Kejti's Factory - Opowiadanie

"Krowa"



Copyright ©   Kejti - Katarzyna Kwiecińska


Jesteśmy w zootechnicznym zakładzie doświadczalnym. Mamy przed sobą specjalistę na skalę krajową od transferu zarodków i różnych innych tym podobnych rzeczy. Obok niego stoi uwięziona w poskromie krowa. Jej zad, ogon i boki są oblepione zaschniętym kałem. Z nasady ogona sterczy pozostawiona przez młodego weterynarza igła. Krowa dostała znieczulenie dordzeniowe. To, co widzę, przyjmuję zimno. Uczelnia zafundowała mi już tyle makabrycznych widoków, że mogę powiedzieć, że do nich przywykłam.
Mrużę oczy, odcinam się od szumu świata. Rejestruję szczegóły: bród, wystające guzy biodrowe zwierzęcia i tę nieszczęsną igłę, sterczącą w górę i nieco w lewo. To byłoby dobre zdjęcie obrazujące nasze realia. O tym tylko myślę. Staram nie zastanawiać się, co czuje krowa i jak to się dla niej skończy.
Tak jak lekarze, pielęgniarki czy weterynarze muszą oswoić się z widokiem krwi, cierpienia i śmierci, tak samo musi oswoić się z tym zootechnik. Nie znaczy to jednak, że przestaje się rozumieć, co jest dobre, a co złe i że przestaje się współczuć.
Ale przecież gdybym zemdlała czy zwymiotowała, nic by to tej nieszczęsnej krowie nie pomogło. A byłam bliska wymiotów na widok nieotartego przez weterynarza pasma gęstego śluzu zwisającego z jej sromu. Opanowałam się. Jestem przecież zootechnikiem. Jeśli chcę do czegoś w życiu dojść, coś na świecie zmienić, muszę być twarda.
- Mogliby chociaż umyć tę krowę na przyjazd studentów – mówi Kamila, szeptem tak teatralnym, że słyszą ją wszyscy.
Kamila nie boi się mówić, co myśli. Taka już jest. Czasem trudno z nią przez to wytrzymać, ale nie sposób nie cenić tej cechy.
- Tak, mogliby – przechodzi pomruk przez grupę.
Weterynarze nie reagują, robią swoje. Idzie im świetnie. Wsadzili już w krowę kateter i udało im się połamać filtr przy pojemniku, do którego chcieli wypłukać zarodki. Na tym kończą się ich osiągnięcia. Niczego nie udaje się im wypłukać. Mimo przeróżnych manipulacji kanaliki odchodzące od katetera pozostają niedrożne.
- Cholera! – Weterynarz znowu zagłębia rękę w odbytnicy krowy, a drugą manipuluje przy kateterze.
- Za dużo śluzu – mówi sam do siebie. Potem wyciąga kateter i odwraca się do nas. – Nie możemy zrobić płukania – tłumaczy. – Ta krowa nam poroniła. Ma za dużo śluzu w macicy. Widać, jeszcze się nie podleczyła.
Po głowie chodzi mi pytanie – „to co my płuczemy, skoro poroniła?” Nie zastanawiam się nad tym długo. Przez moment mam nadzieję, że damy już tej krowie spokój. Nic z tego.
- Płukanie nie wyszło, zrobimy pobranie oocytów.
- Czy można to na niej robić, skoro jest chora? – To znowu Kamila.
Nie ma odpowiedzi.
Ponowimy to pytanie później. Kobieta prowadząca ćwiczenia z ciężkim sercem odpowie: „Nie, nie można.” A my zapytamy: „To czemu oni to robili?” „Bo nie mają innej krowy”. Powiemy, że to bez sensu, że nie musieliśmy wcale tego oglądać, że nagranie na wideo by wystarczyło. Nie należy przecież zapominać o słowach specjalisty na skalę krajową, od których zaczął prezentację: „Na zachodzie stosowanie tej metody ma na celu uzyskanie dużej ilości cieląt, u nas ma na celu nauczenie się tej metody.”
„Nie przejmujcie się”, powie młoda pani prowadząca na co dzień ćwiczenia z biotechnologii w rozrodzie zwierząt, „ten zakład się już niedługo rozpieprzy”. Myślę, że nie tego chcielibyśmy i nie tego chciałaby ta chuda i brudna krowa.
Ręce weterynarza znowu znajdują się w odbytnicy zwierzęcia. Krowa rzuca głową i kuli się w sobie.
- Nie trzeba by ponowić znieczulenia? – pada z tyłu grupy.
- Nie. Ona nic nie czuje – zapewnia nas młody weterynarz, chociaż ja już wiem, że jego wcale to nie obchodzi.
Igła od strzykawki wciąż sterczy w górę i nieco w bok. Krowę czeka jeszcze jedna grupa studentów.

29.05.2001 – Warszawa

Powrót do pierwszej strony
www.kejti.pl ... Nie zapomnij zajrzeć tu za miesiąc ...