Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska
Kiedy widzi się je na padoku, można na moment zapomnieć o tym, że są stare i brzydkie. Nie pamięta się, że Kara jest łękowata i przebudowana, że ma opoje, że przeskakuje jej staw pęcinowy w tylnej, prawej nodze, ani że czas naznaczył jej pysk siwizną. Nie dostrzega się także krzywego ogona Florka. Na padoku widzi się karą klacz o sierści lśniącej jak u kreta i ciemnogniadego wałacha, które okazują sobie czułość, stojąc tuż koło siebie i iskając sobie nawzajem grzywy. Jak ludzcy zakochani nie zwracają uwagi na to, co się wokół nich dzieje, poza sobą nie widząc świata.
Kiedy widzi się je na padoku, po prostu się wie, że łączy je głębokie uczucie, może nawet podobne do ludzkiej miłości. Kiedy się wie, ile przeszły, że całe życie ciężko pracowały, rzadko opuszczając stajnie bez jeźdźca na grzbiecie i równie rzadko spotykając się z czułością ludzi, kiedy się wie, że miały okresy, gdy wyczerpane nerwowo pracą w szkółce jeździeckiej stawały się agresywne, trudno uwierzyć, że zachowały w sobie tkliwość i pozytywne emocje.
Ich los nie jest jeszcze do końca pewny. Kiedy Akademia Sportu i Zdrowia opuściła należącą od SGGW stajnie na Wolicy, zabrała swoje konie, zostawiając cztery dzierżawione wraz z budynkiem: Dębnika, Cynię i tą dwójkę Karą i Florka.
Boksy nie pozostały długo puste. Zajęły je konie będące własnością Zakładu Hodowli Koni. To zakład miał odtąd zarządzać stajnią na Wolicy i stworzyć nowy klub jeździecki. Na początku lipca, latem 2001 roku nic jednak nie było jeszcze postanowione. Stajnia przechodziła gruntowne porządki, a niedosiadane przez nikogo konie chodziły na padoki korzystając z wakacji, jakich nie zaznały od lat. Pracownicy zakładu zastanawiali się, czy całej wyeksploatowanej do granic możliwości czwórki nie wymienić na inne konie lub nawet nie wysłać transportem do Włoch, w podróż bez powrotu. Spracowanym koniom należ się wreszcie lepszy los, ale zupełny brak funduszy kazał nowym zarządcą obiektu patrzeć na świat chłodnym, pozbawionym sentymentów spojrzeniem.
Nie wiem do końca, jak konie postrzegają czas. Na pewno nie tak, jak ludzie. Konie pamiętają minione wydarzenia, ale nie sądzę, by roztrząsały je, jak my to robimy i by stare rany wciąż mogły je boleć. Wiem też, że są w stanie przewidzieć następstwo zdarzeń, nie sądzę jednak by jak ludzie wybiegały myślami w przód i martwiły się o swoją przyszłość. Tak jest lepiej dla nich. Dlatego też nie znając lęku przed rozłąką Kara i Florek mogły się bezgranicznie cieszyć swoją teraźniejszością, obecnością drugiej, bliskiej istoty i czułym dotykiem. Mogły być szczęśliwe i dla mnie piękne.
11.07.2001 – Wołczyny