Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska
"Ktoś chwycił Róże przy pysku i spróbował odprowadzić na bok. Klacz wyrwała się i stanęła dęba, rżąc dziko. Nie zgodziła się, by dotykały jej ciężkie, brutalne dłonie. Uderzyła kopytami o bruk i znów stanęła dęba smukła kasztanka o długiej, białej grzywie. Urodziła się nad morzem. Poznała co to szaleństwo galopu, co to wolność. Nauczyła się, ile jest warta i nosiła głowę dumnie wzniesioną. Jej rżenie odbiło się echem od kamiennych ścian."
"W jej umyśle pozostało tylko pragnienie, by go okaleczyć, by zadać mu ból nie do zniesienia. Oderwała mięśnie od jego piszczeli, a te uczyniła kruchymi. Kości trzasnęły, łamiąc się w pół. Ich ostre końce przecięły skórę. Krew popłynęła wartkim strumieniem. Mery runął na kolana. Sam nie wiedział, czemu nie krzyknął. Ból był jednak tak wielki, że aż na niego zobojętniał. To jeszcze jednak nie był koniec. Palce u rąk zaczęły mu pęcznieć, a potem eksplodować jeden po drugim. Jego własna krew ochlapała mu piersi i twarz."
"Zobaczyła jego palce, grube i krótkie, zdeformowane, o ograniczonej możliwości ruchu. Nie wiele myśląc rzuciła: „ja zajmę się zającem” i wyjęła mu go z rąk. Nie od razu jednak zabrała się za to, do czego się zaoferowała. Wzięła za to jego dłoń w swoje dłonie i spróbowała ją wyprostować. Nie było to możliwe."
"Było ich trzech, a ich wierzchowce pędziły pełnym galopem, nie dotykając nogami ziemi. Nie były to konie, a istoty, których Mery nie potrafił nazwać. Były nieco podobne do gigantycznych kotów o różowej sierści, w fioletowe pręgi, do kotów o nogach i szyjach długich i smukłych jak u koni i o potężnych skrzydłach. Nie leciały jednak, tylko biegły (...)."
"Podszedł do niej krokiem jeszcze bardziej niepewnym, niż zwykle. Objął ją. Mocno przycisnął do siebie, nie używając przy tym dłoni, a jedynie przedramion. Wtulił twarz w zagłębienie pomiędzy jej szyją, a ramieniem. Do oczu nabiegły mu łzy. Ona wzięła głęboki oddech i westchnęła jak ktoś, kto pozbywa się wielkiego ciężaru z serca. Też go objęła i stali tak złączeni w jedność."
"Położyła sobie jego ciężką głowę na kolanach. Koń patrzył na nią ze smutkiem ogromnymi, ciemnymi oczami, tak jakby prosił „pomóż mi”, ale ona nie mogła mu pomóc.
- Nie umieraj, cholera, nie umieraj! - wyrwało się tylko z jej gardła. Zwinęła dłoń w pięść i sama zaczęła okładać się nią po nodze. Z jej oczu popłynęły łzy. Czyżby po to odzyskiwała nadzieję, żeby stracić ją tak szybko?"
"To nie Axia znalazła Dżanę, a Dżana znalazła ją. Zobaczyła ją idącą ze złotowłosym chłopcem na rękach. Najpierw poznała w nim swojego syna, a dopiero potem w niej tą, która go okaleczyła, a której ona przedtem pomagała."
"Przyszła nagle, nie wiedzieć z której strony. Przyszła taka, jak przychodzi w najgorszych sennych koszmarach, taka jaką straszy się małe dzieci. Przyszła pod postacią ogromnego, ludzkiego szkieletu spowitego w czarny płaszcz z kapturem. W dłoni dzierżyła kosę. Zadrżeliśmy wszyscy. Tylko jeden Ferro zachował zimną krew. On stał już kiedyś oko w oko z Kostuchą."
"Jak przez mgłę dotarło do niej rozpaczliwe rżenie Marzenia. Długo miało brzmieć w jej głowie, długo miało budzić ją po nocach. Marzenie bała się. Marzenie wołała ją do siebie, ale ona nie miała już wrócić."
"Śnił o Sidi. Widział jej twarz w mroku stajni, za plecami miała łeb Betsy.
- Powiedziałeś, że nauczyłeś się godzić z losem - powiedziała śpiewnie. - Co to znaczy?"
"Klacz kwiknęła i stanęła dęba. Mery runął w dół. Kiedy zetknął się z ziemią, na moment go zamroczyło (...). Róży już nie było. Galopowała przed siebie coraz głębiej w las, uciekając od nieznanego niebezpieczeństwa. Brała udział w nie jednym starciu i nigdy dotąd się nie spłoszyła. Jednak w obcym tkwiło coś, co nie pozwoliło zachować jej zimnej krwi. Była to nieznana, zła moc, która ją przeraziła."
"Nic nie zostało z opowieści o Gill, a przecież były, tak jak są opowieści o Merym. Pamiętam, że w jednej z nich miała zmierzyć się z Wiglerem władcą wilkołaków, wilkołków i czerwonych wilków. Nie pamiętam już jednak jak wyglądały wilkołki i czerwone wilki. Pamiętam tylko, że były słabsze i mniejsze od wilkołaków."
"W opowieści tej Gill za jakieś przewinienie została przemieniona w łaciatą sukę."
"Był też dziki chłopak i jego ogromny, kudłaty, bułany koń. Chłopiec miał chyba na imię Jack, a jego koń Melon. Z opowieści o nich pozostał mi jeden rysunek, przedstawiający konie i dzieci, które osunęły się z urwiska oraz spisany w punktach plan opowieści, na podstawie którego nie jestem jednak w stanie jej odtworzyć."
"Ci niebiescy jeździli na klaczy o bardzo kolorowej sierści łączącej w sobie chyba wszystkie istniejące umaszczenia. Ta klacz miała na imię Lotna."
"W jakiejś były roboty, które porwały konie towarzyszy Dżany i znęcały się nad nimi. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek wiedziałam skąd wzięły się roboty i czego naprawdę chciały. Wielokrotnie jednak narysowałam scenę chłostania przez nie koni, a kiedyś nawet ją opisałam."