się cofnęła. Za jego plecami wspiął się na tylnych nogach koń ze skrzydłami i rogiem na czole."
"Wysoko w górach, przy małym, przytulonym do skały domku, zatrzymali się. Dżana zsunęła się z siodła. Marzenie parsknęła cicho. Kobieta położyła jej dłoń na chrapach, drżała, nie wiedziała jak John ją przyjmie, nie wiedziała, co tam, za ścianą, znajdzie. Dom? Jej dom? Jakieś miejsce na świecie. Chciała je mieć, ale wciąż wędrując, nie znalazła jeszcze miejsca, w którym chciałaby i mogła się zatrzymać. Zresztą, znaleźć nie mogła. Nie znajduje się, gdy się szuka."
"Na równinie przed nimi krążyło stado dziwacznych zwierząt. Poruszały się na wpół wyprostowanych tylnych nogach. Były nieco podobne do ludzi, ale całe porośnięte zielono-żółtą sierścią i obdarzone długimi ogonami. Ich pyski okolone barwnymi grzywami przypominały pyski kotów. Podnosiły głowy, łapały w chrapy wiatr, unosiły wargi. Ich długie zęby wystawały z pysków.
- To zielone - wyszeptała Dżana. – To bardzo niebezpieczne zwierzęta. Nie rób żadnych szybkich ruchów i nie patrz na nie."
"Powoli poszła ku wodzie, w blady, rozmazany i groźny świat. Więc to było morze? Nigdy nie myślała, że było takie piękne, aż takie piękne."
"Podskoczyła gwałtownie, dobyła miecza. Jeden, jedyny glum cofnął się o krok. Dżana zamrugała. Poznała go, choć na pozór wyglądał tak samo, jak wszystkie inne. Miał gęstą grzywę żółtych, czerwonych i zielonych włosów, ogromne, ciemne oczy, płaski, szeroki nos, szerokie, żółte wargi, krągły korpus i krótkie kończyny. Co go wyróżniało? Jeden, jedyny ząb sterczał z jego paszczy. Drugi złamał mu Ferro, dawno, dawno temu w historiach, których nie spisałam, bo nie jestem już w stanie ich sobie przypomnieć. W każdym razie to ten glum jako pierwszy ugryzł Ferro, ale potem byli przyjaciółmi, w jasnych, wyidealizowanych, dawnych historiach."
"Obie z klaczą bujały się w powolnym chodzie, wciąż posuwając się naprzód. Jeździec dopędził je, jadąc wyciągniętym kłusem. To był Ferro, na swoim łaciatym kucu. Dziwnie wyglądały ich konie, gdy wierzchowce zrównały się ze sobą - ogromna klacz i sięgający jej do połowy boku mały konik."
"Dosiadła klaczy bez siodła i ogłowia, a zwierze puściło się galopem, w ostatnim zrywie szybsze, niż wiatr.
Gnały obie, szalone i wolne od wszystkich problemów światów. Gnały, a za nimi wzbijał się w górę tuman piachu. Potem klacz zbliżyła się do brzegu morza. Jej nogi zaczęły rozchlapywać wodę. Wzbite w górę krople chłodziły ciało Dżany, wprowadzając ją w jeszcze większą euforię. Bezmiar wód szumiał cicho, tu i tam, gdzie zlewał się z niebem w jedność. Drugiego brzegu nie było. Był szaleńczy pęd, był bezmiar, z którym miały się zaraz połączyć, na cudowną, już nie bolesną wieczność."
"Nikt nie odgadnie, skąd nagle wzięła się w nim taka siła i jak zmusił prawe ramie, by go posłuchało. Wziął Dżanę na ręce, choć ciało wysokiej kobiety gięło się na wszystkie strony, gdy długie nogi prawie ciągnęły się po ziemi. Szedł z nią, gdy wstawało młode słońce, by ogrzać cały świat pojedynczymi jeszcze promieniami. Mat i Pepo nigdy nie zapomnieli tego widoku, gdy stanął przed nimi smutny i zmęczony z Dżaną na rękach, w zalewającym go jasnym, złotym świetle. To była miłość, prawdziwa miłość, której Dżana poszukiwaczka, nie znalazła blisko, bo zawsze patrzyła daleko."